Jacek Jaworek poszukiwany. Rodzina dzwoniła na numer alarmowy
Podejrzany o zabójstwo trzyosobowej rodziny Jacek Jaworek nadal jest nieuchwytny. Tymczasem, jak nieoficjalnie ustaliła Wirtualna Polska, tuż przed tragicznymi wydarzeniami jeden z domowników zadzwonił na numer alarmowy 112. - Nikt się nie odzywał, ktoś musiał bardzo się bać. W tle było słychać krzyki - mówi nasz informator. Po tym, jak namierzono numer telefonu, na miejsce został wysłany patrol policji.
14.07.2021 09:55
- Podczas rodzinnej awantury na numer 112 zadzwonił ktoś z domu. Nie odzywał się, w tle było słychać krzyki, wyzwiska, domową sprzeczkę. Ktoś chciał za wszelką cenę poinformować szybko służby o tym, co się dzieje w domu - mówi Wirtualnej Polsce jeden ze śledczych znających kulisy sprawy.
Telefon udało się namierzyć w Centrum Powiadamiania Ratunkowego. Operator CPR przekazał informacje o miejscu awantury miejscowej policji. Po 12 minutach na miejscu pojawił się patrol z funkcjonariuszami.
- Policjanci, którzy przyjechali, zastali wstrząsający widok: mnóstwo krwi, ślady po kulach i trzy martwe osoby. Od razu wezwano posiłki - mówi nam jeden ze śledczych znających kulisy sprawy. Do tragedii miało dojść między 1 a 2 w nocy z piątku na sobotę.
W tym czasie podejrzany o zabójstwo oddalał się przez las, który - jak wcześniej informowaliśmy - bardzo dobrze znał. Nieoficjalnie, większe siły policyjne pojawiły się po kilkudziesięciu minutach. W nocy przyjechał również wezwany na miejsce prokurator, a także specjalistyczna ekipa i pracownicy zakładu medycyny sądowej.
Jacek Jaworek. Dramatyczny przebieg zdarzenia
Według informacji "Faktu", Jacek Jaworek miał oddać kilkanaście strzałów w kierunku rodziny swojego brata. Siedem kul miało trafić 44-letniego Janusza, dwie jego żonę Justynę i co najmniej jedna ich 17-letniego syna Jakuba. Przeżył drugi 13-letni syn, który schował się najpierw w szafie, a później uciekł przez okno.
"Morderca celował z bliska, jego ofiary zginęły na miejscu. Nie było szansy na jakikolwiek ratunek. Gdy przyjechali śledczy, znaleźli ciała rodziny, które tonęły w kałużach krwi. Część wystrzelonych kul utkwiła w ścianach domu jednorodzinnego. To świadczy o tym, że morderca strzelał na oślep" - opisuje tragedię "Fakt".
Akcja poszukiwawcza podejrzanego Jacka Jaworka trwa już piątą dobę. Bierze w niej udział ponad 200 funkcjonariuszy. Wykorzystywany jest specjalistyczny sprzęt - drony z kamerą termowizyjną i mobilne centrum wsparcia, czyli specjalistyczny wóz, do którego trafia sygnał z urządzeń nawigacyjnych, jakie mają ze sobą przeczesujący teren mundurowi. Od poniedziałku do działań śledczych włączyli się policjanci z Niemiec, którzy przywieźli ze sobą psy saksońskie.
- Cały czas sprawdzamy sygnały spływające do nas od społeczeństwa i innych służb. Nadal trwa mapowanie terenu w pobliżu miejsca zbrodni - powiedział WP mł. asp. Kamil Sowiński z częstochowskiej policji. - Zbieramy kolejne materiały w tej sprawie i przesłuchujemy świadków - dodał.
We wtorek po południu sąd zdecydował, że Jacek Jaworek poszukiwany jest listem gończym. Według prokuratury możliwym motywem zbrodni był konflikt rodzinny wokół pieniędzy - podziału ojcowizny.