Izraelscy żołnierze strzelali do cywilów, by bronić agentów
Obawa przed odcięciem od głównych
sił izraelskich operujących w palestyńskim mieście Rafah "tajnej
grupy operacyjnej", działającej wśród Palestyńczyków, miała być
przyczyną ostrzelania w środę przez izraelski czołg i śmigłowiec
szturmowy demonstracji cywilnej ludności.
Tak wytłumaczył wydanie rozkazu otwarcia ognia do tłumu, wskutek czego zginęło dziesięciu Palestyńczyków w wieku od 11 do 18 lat, izraelski generał Szmul Zakad dowodzący operacją "Tęcza", czyli pacyfikacją Rafah. W incydencie 80 osób zostało rannych.
Generał potwierdził, że izraelski czołg wystrzelił do demonstrantów cztery pociski i ostrzelał ich z broni maszynowej, a jednocześnie Palestyńczycy zostali zaatakowani rakietami odpalonymi ze śmigłowca.
Izraelski minister obrony Szaul Mofaz czuł się w obowiązku przeprosić za atak na demonstracje cywilów.
Izraelskie źródła wojskowe dementują te informacje, twierdząc, że chodzi jedynie o "przegrupowanie sił", a operacja będzie prowadzona nadal po sobotnim odpoczynku.
Generał Zakad oświadczył, że w toku operacji "Tęcza" wojsko izraelskie aresztowało "dziesiątki palestyńskich aktywistów" - członków ruchu oporu przeciwko izraelskiej okupacji ziem Autonomii Palestyńskiej - wśród nich część przywódców zbrojnej partyzantki.