Izrael osiągnął sukces w 48 godzin. Jak to możliwe?
Iran kolejny raz przekonał się o ograniczeniach własnej obrony powietrznej. Mimo że Teheran dysponuje rozbudowanym systemem OPL i deklarował jego zdolność do zwalczania celów na dużym pułapie i dystansie, skuteczność tej tarczy okazała się mocno przeceniona.
Izraelski atak był nie tylko udany, ale pozwolił Izraelowi na zdobycie dominacji w przestrzeni powietrznej w ciągu niespełna 48 godzin. Coś, czego Rosja nie zdołała osiągnąć nad Ukrainą przez ponad trzy lata pełnoskalowej wojny.
Iran przez lata inwestował w rozwój własnych systemów przeciwlotniczych, zarówno kupowanych za granicą, jak i produkowanych lokalnie. Kluczowym komponentem jego OPL jest system S-300PMU-2 dostarczony przez Rosję w 2016 r., a także Bavar-373, którą Teheran reklamował jako równoważną rosyjskiemu S-300.
Obok nich funkcjonują systemy średniego zasięgu Raad, wykorzystujące jako efektor pociski Taer oraz te krótkiego zasięgu - jak rosyjski Tor-M1 i lokalne odpowiedniki - jak system Mersad będący de facto kopią amerykańskiego Hawk.
Wszystkie one miały tworzyć wielowarstwową obronę kraju: od pułapu niskiego po wysoki, z pokryciem radarowym i wyrzutniami zdolnymi do działania wokół strategicznych obiektów.
Oszukać system
Problem w tym, że struktura tych systemów ma ograniczoną świadomość sytuacyjną i bardzo niską odporność na działania wojny radioelektronicznej. Dodatkowo część z tych systemów jest stacjonarna lub półmobilna, co czyni je podatnymi na wykrycie i neutralizację jeszcze przed zasadniczą fazą ataku.
Choć systemy takie jak Bavar-373 mają deklarowany zasięg przekraczający 200 km, nie ma dowodów, by rzeczywiście osiągały te parametry w warunkach bojowych. Co więcej, nawet ich radary dalekiego zasięgu nie są zdolne do jednoczesnego śledzenia i naprowadzania rakiet na wiele celów manewrujących nisko nad terenem, co było jednym z kluczowych elementów izraelskiego ataku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
PSL zrywa z Polską 2050. Czarnek: "Dobrze, gdyby się ocknęli"
Nie bez znaczenia był też czynnik ludzki. Irańska obrona przeciwlotnicza działa w warunkach wysokiej centralizacji dowodzenia. Decyzje o otwarciu ognia, zwłaszcza w pobliżu strategicznych ośrodków, muszą być zatwierdzane przez wyższe szczeble. Prowadzi to do opóźnień, które w warunkach precyzyjnego uderzenia oznaczają praktyczną bezradność.
Brakuje też realnego doświadczenia bojowego. Irańczycy ćwiczyli symulowane ataki, ale nie mierzyli się wcześniej z przeciwnikiem dysponującym tak zaawansowanymi środkami walki zintegrowanej.
Wysoka skuteczność
Izrael zastosował zestaw dobrze znanych i przetestowanych środków. W pierwszej fazie ataku nad Iran nadleciały bezzałogowce imitujące pociski manewrujące. Ich zadaniem było nasycenie irańskiego systemu obrony, zmuszenie go do ujawnienia pozycji radarów i wyrzutni oraz zużycia cennych rakiet.
Dopiero potem nastąpiły uderzenia właściwe. Precyzyjne, dobrze zsynchronizowane, prowadzone z różnych kierunków, często z użyciem amunicji o niskiej wykrywalności i zmniejszonym sygnale radarowym.
Na skuteczność tego podejścia złożyło się kilka czynników. Po pierwsze, Izrael wykorzystał dane rozpoznawcze dostarczone nie tylko przez własne środki satelitarne i drony, ale również przez amerykańskie satelity wojskowe i samoloty rozpoznawcze, jak RC-135 i E-8C JSTARS.
Po drugie, kontrola nad przestrzenią powietrzną Iraku, gdzie obecne są nadal amerykańskie siły, pozwoliła na prowadzenie skrytych działań z terytorium sąsiedniego państwa.
Po trzecie wreszcie, środki walki radioelektronicznej skutecznie oślepiły irańskie radary, zakłócając nie tylko wykrywanie celów, ale również ich identyfikację i naprowadzanie rakiet.
Studium przypadku Rosji
Kontrast z sytuacją rosyjską jest uderzający. Mimo że Moskwa dysponuje nieporównywalnie większym arsenałem systemów S-300 i S-400, a także siecią radarów dalekiego zasięgu, nie była w stanie zdobyć i utrzymać przewagi powietrznej nad Ukrainą. Powody są jednak inne niż w przypadku Iranu.
W przypadku Rosji zawiodły założenia doktrynalne: agresor spodziewał się szybkiego załamania oporu i nie przygotował kampanii dezintegracji ukraińskiego systemu obrony przeciwlotniczej na dużą skalę. Ponadto Ukraina posiadała dużą liczbę rozproszonych, mobilnych zestawów krótkiego i średniego zasięgu, które stale zmieniały pozycje.
Rosyjskie lotnictwo - pozbawione danych z nowoczesnych systemów rozpoznawczych i wsparcia walki elektronicznej w odpowiedniej skali - musiało działać na ślepo. W dodatku rosyjskie siły poniosły poważne straty w sprzęcie i załogach w pierwszych miesiącach wojny, co skutecznie zniechęciło do głębszych penetracji ukraińskiej przestrzeni.
Czytaj więcej: Izraelski wywiad poluje na irańskich generałów. Kluczowe są nie tylko technologia i precyzja
Izrael nie popełnił tych błędów. Uderzył nie tylko precyzyjnie, ale i warstwowo. Najpierw dokonał rozpoznania, którego Rosji zabrakło, a potem przeprowadził zakłócanie systemów i atak dywersyjny, a na końcu - rzeczywiste uderzenia.
Iran nie zdołał zbudować systemu, który mógłby temu skutecznie przeciwdziałać. Paradoksalnie, mimo propagandowych porównań do rosyjskiego S-300 jego krajowy Bavar-373 okazał się nie tyle analogiem zaawansowanej technologii, co symbolem ograniczeń państwa izolowanego - obciążonego sankcjami i działającego w warunkach strukturalnego niedoinwestowania.
Z tego ataku płynie istotna lekcja: skuteczna obrona powietrzna nie zależy tylko od liczby wyrzutni i deklarowanego zasięgu. Liczy się integracja systemów, świadomość sytuacyjna, łączność, rozproszenie, szybkość reakcji i doświadczenie bojowe. Iran nie miał żadnej z tych przewag. Izrael i Stany Zjednoczone miały wszystkie. To też jest istotna lekcja dla Polski, która właśnie buduje nowoczesną obronę przeciwlotniczą.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski