ŚwiatW wojnie z Izraelem wszyscy "handlują" ciałami poległych. Koszmarny proceder jest tu normą

W wojnie z Izraelem wszyscy "handlują" ciałami poległych. Koszmarny proceder jest tu normą

Izrael nie zrobi Palestyńczykom "darmowego prezentu" ze zwłok terrorystów. Tak twierdzi premier Izraela Beniamin Netanjahu. Na Bliskim Wschodzie wszystko jest towarem i ma cenę. Także szczątki zabitych.

W wojnie z Izraelem wszyscy "handlują" ciałami poległych. Koszmarny proceder jest tu normą
Źródło zdjęć: © Getty Images
Jarosław Kociszewski

07.11.2017 | aktual.: 07.11.2017 18:12

- Sprowadzimy naszych chłopców do domu. Nie ma darmowych prezentów – powiedział premier Beniamin Netanjahu, odnosząc się do sprawy ciał pięciu palestyńskich terrorystów zagarniętych przez Izraelskich żołnierzy.Kilka dni wcześniej Izraelczycy wysadzili w powietrze tunel, który islamiści kopali ze Strefy Gazy. W eksplozji zginęło kilkunastu członków Dżihadu i Hamasu.

Szef rządu w Jerozolimie chciałby wymienić zwłoki terrorystów na szczątki dwóch izraelskich żołnierzy zabitych w Gazie w 2014 r. oraz dwóch obywateli państwa żydowskiego, którzy, prawdopodobnie pod wpływem zaburzeń psychicznych, przedostali się na terytorium palestyńskie. Członkowie rodziny jednego z zaginionych żołnierzy zaapelowali do rządu, aby nie oddawać przechwyconych zwłok.

Cenne, bezimienne groby

Każda ze stron bliskowschodniego konfliktu skrzętnie przeszukuje pola bitew w poszukiwaniu szczątek wrogów, które w przyszłości posłużyć mogą do wymiany za żywych lub martwych towarzyszy broni. Izraelczycy grzebią przechwycone ciała palestyńskich terrorystów i czy bojowników libańskiego Hezbollahu na "cmentarzach dla bojowników wroga".

Najbardziej znane takie miejsce znajduje się w Dolinie Jordanu. Palestyńczycy nazywają je "cmentarzami liczb" z powodu oznaczonych liczbami tabliczek wystających z ziemi. Dzięki nim Izraelczycy potrafią zidentyfikować zwłoki i wykopać je w razie potrzeby.

Bojownicy libańskiego Hezbollahu kilkanaście lat temu wymyślili porażający sposób pozbawienia izraelskiego wroga karty przetargowej. Jeżeli tylko mieli taką możliwość zabierali z pola bitwy głowy poległych kolegów, które następnie grzebali podczas uroczystych ceremonii. Izraelczycy przejąć mogli co najwyżej trudne do zidentyfikowania zwłoki bez wartości w handlu szczątkami. Pod koniec ubiegłego wieku w południowym Libanie, w ramach sił pokojowych ONZ, służyli polscy saperzy, którym niekiedy przypadał w udziale potworny obowiązek zbierania takich korpusów z zalesionych wzgórz.

Obraz
© Getty Images

W 1997 r. w zasadzce w południowym Libanie zginęło 12 izraelskich żołnierzy w tym 11 komandosów należących do słynnej Flotylli 13. Szyiccy bojownicy skrzętnie pozbierali szczątki. Rok później fragmenty zwłok sierżanta Itamara Ilyii Izraelczycy wykupili za 60 żywych i 40 martwych Libańczyków. Wśród ciał wykopanych z "cmentarza dla bojowników wroga" były zwłoki Hadiego Nasrallaha, syna przywódcy Hezbollahy Hassana Nasrallaha.

U podstaw tego przerażającego procederu leży zasada, zgodnie z którą izraelska armia nigdy nie porzuca swoich ludzi na polu walki niezależnie od tego, czy są żywi czy martwi. O ile wymiany ciał są kosztowne to najcenniejsi dla organizacji walczących z Izraelem są żywi jeńcy.

Latem 2006 r. bojownicy Hezbollahu porwali kaprala Gilada Shalita. Poszukiwania i negocjacje trwały pięć lat. Ostatecznie żołnierz został wymieniony na 1 027 Palestyńczyków, w tym wielu członków Hamasu.

Lepsza śmierć niż niewola?

Każdy przypadek zaginięcia czy ujęcia żołnierza jest dla Izraelczyków głęboką traumą. Z tego powodu opracowano protokół "Hannibal", od której izraelska armia oficjalnie się odżegnuje. Nieformalna procedura pozwala użyć wszelkich, dostępnych środków w celu zapobieżenia ujęcia żywego Izraelczyka i uniknięcia kosztownej wymiany jeńców. "Hannibal", który w ekstremalnych przypadkach oznacza zgodę na zabicie własnego żołnierza, jest jednym z rozkazów, do których Izraelczycy oficjalnie się nie przyznają, choć dobrze je znają.

Przed wkroczeniem do Strefy Gazy dowódca 51 batalionu brygady Golani powiedział swoim żołnierzom, że nie wolno im wpaść w ręce wroga. Nawet za cenę samobójstwa. Po raz ostatni rozkaz został tego rodzaju wydany podczas walk w Strefie Gazy w 2014 r. Do prasy trafiły nagrania komunikacji radiowej z bitwy w mieście Rafah, podczas której 23-letni porucznik Hadar Goldin miał trafić w ręce Hamasu. Z ust oficerów pada nazwa "Hannibal".

Ciężka artyleria i lotnictwo w ciągu trzech godzin wystrzeliły i zrzuciły ok. tysiąc pocisków, rakiet i bomb w gęsto zabudowanym terenie. W pewnej chwili oficerowie zaczęli tracić kontrolę nad niemal histerycznym użyciem siły. - Wstrzymajcie ogień, idioci! Sami się pozabijacie - krzyczał dowódca. W tym czasie zabitych i rannych zostało kilkuset cywilów. Profesor Asa Kasher, twórca kodeksu etycznego izraelskiej armii ujawnił, że błędne użycie protokołu "Hannibal" kosztowało życie izraelskiego żołnierza.

Co kilka lat dochodzi do wymiany jeńców. Czasem wolność odzyskują żywi ludzie, którzy niekiedy lata spędzili w niewoli. Z rąk do rąk przechodzą także proste trumny ze szczątkami poległych. To skromne ceremonie, które zazwyczaj przygotowują organizacje międzynarodowe. Za nimi stoi jednak niewyobrażalnie okrutny i straszny wymiar konfliktu, który trudno pogodzić z wyobrażeniami o współczesnej wojnie postrzeganej ze sterylnej perspektywy "inteligentnej broni".

wojnaizraelliban
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (48)