"Nienawidzę kleru za zło, które się tam gnieździ"
Józef Tischner określa się w "Dzienniku" mianem człowieka szukającego. "Ideologię katolicką przyjąłem ze względu na metrykę, księdza i tradycję, oto dlaczego katolicyzm mój był powierzchowny. Byłem młody, wiedza moja nie dorosła jeszcze do matematycznego obliczenia drogi postępowania, stąd moje wahania, stąd niepewność. Te prawdy są dogmatami w stosunku do mnie. I może niejednemu wydać by się mogło, że już jestem katolicyzmu 'mężem opatrznościowym', a przynajmniej jego wyznawcą, bo nie wie, ile mnie to wszystko kosztuje! Doprawdy milion razy lepiej jest być katolikiem w oczach bliźnich niż w swoich, gdzie co krok wątpliwości każą szukać prawdy tam, gdzie być może ta wcale się nie znajduje. Co począć w tym wypadku? Najprostszą drogą byłoby pójść za mrzonkami, uczepić się ich i stać się Nostradamusem bez stanowiska i oparcia. (...)
Wojciech Bonowicz przyznaje w "Tygodniku Powszechnym", że jest wiele rzeczy, które nie podobają mu się w przeszłości Kościoła i w postawie współczesnych księży: "marzy mu się Kościół, który nie będzie się koncentrował na sobie, lecz będzie miał odwagę podejmowania problemów społecznych".
"Nienawidzę kleru za zło, które się tam gnieździ, ale mam szacunek dla wyższych władz. Nienawidzę psychozy alumnów seminariów duchownych! Nienawidzę wielu rzeczy z przeszłości Kościoła, ale wierzę w Ewangelię, Pismo św. i w Boga. Ale nade wszystko wierzę w Miłość!" - wyznaje na łamach swojego dziennika przyszły ksiądz.