Intymne zapiski księdza Tischnera
Ukrywał je przed rodzicami
Intymne zapiski ks. Tischnera
Ks. Józef Tischner był kapłanem, filozofem, autorytetem i człowiekiem obdarzonym niezwykłym poczuciem humoru. Aktywnie wspierał rozwój kultury góralskiej. W latach siedemdziesiątych stał się znaną postacią w życiu intelektualnym Polski, a dekadę później uznano go za kapelana "Solidarności". W 1999 roku prezydent Aleksander Kwaśniewski odznaczył go Orderem Orła Białego.
Po 14 latach od śmierci ks. Tischnera brat kapłana - Marian Tischner - postanowił opublikować odnaleziony dziennik księdza ze szkolnych lat. W swoim pamiętniku kilkunastoletni Józek stworzył barwny portret pokolenia, które dorastało w latach powojennych, a zarazem przejmującą opowieść o młodości, miłości, dojrzewaniu, buncie. "Im bardziej zagłębiałem się w tekst, tym bardziej stawało się dla mnie oczywiste, że należy go udostępnić innym. Wahałem się jednak z podjęciem takiej decyzji, gdyż pewne fragmenty dziennika, pisane przez bardzo młodego chłopca, zawierają szereg intymnych zwierzeń, a także uszczypliwe opinie o niektórych osobach" - pisze Wojciech Bonowicz, autor książki "Tischner. Dziennik 1944-1949. Niewielkie pomieszanie klepek".
"Dwa zeszyty formatu A5 w szeroką linię, o stronicach z eleganckim czerwonym brzeżkiem i sztywnych okładkach. Zapisane równym, czytelnym pismem, nieznacznie się, wraz z upływem lat, zmieniającym. Wiadomo było, że są, że Tischner ich nie zniszczył; co jakiś czas rodzinie i znajomym odczytywał niektóre strony. Bywało, że robił to również na publicznych spotkaniach. Niemniej po jego śmierci dziennik czekał wśród innych archiwaliów na swój czas" - wyjaśnia na łamach "Tygodnika Powszechnego" Wojciech Bonowicz.
Dzięki uprzejmości wydawnictwa "Znak" Wirtualna Polska przedstawia fragmenty "Dziennika".
"Widział strach ojca"
"W warunkach wojennych taki notes to majątek. Skoro ktoś (zapewne rodzice, choć może także któraś z ciotek) zdecydował, że warto go poświęcić na dziecięce zapiski, widocznie wiedział, iż nie będzie to inwestycja zmarnowana.(...)
Autor dziennika jest dzieckiem, które dojrzało w czasie okupacyjnej nocy: przeżył paniczną ucieczkę w góry we wrześniu 1939 roku; pamięta rewizję w pociągu, którym jechał razem z ojcem, i strach o ojca, któremu żandarmi kazali wysiąść; widział szanowanych nowotarskich Żydów zmuszonych przez okupanta do zamiatania ulic miasta; wie, dlaczego niektórym kobietom goli się głowy, i nadstawia ucha, ilekroć w domu mówi się o akcjach podejmowanych przez partyzantów; w drodze do szkoły stał się mimowolnym świadkiem rozstrzelania, choć samej egzekucji nie widział. O większości z tych wydarzeń nie wspomina w dzienniku, wiemy o nich z późniejszych wywiadów" - pisze we wstępie "Dziennika" Wojciech Bonowicz.
"Mój życiorys i moja przeszłość"- taki tytuł nosi pierwszy zapis w dzienniku młodego Józefa Tischnera.
"Seria z automatu przeleciała nad głową Józka"
"W styczniu 1945 roku rusza ofensywa sowiecka. Zanim Niemcy wycofają się z Rogoźnika, ostrzelają i podpalą we wsi kilkanaście domów. Seria z automatu przeleci tuż nad głową młodego Tischnera.
Kilka dni później na równinie od strony Nowego Targu pojawią się żołnierze Armii Czerwonej. Tischnerowie będą musieli odstąpić im szkołę i zamieszkać u sąsiadów. Zapisu o tych wydarzeniach już w dzienniku nie ma. Nic dziwnego, dla rodziny zaczyna się trudny okres nieustannych przeprowadzek. Przez następne dwa lata zeszyt leży nieotwierany. Może zresztą Józek Tischner do niego zagląda, ale notatek nie robi. Wraca do systematycznego pisania dopiero w lutym 1947 roku. Przez te dwa lata zmienił się świat wokół niego i zmienił się on sam. Pierwsze strony zapisało dziecko, owszem, szybko dojrzewające, ale jednak ciągle patrzące na świat z 'małego punktu widzenia" - opowiada Wojciech Bonowicz.
Życie w bursie
"Drugi świat barwnie w dzienniku opisany to szkolna bursa, przeznaczona dla uczniów płci męskiej, mieszcząca się tuż obok gimnazjum, w budynku przy ulicy Nadwodnej. Tischner zamieszkał w bursie, a nie na stancji, ponieważ jako dziecko nauczycielskie miał tam zapewnione miejsce za połowę normalnej stawki. Bursę wybrali też jego koledzy z Łopusznej, Albin Greczek i Józef Klamerus, z którymi w każdy weekend przemierzał drogę z Nowego Targu do rodzinnej wsi i z powrotem. (Nauka odbywała się przez sześć dni w tygodniu, więc do domu wracało się w sobotę po południu, a już w poniedziałek rano trzeba było być z powrotem w szkole. Szło się piechotą, chyba że trafiła się podwózka)" - opisuje Bonowicz.
Z prywatnej biblioteki Tischnera korzystają koledzy, nauczycielka i ksiądz
Szesnastoletni Tischner ma jednak swoje zainteresowania. Główną pasją jest literatura. "4 lutego 1947 roku notuje, że chciałby zostać 'literatem (dziennikarzem)', ale szyfruje tę informację, zapisując ją rosyjskimi bukwami. Nie wiadomo, czy chce ją ukryć przed kolegami, czy przed rodzicami, ale raczej przed tymi drugimi, bo koledzy znają przecież rosyjskie litery. Wszystko, co zarobi lub dostanie, przyszły autor 'Filozofii dramatu' wydaje na książki. 15 lutego tego samego roku zapisuje, że za pieniądze otrzymane od ciotki od razu kupił trzy książki, wśród nich Kamienie na szaniec. Z prywatnej biblioteki Tischnera korzystają nie tylko koledzy i koleżanki, ale także nauczycielka języka polskiego i ksiądz. 'Pisać i pisać' - oto jego główne marzenie. Pisze opowiadania, powieści, wiersze, humoreski do szkolnej gazetki i rozprawki na konkursy ogłaszane przez prasę lub radio. Prowadzi z kolegami gazetkę ścienną wywieszaną na tablicy ogłoszeń w Łopusznej. Swoje próby literackie wysyła do 'Młodej Rzeczpospolitej',
ale nie doczeka się, niestety, debiutu, bo pismo zostaje zamknięte. Potrafi pisać w różnym stylu: w dzienniku są fragmenty napisane ciętym, ironicznym językiem, ale są i takie, w których znać wpływ Żeromskiego i Młodej Polski" - tłumaczy Wojciech Bonowicz.
"Józek jest kochliwy"
"Józek jest kochliwy, a równocześnie wstydliwy. (...) Kobiety bywają oskarżane o przyziemność i brak ideałów. Wpływ na taką ocenę mógł mieć zarówno ksiądz katecheta, jak i rodzice, którzy starali się syna kontrolować. Czytając fragmenty, w których Tischner bardzo surowo ocenia swoje koleżanki, dobrze jest pamiętać, że mogły być one pisane pod mamę - żeby ją uspokoić" - wyjaśnia Bonowicz.
Tak młody Józef Tischner opisuje jedną ze swoich koleżanek, Halinę:
"Byłem w domu u Haliny po życiorys Piłsudskiego. Była sama i porozmawialiśmy z godzinę. Zdaje się, że jestem o jeden stopień bliżej zakochania się w niej, bo ładna dziewczyna. Będę się jednak starał nie zakochać. Czuję bowiem, że jakbym znajdował się na szczycie góry. Jeśli pójdę na lewo, zjadę w dół i nauka pójdzie w kąt, jeśli w prawo, będzie dobrze, będę postępował starą rutyną, jaką mi powinność wytknęła. Wiem, że każdy musi przejść czasową miłość w młodym wieku, ale ja jej nie chcę. Po co? W pierwszym rzędzie nauka. (...)
Nie można powiedzieć, bym się w H. 'zabujał' ('uodporniłem' się już!), ale też nie jest mi całkiem obcą. Bursa myśli, że Bóg wie co! A inni to samo. Może dlatego ją lubię, że jest inną od innych i ma idealistyczne poglądy na życie, prawie takie jak ja, bo zbyt ładna nie jest..
Idiotyczne, nie na czasie, uczucie, sentyment do H. Muszę z nią albo zerwać, co nie będzie do uczynienia, albo ujarzmić owe uczucie do ostatniego stopnia, zdławić w sobie, zagasić. Zobaczymy teraz naprawdę, czy wola może kierować uczuciem i ograniczać jego wpływy.(...)
Halina jednak jest ładną. (...) - czytamy w "Dzienniku".
"Wilia Bożego Narodzenia. Nie lubię jej"
Nastoletni Józef przyznaje, że nie lubi świątecznej atmosfery. "Wilia Bożego Narodzenia. Nie lubię jej, sam nie wiem dlaczego. Już chyba od młodości. Nieswojo jakoś czuję się przy stole, zwłaszcza w czasie łamania opłatka. Pamiętam, że zawsze wstydziłem się życzyć czegoś, po prostu wstydziłem się wynurzeń. Wstydziłem się, i może wstydzę, ujawnić piedestał, na którym, w hierarchii miłości, postawiłem rodziców. Są po temu liczne powody, aż za mocno we mnie zakorzenione, a których przyczyn sam zrozumieć nie mogę. Czyż oni są mi aż tak bliscy, że wstydzę się ich? Nie, ale w pewnym stopniu ich postępowanie na to wpłynęło. Po prostu nie są oni moimi przyjaciółmi.
Są rodzicami, ale nie przyjaciółmi, a to jest za mało. Czy po prostu taka nieumiejętność dyskrecji. Choćby czytanie mojego pamiętnika, czego sobie nie życzę. Pamiętnik jest rzeczą moją i dla mnie! A może tą drogą chcą dociec tego drugiego mojego 'ja'? Mogą go dociec, ale jest to ostatnia droga, którą im więcej się będzie nadużywało, tym dalej uciekać będzie. Drastycznym punktem jest moja miłość (do Haliny - przy. red.). Możliwe, że i przez pamiętnik się o niej dowiedzieli" - zwierza się w "Dzienniku".
"Nienawidzę kleru za zło, które się tam gnieździ"
Józef Tischner określa się w "Dzienniku" mianem człowieka szukającego. "Ideologię katolicką przyjąłem ze względu na metrykę, księdza i tradycję, oto dlaczego katolicyzm mój był powierzchowny. Byłem młody, wiedza moja nie dorosła jeszcze do matematycznego obliczenia drogi postępowania, stąd moje wahania, stąd niepewność. Te prawdy są dogmatami w stosunku do mnie. I może niejednemu wydać by się mogło, że już jestem katolicyzmu 'mężem opatrznościowym', a przynajmniej jego wyznawcą, bo nie wie, ile mnie to wszystko kosztuje! Doprawdy milion razy lepiej jest być katolikiem w oczach bliźnich niż w swoich, gdzie co krok wątpliwości każą szukać prawdy tam, gdzie być może ta wcale się nie znajduje. Co począć w tym wypadku? Najprostszą drogą byłoby pójść za mrzonkami, uczepić się ich i stać się Nostradamusem bez stanowiska i oparcia. (...)
Wojciech Bonowicz przyznaje w "Tygodniku Powszechnym", że jest wiele rzeczy, które nie podobają mu się w przeszłości Kościoła i w postawie współczesnych księży: "marzy mu się Kościół, który nie będzie się koncentrował na sobie, lecz będzie miał odwagę podejmowania problemów społecznych".
"Nienawidzę kleru za zło, które się tam gnieździ, ale mam szacunek dla wyższych władz. Nienawidzę psychozy alumnów seminariów duchownych! Nienawidzę wielu rzeczy z przeszłości Kościoła, ale wierzę w Ewangelię, Pismo św. i w Boga. Ale nade wszystko wierzę w Miłość!" - wyznaje na łamach swojego dziennika przyszły ksiądz.
Czemu poświecić swoje życie? Młody Tischner nie ma wątpliwości
"Stopniowo do dziennika wkracza wielka polityka, a następnie ważne pytania. Kim być? Czemu poświecić swoje życie? Młody Tischner nie ma wątpliwości, że chciałby poświęcić je społeczeństwu i Kościołowi - choć niekoniecznie jako ksiądz" - pisze Wojciech Bonowicz.
Przyszły kapelan "Solidarności" chce pójść na uniwersytet. "Ale czy ceną za to nie będzie na przykład wstąpienie do komunistycznej młodzieżówki? W stosunku do "nowego", które nastało, Tischner jest rozdarty. Z jednej strony dostrzega, że dla wsi otwarły się nieznane wcześniej możliwości awansu: nigdy tylu młodych ludzi z Łopusznej i okolic nie kończyło średniej szkoły i nie wybierało się na studia. Jest też gotów przyznać rację tym, którzy twierdzą, że ustrój przedwojenny był niesprawiedliwy i wielu ludzi wpędzał w biedę i zacofanie" - opowiada autor książki.
Przez rok Józef Tischner studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Następnie w latach 1950-1955 odbył studia na Wydziale Teologicznym UJ. Ukończył też Wyższe Seminarium Duchowne Archidiecezji Krakowskiej. Święcenia kapłańskie przyjął w bazylice katedralnej na Wawelu 26 czerwca 1955 roku.