Kobiecy odruch
O ''Inkę'' i innych pracowników nadleśnictwa szybko upomniało się NKWD i UB. W czerwcu 1945 r. wszyscy zostali aresztowani za kooperację z antykomunistycznym podziemiem. Na szczęście Siedzikówna została uwolniona z transportu więźniów przez grupę wileńskiej AK pod dowództwem Stanisława Wołoncieja ''Konusa'', jednego z podkomendnych ''Łupaszki''. Potem - jako sanitariuszka - służyła w grupach 'Konusa'', Jana Mazura "Piasta" i Mariana Plucińskiego "Mścisława".
Na przełomie 1945 i 1946 r. podjęła pracę w cywilu, w nadleśnictwie Miłomłyn (powiat Ostróda) pod fałszywym nazwiskiem ''Obuchowicz''. Wiosną 1946 r. weszła do oddziału Zdzisława Badochy "Żelaznego", gdzie służyła jako łączniczka i brała udział w akcjach bojowych jako sanitariuszka.
- Kobiety samą swoją obecnością w oddziałach Wyklętych potrafiły pohamować agresję innych żołnierzy. Podam przykład z życia ''Inki''. Podczas jednej z akcji został ranny jej dowódca, ppor. Zdzisław Badocha ''Żelazny''. Partyzanci z chęci odwetu pewnie gotowi byli rozstrzelać wszystkich wziętych do niewoli komunistycznych jeńców. Dwóch należących do UB nawet zabili. Ale najprawdopodobniej to właśnie obecność Siedzikówny sprawiła, że nie rozstrzelali wszystkich. A na odchodnym ''Inka'' rannym wrogom zostawiła jeszcze opatrunki. To był taki bardzo opiekuńczy, kobiecy odruch - powiedział w rozmowie z WP Szymon Nowak.