Incydent na proteście rolników. "Pojawili się nagle"

Kilkuset rolników w ramach protestu zablokowało we wtorek przejazd do granicy z Ukrainą w Dorohusku. Do godziny 18 planowali przepuszczać tylko jeden autobus w ciągu godziny. Ciężarówki stanęły w korku sięgającym 12 kilometrów od granicy. Podczas protestu doszło do incydentu z pracownikami sanepidu. Rolnicy nie kryli oburzenia.

Protest rolników
Protest rolników
Źródło zdjęć: © Wirtualna Polska
Mateusz Dolak

Wtorek to dzień protestów rolników w całej Polsce. Od rana zablokowane były drogi krajowe, ekspresowe i wjazdy do większych miast. W ramach solidarności z protestującymi w Dorohusku zebrała się grupa, która zastawiła drogę do przejścia granicznego w Dorohsusku.

Atmosfera, choć smutna, bo rolnicy boją się bankructw, była trochę piknikowa. Pojawił się biały namiot, w którym serwowano herbatę i jedzenie, a także ustawiono dwa koksowniki, by ogrzać się w ten chłodny deszczowy dzień.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Na czele pojawiła się kukła rolnika na wózku inwalidzkim z olejem, zbożem i jajkami. Ma być to symbol upadku polskiego rolnictwa z powodu dopuszczenia tańszych produktów z Ukrainy.

- Nasze postulaty się nie zmieniają. Trzeba zatrzymać Zielony Ład, i przede wszystkim niekontrolowany import produktów rolnych z Ukrainy. My produkujemy w standardach unijnych, czyli zdrową żywność. A w Ukrainie mogą pryskać środkami, które kilkanaście lat termu wycofano z Unii Europejskiej - wymienia Maciej Florczuk, rolnik, biorący udział w proteście.

Dorohusk, protest rolników
Dorohusk, protest rolników© PAP | PAP/Wojtek Jargiło

- To jest niezdrowa konkurencja. Nas się rozlicza, jesteśmy szczegółowo kontrolowani. A z Ukrainy przyjeżdżają produkty, które nie są kontrolowane. To zdecydujmy się w końcu: albo te środki ochrony roślin są szkodliwe, albo nie są. Chcemy, żeby konsumenci to wiedzieli i byli świadomi, co jedzą - dodaje.

W trakcie protestu doszło do incydentu, który dodatkowo oburzył rolników. Do namiotu z jedzeniem weszły dwie przedstawicielki sanepidu, które chciały skontrolować żywność, którą spożywali protestujący.

Kiedy do środka weszli dziennikarze, kobiety nagle odstąpiły od kontroli. Zdaniem rolników była to forma represji, która ma ich zniechęcić do blokad dróg. - Proszę zobaczyć, sanepid wysiada z samochodu Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Co to ma być? To jakaś kpina. Zamiast do nas, niech pojadą zobaczyć, co jest w pociągach, jakie zboże wjeżdża do Polski z Ukrainy, albo niech sprawdzą co jest w ciężarówkach - oburza się Stanisław Babiec, protestujący.

Kontrola sanepidu w namiocie rolników
Kontrola sanepidu w namiocie rolników© Wirtualna Polska

Zgromadzenie na granicy w Dorohusku nie ma daty zakończenia. Do godziny 18 we wtorek protestujący mieli nie przepuszczać samochodów osobowych i ciężarówek. Przejechać będą mogły tylko autobusy, ale tylko jeden na godzinę.

Do 18 ciężarówki nie przejadą

- Do tej pory autobusy puszczaliśmy bez kolejki, ale chcemy solidaryzować się z blokadami dróg w całej Polsce. Musimy być widoczni w całym kraju. Zablokowane są też przejścia w Zosinie, Dołhobyczowie, Hrebennem czy Korczowej. Moim zdaniem codziennie powinno być nas więcej. Jeżeli dzisiaj odpuścimy, to przegramy - mówi z kolei Marcin Wilgos, organizator protestu w Dorohusku.

I dodaje, że posłowie powinni pilnie zająć się tematem rolników. - Konieczna jest kontrola tego, co jedzie w pociągach, ciężarówkach. Problem trwa już dwa lata, nie widać światła w tunelu, żeby się coś miało zmienić. Rząd nam nie pomaga. W obecnej sytuacji jesteśmy załamani, nie wiemy co będzie - dodaje.

Inni rolnicy z którymi rozmawialiśmy wymieniają, że konkurencja w postaci płodów rolnych zza granicy zabija polskie rolnictwo. - Sprzedajemy poniżej ceny. Nie opłaca się uprawiać zboża, czy hodować zwierzyny. Niedługo będziemy jeść trawę, albo staniemy w kolejce po zasiłki. Z czego mamy spłacić kredyty - pytają z żalem protestujący.

Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski

Czytaj też:

Wybrane dla Ciebie