II wojna światowa w oczach Rosjan
Dla Rosjan wojna rozpoczęła się nie 1 września 1939, ale 22 czerwca 1941 roku. Wtedy to Hitler, bez wypowiedzenia układu o przyjaźni, zaatakował ZSRR. Tak zaczęła się Wielka Wojna Ojczyźniana, która pochłonęła życie milionów Rosjan. Zwycięstwo w tej walce to największa świętość narodowa dzisiejszej Rosji, wielki mit, którego nie wolno szkalować nikomu.
W ostatnich dniach przed 70. rocznicą II wojny światowej między Polską a Rosją doszło do odgrzania nienowego już sporu – o rolę i udział ZSRR w największym konflikcie zbrojnym dotychczasowego świata. Polacy oczekują, że Rosja wyrazi skruchę z powodu paktu Ribbentrop-Mołotow i przeprosi ze zbrodnię katyńską.
W ostatnich wypowiedziach oficjalnych historyków zbliżonych do administracji Miedwiediewa-Putina, słyszymy, że układ Ribbentrop-Mołotow był wyrazem politycznej konieczności, do której Stalin zmuszony był uległością Wielkiej Brytanii i Francji, a także agresywną, profaszystowską polityką Polski. W telewizji zaś, najbardziej wpływowym medium kraju, do zakątków którego nie docierają często gazety ani internet, emitowany jest film powtarzający „prawdy” radzieckiej propagandy, jak ta, że wojska radzieckie weszły 17 września na teren Polski, po tym jak z kraju uciekł polski rząd. Natalia Narocznicka była deputowana do Dumy i członek prezydenckiej komisji ds. przeciwdziałania próbom fałszowania historii na szkodę Rosji, w wywiadzie dla jednej z największych gazet kraju tłumaczy, że za Katyń przepraszał już Jelcyn a w samej zbrodni swój udział mieli naziści.
"Bitwa o pamięć"
W Rosji toczy się „bitwa o pamięć”, a polityka historyczna stała się nowym instrumentem budowania narodowej dumy, która w czasach kryzysu może pomóc przetrwać gospodarcze zaciskanie pasa. Czym jest druga wojna światowa dla Rosjan, a czym dla nas? Czy możemy ustalić wspólną wizję historii?
- W świadomości większości Rosjan druga wojna światowa istnieje wyłącznie jako Druga Wojna Ojczyźniana (pierwsza była z Napoleonem), która rozpoczęła się 22 czerwca 1941 r. – opowiada rosjoznawca prof. Andrzej de Lazari. Przemierzając Rosję, nawet w małych mieścinach najdalszych zakątków imperium można natrafić na pomniki zwycięstwa, głoszące „Chwała Bohaterom Wielkiej Wojny Ojczyźnianej”. Przybyszów z zagranicy często może zdziwić, że nawet w wioseczce gdzieś w Republice Ałtajskiej czy w Buriacji zobaczyć można pamiątki Pobiedy, czyli zwycięstwa. Na każdym monumencie widnieją lata 1941-1945.
- Wielka Wojna Ojczyźniana jest centralnym punktem odniesienia dla rosyjskiej pamięci historycznej i głównym mitem narodowym, dowodem niesłychanego bohaterstwa narodu rosyjskiego – twierdzi Łukasz Adamski politolog i historyk z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. – Dawniej mówiono o bohaterstwie narodu radzieckiego, dziś mówi się o zwycięstwie narodu rosyjskiego, zapominając nieco o udziale Ukraińców, Białorusinów czy innych narodów ZSRR – podkreśla analityk PISM.
- W ostatnim czasie mamy do czynienia z pewnym przełomem – twierdzi Anna Łabuszewska, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich i znawczyni Rosji. - W związku z wizytą premiera Putina, pierwszy raz w historii w rosyjskich mediach pokazywana jest data 1 września 1939 roku, jako początku drugiej wojny światowej. Do tej pory data ta nie była znana szerszej opinii publicznej w Rosji – przyznaje Łabuszewska.
Wiedziano co prawda, że wtedy nastąpiła agresja Hitlera na Polskę, jednak dla większości naszych sąsiadów ze Wschodu oznaczało to tyle, co dla nas Anschluss Austrii czy zagarnięcie Śląska. Profesor de Lazari idzie jeszcze dalej, współcześni Rosjanie wiedzą o 1 września tyle, ile przeciętny Polak o napaści Włoch Mussoliniego na Albanię. – Dlatego obecność Putina 1 września na Westerplatte jest tak istotna – twierdzi rosjoznawca z Łodzi – dzięki niej bardzo wielu Rosjan po raz pierwszy w życiu dowie się, że II wojna światowa nie rozpoczęła się 22 czerwca 1941 r.
Cios w plecy
Największym dramatem Polaków późnym latem 1939 roku nie był jednak 1 września. Atmosferę wojny z Niemcami było czuć pół roku przed wybuchem konfliktu. Tej wojny się spodziewano. I choć społeczeństwo nie było na nią w pełni przygotowana militarnie, to mentalnie tak. 3 września, gdy Anglia i Francja wypowiedziały wojnę Trzeciej Rzeszy, w Polsce pojawiły się nadzieje na utarcie nosa Hitlerowi. W końcu dwie światowe potęgi wystąpiły przeciw dopiero co rosnącym w siłę Niemcom. Wojna na dwa fronty to najgorszy z możliwych scenariuszy dla każdego stratega. Nawet pruski geniusz von Clausewitza nie poradziłby sobie z taką rozgrywką.
Dokładnie dwa tygodnie po tym, jak Anglia i Francja wypowiedziały wojnę Niemcom, wobec bardzo nieznacznych działań sojuszników Polski i szybkich sukcesów Niemiec, 17 września Armia Czerwona przekroczyła granicę Rzeczypospolitej, realizując postanowienia tajnego protokołu do paktu o nieagresji między Trzecią Rzeszą a ZSRR.
Rosyjska (nie)świadomość
Dla większości Polaków był to cios w plecy i tak jest do tej pory postrzegany. Choć większość społeczeństwa wciąż nie kojarzy dokładnie tej daty, to jednak nieznajomość tejże na teście w gimnazjum czy liceum może skutkować niezaliczeniem sprawdzianu. To, że nie pamiętamy czasem o 17 września można tłumaczyć pięćdziesięcioletnią przymusową amnezją, jaką wymógł na towarzyszach z KC PZPR Związek Radziecki. Choć jak widać z corocznych sondaży, w czasie 20 lat wolności Polakom nie udało się utrwalić znajomości tej daty, to przynajmniej szeroko rozumiana inteligencja wie, co się wtedy stało.
W Rosji nie wie o tym prawie nikt. Jedynie grono specjalistów i polityków świadomych napięć na linii Moskwa-Warszawa. - Pamiętam jak towarzyszyłam jako tłumaczka grupie radzieckich aktorów, którzy przyjechali do Polski na festiwal teatralny – mówi Anna Łabuszewska. - Była tam grana sztuka Witkacego. Rosjanie nie bardzo wiedzieli kim był Witkacy, więc przedstawiłam im pokrótce jego postać. Zakończyłam swoją wypowiedź tym, że 17 września 1939 Witkacy popełnił samobójstwo, z powodu rozgoryczenia, że jego ukochana Rosja wbiła nam nóż w plecy. Tu nastąpiło wielkie zdziwienie moich rozmówców. Oni słyszeli o tym wydarzeniu po raz pierwszy w życiu. Do tamtej pory nie wiedzieli nic o agresji ZSRR na Polskę, choć byli ludźmi wykształconymi, bywającymi w świecie. Hermetyczna propaganda radziecka rzeczywiście po mistrzowsku potrafiła przemilczeć wstydliwe momenty historii ZSRR – opowiada specjalistka z Ośrodka Studiów Wschodnich.
W obiegowej opinii dla Rosjan 17 września 1939 jest albo datą nieznaną, albo traktowany był zgodnie z interpretacją propagandową jako odpowiedź na upadek państwa polskiego i ucieczkę rządu Rzeczypospolitej za granicę. Armia Czerwona przekroczyła polską granicę by obronić Ukraińców i Białorusinów przed Niemcami.
Polacy najbardziej kojarzą drugą wojnę światową z jej początkiem, z 1 września i napaścią hitlerowskich Niemiec. Drugą datą wyrytą w zbiorowej pamięci nad Wisłą jest 1 sierpnia 1944 roku, początek Powstania Warszawskiego. Wojna obronna 1939 roku i insurekcja warszawska to dwie bohaterskie walki stoczone przez polskie wojsko z przeważającymi siłami wroga. Dwa zrywy w obronie wolności, godności i honoru. To równocześnie dwie porażki, w których zawiedli sojusznicy - ci, którzy mogli pomóc, w 1939 Wielka Brytania i Francja, w 1944 ZSRR. Dwie klęski, w których ponieśliśmy olbrzymie straty, nie na marne jednak – jak chcemy sądzić – bo walczyliśmy dzielnie, ratując nie krew i ludzi, lecz narodową duszę. Druga wojna światowa przyniosła nam tylko częściowe zwycięstwo i pozorną wolność. Może dlatego niechętnie obchodzimy 8 maja i niemal nikt nie pamięta, że to data końca wojny.
W Rosji jest odwrotnie. Wielka Wojna Ojczyźniana nie jest kojarzona przede wszystkim z datą jej początku, ale właśnie końca. 9 maja, Pobieda, dzień zwycięstwa to największe święto Rosji. W ZSRR wagą dorównywały mu jedynie obchody rewolucji październikowej. Po upadku komunizmu osią i centralnym punktem tożsamości narodowej Rosjan stało się wydarzenie zwycięstwa nad hitleryzmem, nad największym złem w historii ludzkości. To święto stało się narodową relikwią dawnej świetności. - W jakimś stopniu jest to zrozumiałe – przyznaje Adamski - bo w dwudziestowiecznej historii nie ma wielu wydarzeń, z których Rosjanie mogliby być dumni. Może jeszcze podbój kosmosu – dodaje.
Mity Wielkiej Wojny
- Wspólne wszystkim przywódcom ZSRR, za wyjątkiem Gorbaczowa, było to, że mitologizowali II wojnę światową i zakłamywali ten okres. Naczelnym tabu były przestępstwa wojenne Armii Czerwonej. W oficjalnym dyskursie armia radziecka była bez grzechu. Przyniosła wyzwolenie krajom Europy Środkowo-Wschodniej – twierdzi Łabuszewska.
- Swoista sakralizacja „Wielkiej Wojny Ojczyźnianej” posuwa się do tego stopnia, że Rosjanom bardzo trudno, również na poziomie emocjonalnym, odbierać głosy krytyczne w stosunku do tego narodowego mitu – podkreśla Adamski. Emocjonalnie reagują oni na te opinie, które zarzucają im na przykład kolaborację z Hitlerem – czyli np. 17 września 1939, czy przestępstwa wojenne, jak gwałty popełniane przez żołnierzy armii czerwonej na kobietach, zwłaszcza niemieckich. - Trudno im przyjąć twierdzenia o niedołęstwie dowódców Armii Czerwonej lub to gdy się mówi, że przywództwo radzieckie nie liczyło się z krwią żołnierzy. Gdy porusza się te tematy Rosjanie reagują bardzo emocjonalnie – dodaje analityk PISM.
Porozumienie historyków
Aż do połowy lat 80. niemal nikt w ZSRR nie mówił publicznie o tych sprawach. Sytuacja zmieniła się dopiero w okresie pierestrojki. - Po 1985 roku zaczęły się pojawiać poważne opracowania tych trudnych tematów – mówi Łabuszewska. - Historycy rosyjscy przestali pisać według obowiązującego schematu, zgodnie z którym do obranej tezy dobierało się odpowiednie fakty oraz ich interpretację. Ujawniono i opublikowano część dokumentów. W 1989 roku Zjazd Deputowanych Ludowych potępił te wstydliwe strony najnowszej historii Związku Radzieckiego, przede wszystkim dotyczyło to okresu stalinowskiego. W latach 90. wciąż podejmowano próby otwartych dyskusji na temat drażliwych momentów dwudziestowiecznej historii tego kraju – podkreśla specjalistka z OSW.
Historycy polscy i rosyjscy już dawno porozumieliby się między sobą, gdyby politykom nie był potrzebny wróg Było to jakby odmitologizowanie świetlanej historii ZSRR, tej wielkiej komunistycznej Rosji, która zgodnie z oficjalnym przekazem przyciągnęła do siebie sąsiadów i złączyła ich w jedno pokojowe imperium. Na wspaniałym obrazie mocarstwa pojawiły się rysy. Wszystkiemu towarzyszyło dodatkowo zubożenie społeczeństwa i spadek znaczenia na arenie międzynarodowej. Niedawny rywal zaczął dyktować warunki, a bratnie narody, które dopiero co opuściły Związek Radziecki, wyjątkowo brzydko wyrażały się o niedawnej macierzy.
- Wielu Rosjan bardzo ciężko przeżyło to, że ich kraj przestał być światowym mocarstwem – zaznacza Łabuszewska. – Wielu, zwłaszcza starszych potrzebowało przywrócenia tego poczucia, że zwycięstwo niepokonanej i niepokalanej Armii Czerwonej było czymś wielkim - zauważa.
Resakralizacja zwycięstwa
Po dojściu do władzy Władimira Putina, a także okresie prosperity gospodarczej spowodowanej wysokimi cenami ropy zaczęto odbudowywać tę narodową dumę. - Rdzeniem, wokół którego buduje się nową tożsamość Rosjan, jest pamięć zwycięstwa w drugiej wojnie światowej, zwycięstwa, które nie może być podważone – ocenia Łabuszewska. To co robi w ostatnim czasie oficjalna propaganda to resakralizacja zwycięstwa. Zdaniem Adamskiego, część rosyjskich historyków, czy to z powodów politycznych, czy też własnego cynizmu wzmacnia jednostronnie pozytywny mit WWO i wielkiego zwycięstwa.
W Rosji dają się jednak słyszeć głosy przeciwne, idące pod prąd oficjalnej wykładni historii. Z jednej strony są to historycy, którzy prowadzą rzetelne badania nad dziejami komunistycznego reżimu. Z drugiej strony w medialnym krajobrazie Rosji znajdują się pisma jak „Nowaja Gazieta”, czy „Nowoje Wremia”, które otwarcie przyznają, że to Stalin wespół w zespół z Hitlerem zaatakował Polskę w 1939 roku, mordując potem Katyniu polską kadrę oficerską; na głos mówią, że w ZSRR fałszowano historię, a teraz ponownie wskrzesza się te radzieckie mity.
- W Rosji działa znakomite grono historyków, którzy piszą rzetelne książki i nie wykręcają demagogicznie kota ogonem. Świadomość powszechna jest jednak inna – mówi z żalem Anna Łabuszewska. Łukasz Adamski przyznaje, że część rosyjskich badaczy zupełnie inaczej niż oficjalna propaganda ocenia wojnę i stalinizm. - Często mają oni jednak mniejszy dostęp do mediów lub nie mają go wcale, a pracując na państwowych uniwersytetach są uzależnieni od państwa – mówi historyk z PISM-u.
- Tym większe uznanie powinni budzić ci historycy rosyjscy, którzy przypominają, że pierwszą paradą zwycięstwa ZSRR w czasie II wojny światowej była defilada, którą Armia Czerwona przeprowadziła razem z Wehrmachtem w Brześciu 22 września 1939 roku – podkreśla Adamski.
Niestety badania niezależnych historyków jedynie w niewielkim stopniu przekładają się na świadomość ogółu Rosjan. – Przeciętni Rosjanie, podobnie zresztą jak przeciętni Polacy czy Niemcy swoją wiedzę o historii opierają na tym, czego się dowiedzieli w szkołach albo w telewizji. W telewizji zaś dominują w tej chwili programy rehabilitujące Związek Radziecki – zauważa młody polski historyk i politolog.
Jeśli w szkole czy w mediach Rosjanie nie spotkają się z poglądami, które podważałyby wyidealizowany obraz stalinizmu, to – jak słusznie twierdzi Adamski – całkowicie zrozumiałe jest, że będą oni wierzyć w różne mity sowieckiej, a teraz putinowskiej propagandy.
Jak zauważa Anna Łabuszewska, wojna o pamięć, której jesteśmy świadkami posiada różne cele. Z jednej strony chodzi w niej o odbudowę pozytywnego wizerunku Rosji, jako tej, która w największym stopniu przyczyniła się do obalenia Hitlera. Z drugiej, Moskwa chce zdyskredytować wszystkich, którzy inaczej niż ona mówią o historii XX wieku.
- Historycy polscy i rosyjscy już dawno porozumieliby się między sobą – zauważa prof. de Lazari - gdyby politykom nie był potrzebny wróg. Wróg jednoczy!
Paweł Orłowski, Wirtualna Polska