PolskaHorror w PKP - wstrząsająca relacja naszych Internautów

Horror w PKP - wstrząsająca relacja naszych Internautów

Pociągi-widma, gigantyczne opóźnienia, ścisk i walka o miejsce. Podróżujący koleją jeszcze długo będą wspominać tegoroczny powrót z sylwestra. - Ostatni raz tak jechałem w latach 70. - pisze "Ted", internauta Wirtualnej Polski. "Gross" z kolei dodaje, że choć miał wykupioną miejscówkę, w pociągu nie było.. miejsca o tym numerze. - Horror - podsumowuje Andrzej Buhorst, kolejny internauta, który wracał w niedzielę pociągiem do domu.

Horror w PKP - wstrząsająca relacja naszych Internautów
Źródło zdjęć: © WP.PL

03.01.2011 | aktual.: 04.01.2011 14:29

Rodzice z małymi dziećmi ściśnięci jak ryby w konserwie

Lista skarg i zażaleń pasażerów, którzy postanowili w posylwestrowy weekend wrócić koleją do domu jest długa. Marian, internauta Wirtualnej Polski wracał do domu pociągiem relacji Gdańsk-Szczecin o godz. 9.15. Jak relacjonuje pociąg miał początkowo... trzy wagony. Dodatkowy czwarty, który doczepiono na początku trasy niewiele zmienił. - Ludzie, również z małymi dziećmi, stali ściśnięci jak ryby w konserwie - opowiada Marian. Dodaje, że powrót ze Szczecina do Gdańska o godz.17.57 wyglądał podobnie - wielu pasażerów nie zdołało wsiąść do zatłoczonego pociągu.

Niemiła niespodzianka czekała również na podróżnych, którzy wybrali inne połączenia - jak choćby Przemyśl-Szczecin czy Kraków-Warszawa o godz. 15:05. Internauta o nicku "Ted" wracał w feralną niedzielę z Krakowa do stolicy. - Zatłoczony pociąg z Zakopanego przyjechał z dwudziestominutowym opóźnieniem, ale to nie koniec. Nim ruszył minęło ok. 150 min! - relacjonuje "Ted".

Jak tłumaczy nikt nie informował podróżnych skąd wynika opóźnienie. - W efekcie do Warszawy dotarłem z ok. dwu godzinnym opóźnieniem. Na szczęście udało mi się zająć miejsce przy drzwiach od korytarza. Zupełny brak wyobraźni i podstawowej organizacji przewozów - podsumowuje "Ted".

"Kupili miejsca, których nie było"

Z kolei "Gross" jechał pociągiem relacji Warszawa-Wrocław o godz. 14.30. Internauta mówi o absurdzie, który odczuł na własnej skórze. - Zamiast miejscówki w wagonie bez przedziałów, co wynikało z biletu, miałem miejsce w wagonie z przedziałami. To akurat pół biedy, ale sęk w tym, że niektórzy pasażerowie nie mogli odnaleźć swojego miejsca w owym wagonie, bo po prostu nie było takich numerów miejsc, jakie widniały na bilecie... To dziwne, bo przecież jest napisane, że wykupienie miejscówki w pociągach IC i EC gwarantuje miejsce siedzące - akcentuje internauta

"Podróżowałem pociągiem-widmem"

"Alaniasty" również wskazuje na absurdy, których doświadczył wracając w niedzielę z Częstochowy do Warszawy o godz. 15.21. Wszystko zaczęło się od tego, że według rozkładu jazdy zamieszczonego w internecie owe połączenie istnieje, ale o godzinę wcześniej. - Faktycznie jest to pociąg-widmo i dobrze, że nie wybrałem się na dworzec o tej godzinie, bo musiałbym czekać półtorej godziny na właściwe połączenie - opowiada w mailu przesłanym Wirtualnej Polsce "alaniasty".

"Szybciej bym dojechał rowerem"

Po drugie, pociąg, na który czekał internauta, przyjechał z niemal dwugodzinnym opóźnieniem i miał cztery wagony. To jednak za mało, by pomieścić wszystkich, w tym "alianiastego", którzy oczekiwali na przyjazd pociągu. Internauta nie dał jednak za wygraną i sprawdził kolejne połączenie. - Niestety pociąg, którego przyjazd planowany był na godzinę 17.58 miał 90-minutowy poślizg, więc zwątpiłem i udałem się na PKS. Co prawda autobus dojechał z 65-minutowym poślizgiem, ale jedynym powodem opóźnienia były roboty drogowe. Moja droga z Częstochowy do Warszawy (nieco ponad 200 km) trwała ponad osiem godzin. W tym czasie dojechałbym do celu jadąc rowerem ze średnią prędkością 27 km/godz. - wylicza internauta.

Dodaje, że próbował walczyć o zwrot za tzw. bilet weekendowy - 69 zł (który można wykorzystać do poniedziałku do północy - przyp.red.), ale nie chciano mu oddać pieniędzy.

"Paul_s" opowiada o swojej podróży pociągiem relacji Wrocław-Olsztyn. Relacjonuje, że podczas postoju w Poznaniu brak było jakiejkolwiek informacji, z którego peronu pociąg odjeżdża oraz o jego spóźnieniu. Na domiar złego, pociąg był potwornie przeładowany, brak było nawet miejsc stojących. - Żenujący a nawet karygodny poziom usług, dziwię się, że ta banda bierze jeszcze za to pieniądze - podsumowuje zbulwersowany podróżny.

"Marzniemy na peronach w oczekiwaniu na komunikację zastępczą"

- To, co się dzieje na trasie Gdynia Główna-Hel, woła o pomstę do nieba - pisze z kolei La Jolanta, która od miesiąca nie przyjechała punktualnie do domu. - Albo pociąg zepsuje się na trasie, albo już w Gdyni każą jechać do Redy, gdzie ma być podstawiona komunikacja zastępcza.Tak "ma być", bo oczywiście dopiero się organizuje tę komunikację zastępczą - relacjonuje. Tymczasem w Gdyni w związku z remontem dworca pasażerowie czekają na mrozie i marzną na peronach, w Redzie od dawna nie ma już poczekalni. - Od 20 lat jeżdżę tą trasą do pracy i tak źle jeszcze nigdy nie było. A wszyscy w tych mrozach i zamieciach proszą by ludzie się przesiedli na komunikację miejską, to śmiechu warte! - oburza się pasażerka.

"Zwalają winę na pasażerów, a zawinił nowy, źle przygotowany rozkład"

Zdaniem Agi 856, chociaż kolej tłumaczy katastrofalną sytuację przeładowaniem, to problem leży gdzie indziej. Jak twierdzi, zawinił nowy, niedopracowany rozkład jazdy. Podaje przykład pociągu osobowego relacji Toruń Główny-Łódź Kaliska, który do celu dotarł z godzinnym opóźnieniem, bo na każdej stacji musiał czekać aż inne pociągi zwolnią trasę. Taka sama sytuacja miała miejsce w piątek - prawie pusty pociąg osobowy wyjeżdżający z Łodzi Kaliskiej do Torunia Głównego o 13:28, również dojechał do celu opóźniony.

- W obu przypadkach kolej nie może się usprawiedliwiać "pasażerami". Wina ewidentnie leży po stronie niedopracowanego rozkładu, przez który pociągi muszą czekać wzajemnie na siebie. Efekt tego jest taki, że na trasę Łódź-Toruń trzeba przeznaczyć blisko pięć godzin, a nie jak dawniej nieco ponad trzy godziny - tłumaczy. I dodaje: - Może skoro piastujący stanowiska nie wiedzą jak zabrać się za zmiany, niech nie zabierają się za nie wcale.

Na inny problem w swoim e-mailu wskazuje Andrzej Buhorst. Zwraca uwagę, że składy są zbyt krótkie - wagony nie są w stanie pomieścić wszystkich pasażerów. Podaje przykład pociągu z Olsztyna do Szczecina, którym podróżował 2 stycznia. Skład liczył trzy wagony, jeden dodatkowy został doczepiony w Koszalinie. Swoją podróż PKP podsumowuje jednym słowem: horror.

"Traktują ludzi jak bydło"

Horror zaczął się ponoć już rok temu. A dokładnie, jak zauważa Fizjoterapeuta1978, który często podróżuje pociągiem wraz ze zniesieniem miejscówek w 2 klasie pociągów TLK. - Przed rokiem kupując miejscówkę miało się pewne miejsce do siedzenia. A teraz gdy miejscówki zniesiono, to w chwili podjazdu pociągu dochodzi do regularnej bitwy o miejsca. Tą jedną decyzją z ludzi zrobiono bydło! Człowiek idąc na pociąg jest w stresie, czy będzie miał gdzie usiąść - pisze. Poprzednie rozwiązanie z miejscówkami było jego zdaniem o wiele rozsądniejsze. - Nikt nie bił się o miejsca, bo każdy miał miejscówkę razem z biletem. A gdy miejscówek zabrakło, to sam pasażer decydował, czy chce jechać na stojąco bez miejscówki, czy pojechać następnym pociągiem - zauważa.

Agnieszka Niesłuchowska, Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska

Miałeś problem z powrotem do domu?

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1198)