Historyk straci pracę w IPN za żołnierza wyklętego? Sobieraj: zostałem nazwany ubekiem i komuchem, chcieli mnie sczyścić
Maciej Sobieraj może stracić pracę po tym, jak skrytykował propozycję nadania jednej z ulic miasta imienia żołnierza Narodowych Sił Zbrojnych. Chodzi o Leonarda Zub-Zdanowicza, który według badacza przybył do Polski jako żołnierz AK i służył w części NSZ, która odmówiła scalenia z Armią Krajową. - Usłyszałem, że kierownictwo instytutu utraciło do mnie zaufanie - wyjaśnia Sobieraj.
O co cała burza? Chodzi o ustawę dekomunizacyjną. W Lublinie mają być zmienione nazwy ulic: Lucyny Herc, Henryka Raabego, Michała Wójtowicza, Jana Hempla i Aleksandra Szymańskiego. W sprawie zmian dyskutowali radni.
Prezes lubelskiego oddziału Związku Narodowych Sił Zbrojnych Rafał Dobrowolski zaproponował, by ulicę Lucyny Herc nazwać imieniem Leonarda Zub-Zdanowicza, ps. "Ząb". To "cichociemny", członek AK i NSZ oraz żołnierz wyklęty.
I tutaj wkracza Maciej Sobieraj, który pracuje w IPN od 17 lat. "Nie bardzo godzi się, by ulica w Lublinie miała takiego patrona. Zgodnie z dokumentacją komendy okręgu lubelskiego Armii Krajowej i stanowiskiem naczelnego wodza, oficerowie, którzy składali przysięgę i byli zrzucani na teren Polski jako "Cichociemni" mieli służyć w AK. Zub-Zdanowicz wyłamał się. Choć przybył do Polski jako żołnierz AK, służył w części NSZ, która odmówiła scalenia z Armią Krajową. Potem był szefem sztabu "Brygady Świętokrzyskiej" NSZ. A to oznacza, że Zub-Zdanowicz był dezerterem. Jedynym legalnym wojskiem w czasie wojny był Związek Walki Zbrojnej, a potem AK" - przedstawił swoje stanowisko "Gazecie Wyborczej".
Burza wokół Sobieraja. "Zostałem nazwany ubekiem, chcieli mnie sczyścić"
Po jego wystąpieniu prawie wszyscy członkowie zespołu opowiedzieli się przeciwko kandydaturze żołnierza NSZ. Za był jedynie radny miejski PiS Stanisław Brzozowski.
- Jeszcze tego samego dnia wieczorem zaczęła się na mnie nagonka na stronach związanych z NSZ. Zostałem nazwany 'komuchem', 'lewakiem', 'ubekiem', pojawiały się propozycje, by mnie 'sczyścić' - powiedział Sobieraj.
Potem został wezwany do dyrekcji lubelskiego IPN, gdzie usłyszał, że warszawskie kierownictwo utraciło do niego zaufanie. Zasugerowano mu, żeby odszedł za porozumieniem stron, bo jak nie, to znajdzie się sposób, by mnie zwolnić. "Uznałem, że absolutnie nie mogę się na to zgodzić. Jako historyk mam prawo do swojej opinii, cytowałem wyłącznie źródła historyczne. Cała ta sytuacja jest dla mnie bardzo trudna. Walczyłem o wolność słowa a tymczasem dziś, w instytucji naukowej, próbuje się ją tłumić za pomocą dyrektyw politycznych" - wyjaśnił.
Dodał, że w przypadku zwolnienia będzie odwoływał się do sądu pracy.