Gwałtowne burze, ekstremalne upały. Klimatyczna bomba już wybuchła?
Tylko w tym roku, na terenie całej zachodniej Europy, na skutek ulew i powodzi, życie straciły co najmniej 183 osoby. Trąby powietrzne zrywały dachy domów, pozbawiając mieszkańców miejsca do życia. - Zmarnowaliśmy 30 lat, w których można było naprawdę dużo zrobić dla dekarbonizacji - przyznaje fizyk morza, prof. Jacek Piskozub z Instytutu Oceanologii PAN.
02.08.2021 20:47
Ewa Walas, WP: Czy gwałtowne zjawiska pogodowe to nowa codzienność, do której powinniśmy się przyzwyczaić?
Prof. Jacek Piskozub: Raczej tak. Komórki burzowe są coraz częstszym zjawiskiem. Letnie powodzie spowodowane burzami były rzadkie za mojej młodości, w latach 90. pisało się, że to coś nowego, ale jednocześnie przybierającego na sile. Jeszcze kilkanaście lat temu nie było lata bez większej powodzi w Europie Centralnej, w tej chwili latem nie ma praktycznie tygodnia, żeby nie zalało jakiegoś miasta. To, co niektórzy nazywali deszczami stuletnimi, w tej chwili obserwujemy właściwie co tydzień.
Ta zmiana to fizyka, ilość pary wodnej w atmosferze i to jest główny problem. Każdy stopień ocieplenia daje około 7 proc. ryzyka więcej na wystąpienie takiego zjawiska. Kiedy ciśnienie nasyconej pary wodnej jest o 7 proc. wyższe, w atmosferze może być o 7 proc. więcej wody, a nam ociepliło się już o 2 stopnie przez około 50 lat.
Moja prywatna teoria jest jeszcze taka, że zjawisko to potęguje różnica temperatury między powierzchnią Ziemi a dolną stratosferą, która rośnie. Ziemia się ogrzewa, o czym wszyscy wiemy, ale już mniej osób ma świadomość, że innym efektem gazów cieplarnianych jest ochłodzenie stratosfery,
W przypadku cyklonów tropikalnych to jest dobrze znane zjawisko i wszelkie badania wskazują na to, że to je wzmacnia. Nikt nie zajął się tym jeszcze w przypadku cyklonów pozatropikalnych, ale podejrzewam, że gdyby to dokładnie zbadać, to okazałoby się, że jest to dodatkowy czynnik. Mają więcej energii, bo tak naprawdę niż to nic innego jak maszyna cieplna, napędzana względem pracy między powierzchnią Ziemi a dolną stratosferą, plus oczywiście ciepłem utajonym, czyli ilością pary wodnej. Obie te rzeczy wzrosły, więc trudno się dziwić, że mamy coraz większe burze. Co ciekawe, ilość ekstremalnych opadów może rosnąć, nawet jeśli średnia ilość opadów latem maleje.
Klimatyczni sceptycy twierdzą, że klimat zmieniał się od wieków, gwałtowne zjawiska pogodowe też istniały od zawsze, a dziś media nakręcają pewną falę strachu w związku z promowaniem ekologicznych postaw czy apelami o redukcję dwutlenku węgla.
Statystyki pokazują wyraźnie, że tzw. deszcze stuletnie zdarzają się już nawet kilka razy tego samego lata, więc sytuacja naprawdę się zmieniła. To już jest inny klimat, to nie są puste frazesy. Zawsze mieliśmy sceptyków, którzy twierdzili, ze to naturalne zmiany albo wpływ słońca. Problem w tym, że ich teorie nie są poparte żadnymi danymi. Dane jednoznacznie pokazują, że zmieniła się fizyka, jest więcej pary wodnej, większa różnica temperatur między powierzchnią Ziemi a dolną stratosferą. To są warunki, żeby burze były silniejsze i takie właśnie są.
Winni tej sytuacji są już znani. To koncerny naftowe, które najpierw same zleciły badania na temat zmian klimatu i utwierdziły się w przekonaniu, że ich emisje, produkcja CO2 zmienia klimat. A ich następnym krokiem było nic nie zrobić, aby naprawić tę sytuację. Zamiast tego zaczęli płacić różnym organizacjom za szerzenie nieprawdziwych informacji na temat klimatu. To, co powtarzają dziś niektórzy politycy, to po prostu kłamstwa opłacane przez koncerny naftowe. Te sprawy toczą się już w sądach w Stanach Zjednoczonych. To nie są już domysły, ale fakty.
To jest duża tragedia, bo takie twierdzenie, że za mało wiemy, żeby podjąć jakieś działania, spowodowało, że zmarnowaliśmy 30 lat, w których można było naprawdę dużo zrobić dla dekarbonizacji. Kiedy do polityków doszło, że to konieczność, proces ten musiałby być tak gwałtowny, że prawdopodobnie nie jesteśmy w stanie go przeprowadzić.
Co powinniśmy zrobić, jeśli chcemy uważać się za odpowiedzialne państwo czy odpowiedzialnych obywateli?
Po pierwsze Polska, tak jak każdy kraj, powinna dążyć do jak najszybszej dekarbonizacji. Wzrost poziomu morza wynika z globalnego ocieplenia, a globalne ocieplenie jest spowodowane w ponad 100 proc. naszymi gazami cieplarnianymi.
Ponad 100 proc.?
To zdanie mojego kolegi prof. Malinowskiego, które jest bardzo trafne. Słońce przez ostatnie 30 lat trochę osłabło. Gdyby nie to, byłoby jeszcze cieplej, dlatego to my jesteśmy odpowiedzialni za globalne ocieplenie w ponad 100 proc.
Dekarbonizacja to jedno, a druga sprawa, że należy się przygotować do tego, co nas czeka, a tego też nie robimy. Gdybyśmy podchodzili do tego poważnie, to już teraz trzeba byłoby przynajmniej zrobić plany np. wrót powodziowych w ujściach niemal wszystkich polskich rzek. W Gdańsku bez wątpienia trzeba to zrobić na Martwej Wiśle. Ona praktycznie nie płynie, więc teoretycznie to żaden problem zamykać ją podczas sztormu. A powinniśmy to robić, aby zminimalizować ryzyko powodzi czy podtopień.
Kolejna sprawa to infrastruktura. Wiele pieniędzy wydajemy na przebudowę nabrzeży portowych, ale nigdy ich nie podwyższamy. Kiedy je budowano, poziom morza był 20-30 cm niżej! Teraz budujemy piękne nabrzeża na tej samej wysokości jak w XIX w., nie potrafię zrozumieć, jakie myślenie za tym stoi.
To kompletny brak wyobraźni, planowanie należy zacząć już w tej chwili, a ja odnoszę wrażenie, że to podobna sytuacja jak czekanie 30 lat na dowody globalnego ocieplenia. Jak już się okaże, że to fakt, wszyscy zaczną myśleć, jak sobie z nim poradzić, a może być już za późno.
A co może zrobić zwykły, szary Kowalski?
Aż się prosi, żeby powiedzieć, że sortować śmieci i gasić żarówki. To oczywiście bardzo ważne, ale olbrzymia większość emisji to te, które mogą zmienić jedynie decyzje rządu – np. to, czym palimy w elektrowni. Dlatego powiedziałbym, że obywatele powinni głosować na tych, którzy przynajmniej obiecują, że coś zrobią z tym problemem.
Z drugiej strony mamy spór z Czechami i gorący temat węgla wydobywanego w kopalni odkrywkowej Turów.
To naprawdę dobry moment, żeby skończyć z wydobyciem tego węgla. To nie tylko problem dwutlenku węgla, ale też ogromnych zanieczyszczeń, jakie powoduje palenie węgla brunatnego.
Niedawno niemiecki sąd ogłosił, że tamtejszy rząd za mało robi dla dekarbonizacji. Co ciekawe, niemiecki rząd z radością przyjął ten wyrok, bo zdjął z niego konieczność decyzji politycznej. Mogą z pełnym przekonaniem stwierdzić, ze sądy nakazały im rozpocząć pewne działania i kropka. U nas nie wykorzystuje się takich okazji, a politycy próbują kopać się z koniem, czyli de facto fizyką.
Zobacz też: Niemcy po katastrofie. Miasta walczą ze skutkami powodzi