Grzegorz Osiecki: PO wyraźnie wyprzedza PiS
W najnowszym sondażu Homo Homini dla Wirtualnej Polski nie ma bomby, co nie znaczy, że wyniki nie są bardzo ciekawe. Tyle, że został przeprowadzony tuż przed ujawnieniem informacji o niedoszłym zamachowcu. Stąd też nie wiemy jeszcze, jaki wpływ na notowania ma ta wiadomość. Skoro celem miał być prezydent, rząd i parlament to notowania tych instytucji mogą się poprawić. To przydałoby się zwłaszcza sejmowi, którego notowania są od lat bardzo niskie, a także rządowi, który jak pokazuje sondaż, nie odstaje bardzo od sejmu. Choć akurat Donaldowi Tuskowi, który rządem kieruje, udało się poprawić swój wynik, podobnie jak partii, którą kieruje.
Wahadło popularności w sondażu Wirtualnej Polski wychyliło się ostro w drugą stronę. Po tym jak w ostatnich tygodniach PO i PiS szły łeb w łeb w sondażach, teraz Platforma odsadziła PiS o 9 punktów proc. Partia Donalda Tuska ma 36 proc. poparcia co oznacza, że wróciła do poziomu notowań z początku roku, czyli świeżo po zdobyciu władzy. Co na tym zaważyło? przypomniał sobie, że rządzi. I dlatego, od momentu drugiego expose, Platforma stara się cały czas mieć polityczną inicjatywę. Donald Tusk, któremu wcześniej, w apogeum afery Amber Gold, trudno przychodziło się pokazać, teraz wyszedł z nowymi pomysłami.
Do tego w przeciwieństwie do propozycji z zeszłorocznego expose tym razem nie było takich, które, choć potrzebne, to budzą opór, jak wydłużenie wieku emerytalnego. Raczej przeciwnie, decyzje należały do takich, które wyborcom się podobały. Choć czy tak będzie przekonamy się wtedy, gdy dowiemy się, ile faktycznie będą kosztowały budżet. Do tego, Tusk pokazał, że nie boi się podejmować decyzji nawet kontrowersyjnych, jak w przypadku in vitro. A choć rządzącej partii zdarzyły się też pokazowe wpadki, jak wewnętrzny spór o zaostrzenie ustawy aborcyjnej, czy porażka ministra Jarosława Gowina w sporze z PSL o reorganizację sądów, to na wyborcach nie zrobiło to wrażenia.
Premier Platformie pomógł także fakt, że wygasała polityczna ofensywa PiS. Zaczęła się we wrześniu od debat, a potem mieliśmy pomysł na zgłoszenie kandydatury prof. Piotra Glińskiego na premiera, co miało się stać w rocznicę utworzenia rządu Tuska. Nie doszło do tego, największa partia opozycyjna wytraciła impet, a pomysł z pozapartyjnym premierem został odłożony ad acta. Punktem zwrotnym okazała się reakcja lidera PiS na publikację "Rzeczpospolitej" "Trotyl na wraku Tupolewa". To powody, dla których PO wzrosło, a PiS-owi spadło.
Jednak teraz PO czeka najpoważniejsza próba w tej kadencji, negocjacje unijnego, wieloletniego budżetu na lata 2014-2020. Faza finałowa zaczyna się w czwartek na szczycie w Brukseli, ale czy skończy się w sobotę czy w przyszłym roku, dopiero się okaże. Jedno jest pewne, to ostatnia polska gra o tak wysoką stawkę, bo w kolejnej perspektywie sumy, na jakie będziemy mogli liczyć, będą dużo niższe. Dlatego Donald Tusk i Platforma w kolejnej kampanii wyborczej będą rozliczani przede wszystkim z tego, ile przywieźli z Brukseli. A wiadomo, że 80 mld na politykę spójności dla Polski, jakie wynikało z projektu budżetu Komisji Europejskiej, to już suma nieosiągalna.
W UE jest kryzys i oczekiwanie cięć, więc ważny będzie każdy miliard, a im dalej będziemy od sumy proponowanej przez Komisję, tym trudniej będzie rządowi chwalić się sukcesem w Brukseli. Donald Tusk nie musi jak Kazimierz Marcinkiewicz krzyczeć "Yes, yes, yes", ale musi wynegocjować większe pieniądze niż Marcinkiewicz, inaczej opozycja i wyborcy postawią na PO krzyżyk, ale raczej nie postawią go na wyborczej kartce.
Sondaż Wirtualnej Polski pokazuje jeszcze jedno ciekawe zjawisko. Największe dwie partie oderwały się od konkurencji. Albowiem kolejne po PiS-ie, pod względem poparcia ugrupowanie - SLD ma poniżej 10 proc., a pozostałe partie mogłyby mieć kłopot z wejściem do sejmu. To interesujące w przypadku PSL, bo sondaż był robiony już po tym, gdy ludowcy zmienili prezesa. Pozytywnej reakcji w zasadzie nie ma, a wręcz przeciwnie, PSL-owi nieco spadło w porównaniu z poprzednim sondażem. Może to efekt tego, że Janusz Piechociński jest mniej rozpoznawalny niż Waldemar Pawlak i wyborcy nie dają kredytu zaufania, a czekają na to, co się wydarzy. Dlatego też, jeśli nowy szef PSL-u faktycznie chce zmienić wizerunek tej partii, to czeka go dużo pracy, a ludowców sporo nerwów przy okazji wyborów parlamentarnych.
Jednak do wyborów zostały jeszcze trzy lata i naprawdę wiele może się zdarzyć. A jeśli taki układ poparcia, jak obecnie utrzyma się do wyborów, to rządzić będzie albo jedna partia, która wygra wybory (jeśli do sejmu wejdą trzy ugrupowania), albo koalicję będą musiały tworzyć trzy partie (jeśli obecny układ się powtórzy). Chyba, że zdarzy się coś, co przemieli polską scenę polityczną, a tak może być, bo ostatnie lata pokazują, że rzeczywistość kreśli bardziej zaskakuje scenariusze niż autorzy dreszczowców, a nawet Majowie.
Grzegorz Osiecki specjalnie dla Wirtualnej Polski