Turów zamrozi V4? PiS chce iść z Czechami na twardo
Rząd PiS może tymczasowo wstrzymać uczestnictwo polskiego premiera w spotkaniach Grupy Wyszehradzkiej z udziałem Czech - wynika z nieoficjalnych informacji z obozu władzy. To pokłosie konfliktu z naszym południowym sąsiadem ws. kopalni i elektrowni Turów. Rząd nie potwierdza oficjalnie doniesień o tymczasowym wstrzymaniu rozmów w ramach V4, ale jego rzecznik Piotr Müller przyznaje nam: "Rozważamy różne scenariusze w ramach mechanizmów unijnych".
21.09.2021 16:45
Pewne jest jedno: polski rząd ustępować Czechom nie zamierza. - Zawieszenie naszej aktywności w V4 na najwyższym szczeblu byłoby krokiem radykalnym, ale krótkotrwale - do czasu rozwiązania sporu - być może koniecznym - zwracają uwagę nasi rozmówcu z obozu władzy.
Turów. "Nie mamy z Czechami o czym rozmawiać"
Jak wynika z naszych rozmów, rząd podjął ostateczną decyzję, by nie wykonywać wyroku TSUE i nie zamykać kopalni Turów. - To jest definitywna decyzja z naszej strony. Mamy tu twarde stanowisko i stać nas na poniesienie finansowych kosztów tych absurdalnych i niesprawiedliwych względem obywateli Polski żądań - mówi nam ważny przedstawiciel rządu Mateusza Morawieckiego.
Jak dodaje nasz rozmówca, nie jest to jedynie konflikt na poziomie politycznym - jak choćby w przypadku sporu z TSUE i Komisją Europejską o Izbę Dyscyplinarną - ale przede wszystkim społecznym. Konsekwencje mogą być dewastujące dla milionów polskich obywateli. Chodzi nie tylko o tysiące miejsc pracy, ale o bezpieczeństwo energetyczne i potężną gałąź przemysłu.
W sprawie decyzji TSUE nakładającej na Polskę ogromne kary - pół miliona euro za każdy dzień funkcjonowania kopalni i elektrowni Turów - głos zabrał we wtorek premier Morawiecki. Reakcja szefa rządu była stanowcza, ale - jak wynika z naszych rozmów - taktycznie przemyślana.
- Nasze relacje z Czechami uległy znacznemu pogorszeniu. Na pewno sprawy Turowa tak nie zostawimy - zapowiedział Morawiecki.
- Ostre słowa miały mocno wybrzmieć i szybko dotrzeć do strony czeskiej, ale także do TSUE - przyznają nasi rozmówcy zbliżeni do szefa rządu. Podkreślają oni, że decyzja TSUE była de facto jednoosobowa, podjęta przez "nieprzychylną Polsce" sędzię.
Chwilę po konferencji premiera zapytaliśmy przedstawicieli administracji rządowej, co kryje się za tak stanowczą, a jednocześnie dość enigmatyczną deklaracją szefa rządu. Jak usłyszeliśmy, w grę wchodzi tymczasowe zawieszenie spotkań szefów rządów w ramach Grupy Wyszehradzkiej do momentu, aż Czesi nie wycofają się ze sporu o Turów. - V4 powinna być monolitem, ale niestety rząd Czech działa dziś zupełnie odwrotnie - mówi jeden z polityków PiS.
- Jeśli nie rozwiążemy tego problemu, a trzeba podkreślić, że partnerzy z Czech stosują wobec nas nieczyste zagrania, to nie mamy o czym rozmawiać - mówi nam nasze źródło z obozu władzy. To swoiste ultimatum.
Zobacz także
Oficjalnie nikt o zawieszeniu spotkań w ramach V4 nie mówi. - Nic mi nie wiadomo o takich decyzjach - stwierdza pytany przez nas o sprawę rzecznik rządu Piotr Müller. Jak jednak zaznacza: - Rozważamy różne scenariusze w ramach mechanizmów unijnych.
Przypomnijmy: Grupę Wyszehradzką (tzw. V4) tworzą Polska, Słowacja, Czechy i Węgry. Polska sprawowała prezydencję w ramach V4 do czerwca bieżącego roku. Ostatni szczyt Grupy Wyszehradzkiej z udziałem szefów rządów zorganizowano w Katowicach tuż przed wakacjami. - Gramy zespołowo i coraz więcej możemy razem osiągnąć - mówił wtedy Mateusz Morawiecki. Tuż obok niego stał premier Czech Andrej Babiš, który już wtedy wiedział, że sprawy Turowa Polsce nie odpuści.
"Spisek" Czechów z TSUE
Negocjacje z Czechami trwają od miesięcy i - delikatnie mówiąc - nie są łatwe. Warto przypomnieć, że TSUE już 21 maja zobowiązał Polskę, aby natychmiast zaprzestała wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów. W czerwcu Czechy poinformowały TSUE, że wydobycie trwa. Czeski rząd wniósł o wzmocnienie środka tymczasowego karą dla Polski w wysokości aż 5 mln euro za każdy dzień lekceważenia postanowienia.
W opinii wielu analityków i dziennikarzy, z problemem po stronie polskiej nie poradzili sobie ministrowie: klimatu i środowiska Michał Kurtyka, aktywów państwowych - Jacek Sasin, a także minister ds. europejskich Konrad Szymański (krytykowany głównie przez Solidarną Polskę Zbigniewa Ziobry). A i zdaniem wielu, to sam premier Morawiecki pospieszył się w maju z deklaracjami, że kłopotów z Turowem nie będzie, a umowa z Czechami jest bliska sfinalizowania.
Nic takiego się nie stało, a problemy zostały: Czechy ani o krok nie wycofują się ze swoich twierdzeń, że kopalnia i elektrownia Turów dewastują środowisko po czeskiej stronie granicy i mają skrajnie negatywny wpływ na życie dziesiątków tysięcy mieszkańców graniczących z Polską terenów.
Czesi od dawna mają się czuć ignorowani przez polską stronę. Nie tylko w sprawie Turowa. Jak zwraca uwagę jeden z dyplomatów, rząd Czech miał być zirytowany faktem, że polski rząd długo wydawał zgodę (tzw. agreement) na pobyt ambasadora czeskiego rządu w Polsce. - Relacje z Czechami od dawna wieją chłodem - przyznaje jeden z naszych rozmówców.
Jak można usłyszeć w obozie rządzącym, Czesi jednak od dawna szukali pretekstu, by w nas uderzyć. Bronią miał być Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który nałożył na nas potężne kary (choć i tak niższe od tych wnioskowanych przez czeskie władze).
Jeden z polityków zwraca uwagę, że TSUE swoją decyzję o ukaraniu Polski wydaje kilka dni przed rozprawą w Trybunale Konstytucyjnym ws. wniosku premiera Mateusza Morawieckiego, dotyczącego wyższości Konstytucji nad prawem UE. - To ma być przypadek? To jest polityczna presja - słyszymy z rządu PiS.
Politycy tej partii podkreślają także, że nie bez wpływu na sytuację mają zbliżające się wybory w Czechach i trwająca tam kampania wyborcza.
Rozwiązań na wyjście z tego kryzysu na horyzoncie nie widać. A nad Polską wisi widmo kolejnych kar: TSUE może przecież także ukarać Polskę za nieprzestrzeganie postanowienia o zawieszeniu działalności Izby Dyscyplinarnej SN.
Naliczanie kary za Turów zaczyna się w chwili formalnego doręczenia władzom Polski postanowienia o niej przez europejski Trybunał Sprawiedliwości. Postanowienie TSUE rząd już otrzymał. Zatem już w tym momencie jako kraj płacimy 500 tys. euro dziennie. To bardzo dotkliwa kara w ramach tzw. środka tymczasowego - obowiązującego do czasu pełnego wyroku w danej sprawie.