Górnicy z kopalni "Wujek-Śląsk" nie musieli zginąć
Dotychczasowy bilans katastrofy w kopalni "Wujek-Śląsk" w Rudzie Śląskiej to 14 zmarłych górników i 40 kolejnych rannych, przebywających w szpitalach. Na światło dzienne wychodzą kolejne szokujące informacje, jak choćby ta, że w ciągu kilku godzin poprzedzających tragedię na feralnej ścianie dwukrotnie przekroczony był dopuszczalny poziom metanu. Według dziennika "Polska", na dzień przed wypadkiem, czujniki aż czterokrotnie wskazywały przekroczenie stężenia metanu. Ani razu nie wycofano pracujących tam ludzi.
22.09.2009 | aktual.: 22.09.2009 08:10
Według informatora gazety - górnika, gdyby zagrożenie metanowe potraktowano poważnie, 14 górników mogłoby żyć, a 40 nie cierpiałoby w szpitalach.
Na razie nie wiadomo jeszcze, czy w wyrobisku doszło tylko do zapalenia się, czy też do wybuchu metanu. Jednak sekcja zwłok ofiar wykazała, że górnicy się udusili, co wskazuje na wariant pierwszy.
Wiadomo, iż monitorujący stężenie metanu w ścianie system bezpieczeństwa zadziałał. Sześć zamontowanych tam czujników wykryło jednak zagrożenie dopiero o godzinie 10.15. Ułamki sekund później przez wyrobisko przetoczyła się fala ognia. Dlaczego czujniki nie wychwyciły narastania ilości metanu w chodniku? Te zamontowane przy wlocie ściany powinny zareagować przy wykryciu 1% metanu w atmosferze, te przy wylocie ściany miały podnieść alarm przy 2% gazu.
Możliwości są dwie: albo gaz nagle wypłynął ze ściany w dużej ilości, albo coś zakłóciło pracę czujników. Czy ktoś zatem zafałszował ich wskazania?
Wyciek metanu o 10.15 nie był pierwszym tego dnia. Wcześniej czujniki wykryły 2-procentowe, czyli progowe, stężenie metanu. Rozpoczęła się ewakuacja pracujących w wyrobisku górników, którą przerwano po kilkunastu minutach, gdy się okazało, że poziom metanu obniżył się do bezpiecznego poziomu.
Równie kontrowersyjną sprawą jest to, że do wyrobiska skierowano wielu niedoświadczonych górników, których staż wynosił mniej niż rok, podczas gdy w takim miejscu powinni pracować wyłącznie ludzie doświadczeni.
Niewyjaśnionym wątkiem pozostaje też rola ratowników w rejonie wypadku. Wiadomo, iż znaleźli się oni wśród poszkodowanych w katastrofie. A to oznacza, że byli na miejscu przed rozpoczęciem akcji ratunkowej. Jaka była ich tam rola?
Wyjaśnianiem wszystkich wątpliwości związanych z wypadkiem powinni zająć się powołani do tego śledczy. Jednak prawidłowość tego śledztwa też stoi pod znakiem zapytania gdyż, jak dowiedziała się "Polska", Januszem Malingą, niedawno mianowanym w Wyższym Urzędzie Górniczym dyrektorem Departamentu Warunków Pracy nadzorującym wszystkie polskie kopalnie, interesują się krakowscy prokuratorzy.
Cokolwiek jednak by się już teraz nie stało, życia i zdrowia poszkodowanym górnikom to i tak nie zwróci.