Górnicy ostrzegali się przed pracą w czeskiej kopalni. "Śmierć czuć na plecach"
Łamanie procedur bezpieczeństwa, praca w wyniszczającym upale, bezpardonowa pogoń za wydobyciem i zyskiem. Tak miały wyglądać realia pracy w czeskiej kopalni w Karwinie. Polscy górnicy już dawno ostrzegali się przed podejmowaniem tam pracy.
Po wybuchu metanu w czeskiej kopalni zginęło 13 górników, w tym 12 to Polacy. Z tego co mówią jej byli pracownicy wynika, że prędzej, czy później musiało dojść do tragedii. Polscy górnicy otwarcie ostrzegali kolegów, że praca u Czechów jest wyjątkowo ryzykowna.
- Byłem na zmianie, kiedy przekroczono wszelkie poziomy alarmowe i nikt nawet nie myślał o ewakuacji pracowników. W podobnej sytuacji w Polsce, automatycznie wyłączono by całą ścianę z wydobycia. Śmierć było tam czuć na plecach - opowiada jeden z byłych pracowników kopalni w Karwinie. - Pracownicy dozoru, czyli ci odpowiedzialni za bezpieczeństwo pracujących pod ziemią, umieszczali czujniki metanowe przy wentylatorach, aby rejestrowały jak najmniejszy poziom niebezpiecznego gazu - mówi dalej. Podkreśla, że kilka lat swojej pracy w Czechach wspomina jako najgorsze w karierze.
Można było dorobić
- Kopalnia rekrutuje spośród osób, które nie mogą znaleźć zajęcia w Polsce. Są to emeryci górniczy, różni desperaci np. ukrywający się przed komornikiem, albo po problemach alkoholowych. Z kolei kadra kierownicza (zazwyczaj również Polacy) podporządkowują wszystko wydobyciu i pogoni za zyskiem. Stąd naginanie norm bezpieczeństwa - tłumaczy górnik z Jastrzębia Zdroju. U Czechów przepracował 3 lata. Trafił tam przez pośredników, specjalizujących się w rekrutacji górników.
Zajmują się tym Alpex z Bytomia oraz Polcarbo z Jaworzna. Po wypadku nie chcą odpowiadać na pytania dziennikarzy. Wystarczyło wysłać do nich swoje imię oraz telefon, a oddzwaniali i organizowali zajęcie po czeskiej stronie. Górnicy z Jastrzębia Zdrój, Żor i Rybnika skrzykiwali się w internecie i wspólnie dojeżdżali na szychty. Ci, którym codzienne podróże się nie opłacały, mieszkali w hotelu w czeskiej miejscowości.
4400 zł do zarobienia. Na przodku horror
Polskiej siły roboczej nigdy nie zabrakło. Wielu górników, którzy w Polsce przeszli na tzw. urlopy górnicze, dorabiało właśnie po czeskiej stronie. "Pracuj w swoim zawodzie nie tracąc świadczeń urlopowych.Urlop + Pensja podniosą komfort Twojego życia. Zapomnisz o kredytach" - reklamowała się w internecie firma Polcarbo.
W systemie sześciu dniach pracy z rzędu i jednym dniu wolnym można było miesięcznie zarobić 4,4 tys. zł. Najgorsza pod względem bezpieczeństwa i warunków pracy była praca na przodku. Kopalnia słynie z dużego zagrożenia metanowego, ale też wysokich temperatur. Kolejny z górników wspomina, że gorąc "na ścianie" często przekraczał 40 stopni. Aby przeżyć zabierał ze sobą kilka litrów wody. Opisuje, że raz podczas pracy doznał skurczy. Nikt z kolegów nie przyszedł mu z pomocą ponieważ za zejście ze stanowiska pracy groziła kara finansowa.
Kopalnia w Karwinie ma wyjątkowo złe opinie na portalu GoWork.pl, gdzie pracownicy mogą oceniać swoich pracodawców. Górnicy piszą, że w 2017 doszło tam do śmiertelnego wypadku polskiego górnika. Jego żona do dziś procesuje się o odszkodowanie. - Szukajcie roboty w Polsce, albo gdzieś za granicą, ale nigdy w czeskich kopalniach pod Polakami - ostrzega jeden z komentatorów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl