Goły, ale odpowiedzialny
Wicepremier Waldemar Pawlak nie boi się ani biedy, ani zniknięcia PSL, któremu szefuje, ani odpowiedzialności za obietnice swego rządu. Hołubi własną społeczną wrażliwość i cieszy się nawet z ostrej krytyki opozycji.
19.12.2007 | aktual.: 19.12.2007 13:25
Panie premierze, przeczytałem pańskie oświadczenie majątkowe. Poszedł pan „w ministry”, żeby się dorobić, bo nic pan nie ma?
– Nie, ja się już dorobiłem i nie muszę się tym zajmować.
Ale czego się pan dorobił, wpisał pan tylko samochód Toyota, w leasingu. Poza tym w kolejnych rubrykach tylko kreski. Żadnych oszczędności, lokat, akcji, nic. Ma pan 48 lat, no, to są ostatnie chwile, żeby na resztę życia coś sobie zarobić. Nie boi się pan ubogiej starości?
– Nie.
Liczy pan na ZUS?
– Nie, nie liczę na ZUS, ale myślę, że sobie poradzę, bo radziłem sobie też w tych czasach, kiedy byłem poza polityką.
Czy brak majątku w pana wieku nie świadczy o lekkomyślności?
– No, jak to nie mam majątku?
Mówi pan o swoim 22-hektarowym gospodarstwie?
– To jest bardzo dobra ubezpieczalnia od niepogody w polityce.
Rentowna?
– Tak.
Trochę mnie pan uspokoił. Pomartwmy się teraz o PSL. Wspólne rządy z Platformą mają zmienić pańską partię?
– Wszyscy się zmieniamy, zmienia się kraj, zmieniają się ludzie, jak spojrzymy na to w perspektywie ostatnich kilkunastu lat, to zaczynaliśmy od transformacji poprzedniego systemu, a teraz jesteśmy w NATO, w Unii Europejskiej. Trzeba na nowo redefiniować cele i sposoby działania, bo to, co kiedyś było uzasadnione, na przykład pewna ochrona i protekcjonizm – wtedy funkcjonowały cła – dzisiaj wydaje się już nie na miejscu. I stąd jak premier mówi o liberalnej gospodarce i solidarnej polityce społecznej, to wydaje się to całkiem adekwatne do czasów i wyzwań, przed którymi stajemy.
Piękny początek koreferatu. Panie premierze, ja wiem, że ziemia jest okrągła, ale jakie PSL ma być pod koniec tej kadencji, co ma się w nim zmienić? Może ma się wtopić w Platformę?
– Gdybyśmy mieli takie plany, tobyśmy pewnie zachowywali się jak niektórzy koledzy, którzy wcześniej pobiegli do innych partii, ale skoro stać nas na niepodległość, to będziemy...
Jej bronili jak niepodległości?
– Funkcjonować jako suwerenne stronnictwo. Jest ciekawy kontekst do pokazania różnicy w środowisku Lewicy i Demokratów i partii dziś rządzących. W tej pierwszej wlały się różne nurty w jedno ugrupowanie, natomiast w koalicji Platformy i PSL mamy środowiska, które różnymi drogami szły do niepodległości, a w tej chwili funkcjonują w jednym rządzie, zachowując autonomię i pokazując samodzielność. To jest istotna różnica także w stosunku do koalicji, która minęła.
A może to już jest anachronizm i być może u końca kadencji powinniście się połączyć z Platformą i stworzyć jedną partię?
– Ale pozwoli pan, że w tej sprawie będziemy decydowali sami.
Proszę bardzo.
– Bo PiS podeszło tak nowocześnie do swoich koalicjantów...
Raczej gastronomicznie, bo ich połykało.
– Że w tej chwili jest oczywiście wielką, ale partią opozycyjną i tak na tym wyszło. Jeżeli Platforma i PSL obserwowały te procesy ostatnich kilku czy kilkunastu lat, to warto z tego wyciągać wnioski.
Może być dobre połączenie, nie zjadanie się nawzajem.
– Jeżeli pan ma takie zlecenie, żeby nas połączyć z Platformą...
Ja pytam...
– To będzie to zadanie trudne do wykonania. Wydaje mi się, że jednak środowiska mają swoją i podmiotowość, i tożsamość, i swoją specyfikę, i to jest siła tej koalicji.
Panie premierze, przypominam, że hasłem pańskiego rządu jest zaufanie, a pan mnie od razu podejrzewa, że mam jakieś zlecenie... Pytam o to, bo trwa dyskusja o rzekomym dobrodziejstwie systemu dwupartyjnego, a do tego musielibyście się połączyć z PO, a PiS lub LiD z innymi.
– Ja też po prostu pana pytam, a pan od razu popada w jakąś podejrzliwość.
Porzućmy podejrzliwość, panie premierze, niech króluje zaufanie. Czy można wam ufać, że wiecie, co robicie w stosunkach z Rosją? Wykonaliśmy pewien gest wobec Rosji, cofnęliście polskie weto w sprawie wstąpienia Rosji do OECD, ociepliły się stosunki, może Rosjanie zniosą embargo na nasze mięso, potem na inną żywność. Czy pańskim zdaniem istnieje jakaś dobra metoda na ułożenie sobie stosunków z Rosją? Bo wydaje się, że metoda, którą świat próbuje stosować – czyli równocześnie z nią handlować i ją wychowywać do demokracji – zawodzi. Z drugiej strony metoda traktowania Rosji jako wielkiej firmy, z którą się zawiera tylko kontrakty i oczekuje wykonywania tych kontraktów, też niekiedy zawodzi.
– Spójrzmy na kraje europejskie i na to, jak one układają sobie relacje z Rosją. Było strategiczne partnerstwo Rosja – Unia Europejska, teraz przedłużenie tego pakietu zostało przez Polskę zatrzymane z racji tego, że Rosja nie traktuje nas w sprawach chociażby handlu jak kraju europejskiego, tylko próbuje te relacje układać dwustronne, jakbyśmy nie byli członkami Unii. Wydaje się, że powinniśmy wpisywać się w europejski nurt układania sobie relacji z Rosją, pamiętając właśnie o tym, żeby do Rosji dotarło to, że Polska jest krajem Unii Europejskiej.
Spójrzmy więc na Europę, na przykład wpuszcza rosyjskie firmy do dużych interesów na swoich terenach, a my mamy strach przed kapitałem rosyjskim.
– Więc trzeba stosować europejskie podejście w gospodarce i w biznesie, bo Europa też w niektórych sektorach szczególnie wrażliwych nie prezentuje pełnego otwarcia i jest ta formuła oczekiwania pewnej wzajemności. To znaczy, jeżeli kraj czy przedsiębiorcy z jakiegoś kraju nie stosują wzajemnego otwarcia się na inwestycje europejskie, to Europa też nie stosuje wobec nich pełnej otwartości. Otwarcie musi być odwzajemnione.
Czyli gdybyśmy wpuścili rosyjski kapitał firmy, to oczekiwalibyśmy, że nasze firmy też tam mogą inwestować. W dalszym ciągu jednak różnica potencjałów byłaby wielka. To nadal byłoby ryzykowne.
– W podtekście tego pytania jest sprawa struktury własnościowej sektorów wrażliwych dla państwa. Jeżeli jest oczekiwanie, że pewne elementy tej struktury sektorów wrażliwych zostaną wystawione na sprzedaż, a takie jest oczekiwanie – jak pan sugeruje – ze strony rosyjskiej, to można się zastanawiać, czy Rosja udostępni inwestycje w tych sektorach firmom spoza Rosji.
Pewnie nie, a nawet jeśli, to pamiętamy, że Amerykanie już to ćwiczyli – ze złym skutkiem.
– To idźmy w kierunku spojrzenia europejskiego, a więc bez strachu i bez uprzedzeń, ale jednak z właściwą roztropnością, która w Europie jest obecna, w jakiejś mierze też pod wpływem Polski.
Czy powinniśmy się otworzyć na bogatych Rosjan, którzy lokują swoje majątki po całym świecie, częściowo robią tam też interesy, powinniśmy ich zachęcać do osiedlania się u nas?
– Nie sądzę, żeby to był temat, którym akurat powinien zajmować się minister gospodarki.
No, on jest też takim tatusiem biznesmenów.
– To nie ten czas i nie ten system, dziś moja rola to raczej sprawy związane z regulacjami i tworzeniem warunków do tego, żeby przedsiębiorcy w naszym kraju mieli lepsze warunki do działania i aby mogli skuteczniej konkurować na rynku europejskim oraz na rynku międzynarodowym.
Z regulacji i tworzenia warunków będziemy mogli pana rozliczać za trzy miesiące, za sześć miesięcy, za dziewięć miesięcy...
– Więc z czego pan nas chce teraz rozliczać. Z filozofii?
Z tego, jacy jesteście, bo to zdecyduje o tym, co zrobicie, ale też i podejścia do bogatych nie-Polaków. Moglibyście stworzyć, tak jak Brytyjczycy, system zachęcający ich do osiedlania się u nas?
– Polska jest dużym krajem i nie dla naszego kraju są rozwiązania o takim specyficznym charakterze, aczkolwiek porównanie do Brytyjczyków i Londynu wydaje się atrakcyjne. Bo jeżeliby rynek finansowy w naszym kraju był stosunkowo korzystny dla inwestorów, to może się okazać, że moglibyśmy być takim Londynem Europy Środkowo-Wschodniej.
* Ale likwidacja podatku Belki napotkała pewien opór, nie będzie jej tak szybko.*
– Czysto techniczny opór, bo po prostu napięcia w przyszłorocznym budżecie są takie, że nie wycofując się z redukcji składki rentowej w tej drugiej części, która jest po stronie pracodawców, nie mamy już siły, żeby prosto zbilansować budżet, a wysokość podatku Belki, jak mnie informowano, jest rzędu czterech miliardów złotych, to nie są pieniądze łatwe do znalezienia.
Pan się boi tego wyzwania, które przed panem stanęło?
– Jakim wyzwaniem mnie pan straszy?
Rozbudziliście wielkie nadzieje i jakoś musicie je spełnić. Nie boi się pan, że to się może skończyć dla pana jakąś osobistą katastrofą?
– Nie, to nie jest sprawa lęku, natomiast mam poczucie odpowiedzialności, bo wiem...
Odpowiedzialność nie budzi lęku?
– To są dwie różne kategorie. Jeżeli się ma rozeznanie co do zakresu zadań i charakteru pracy, to wtedy robi się to z większą uwagą, większą dokładnością i z większą precyzją koncentrowania sił i środków w tych miejscach, które są najważniejsze.
A człowiek Pawlak się nie boi?
– A czego mam się bać?
Że przyjdziemy tu kiedyś pod okno i krzykniemy: obiecywaliście i co jest z tego zrobione?!
– Pan przyjdzie na czele?
Raczej nie, ale będę patrzył.
– Będzie pan pisał i tym pisaniem podprowadzał ich tutaj.
Jeżeli zawiedziecie, to tak.
– Myślę, że takiego ryzyka nie ma. Obecny rząd, mówiący słowami premiera o zaufaniu, wiąże z zaufaniem dialog, rozumienie innych i otwartość na to. Wydaje mi się, że i Platforma, i PSL doceniają to, co się zdarzyło w ostatnich latach, a szczególnie w ostatnich dwóch latach...
Doceniają?
– Doceniają w tym sensie, że wiemy, że jeżeli napięcia społeczne przekroczą pewną granicę, to powstaje duża przestrzeń dla różnego rodzaju radykalizmów i populizmów, które mogą być groźne- dla wszystkich. Ostatnie dwa lata pokazały, że powrót do takiego państwa, które kontroluje wszystkie aspekty życia, czyli coś, co było niewyobrażalne kilka lat wcześniej, okazał się możliwy. I to taki jak na przykład opisywane przez panią profesor Staniszkis marzenia i zamiary skonstruowania programów do śledzenia w różnych rejestrach działalności ludzi czy firm. To przywoływało bardzo ciekawe historyczne analogie i to się działo naprawdę.
Może świat po prostu zmierza w tym kierunku?
– Niekoniecznie, choć na świecie próbuje się zastąpić państwo opiekuńcze państwem bezpieczeństwa. Bardzo ciekawie pokazuje to Zygmunt Bauman na przykładzie wielu różnych doświadczeń, także amerykańskich.
Panu nie jest bliskie państwo bezpieczeństwa?
– Raczej w tej konfrontacji filozofii zamiast na państwo bezpieczeństwa stawiamy na państwo wspierające, które by się opierało na zasadzie pomocniczości. A więc państwo, które nie przeszkadza aktywnym i zaradnym, natomiast tym, którzy sobie nie zawsze mogą poradzić z trudnościami, podaje pomocną dłoń, tak żeby nie było ludzi, którzy mają poczucie wykluczenia, czy takich, którzy upatrują możliwość rozwiązania problemów tylko w jakichś radykalnych albo awanturniczych inicjatywach politycznych.
Czy dla pana jest jakiś cel, który by uświęcał środki?
– Nie, myślę, że zawsze jest taka granica, po której przekroczeniu jest ciężko spojrzeć w lustro.
Pan patrzy w lustro?
– Tak, codziennie. Golę się.
I co pan tam widzi?
– I dlatego mówię, że w polityce, jak to kiedyś bardzo ładnie napisał Bartoszewski, warto być przyzwoitym, bo na dłuższą metę to się opłaca.
Uśmiecha się pan do siebie w tym lustrze?
– Czasami.
* Panie premierze, jak dalece ciepły oddech Jarosława Kaczyńskiego na waszych plecach decyduje o waszej polityce, ta świadomość, że on może wrócić, jeżeli coś źle zrobicie?*
– Z jednej strony to mobilizujące, że opozycja w bardzo wyrazisty sposób ocenia funkcjonowanie rządu, natomiast z drugiej strony patrzę też na te sprawy z daleko idącym zdumieniem. Przez ostatnie dwa lata PiS przyzwyczaiło cały świat medialny i polityczny do tego, że robi, co chce, i nie musi się w ogóle z żadnej sprawy tłumaczyć, natomiast jeżeli jest przywracana stabilizacja, to podnosi wielki krzyk, że coś się złego z funkcjonariuszami poprzedniej ekipy politycznej dzieje.
Jest krzyk i będzie, ale czy właśnie świadomość ciepłego oddechu Jarosława Kaczyńskiego nie spowoduje, że z pewnych potrzebnych, choć w społecznym odbiorze ryzykownych rzeczy się wycofacie?
– Ryzyko jest raczej związane z tym, że jeżeli pewnych rzeczy nie zrobimy, to wtedy z jeszcze większą siłą będziemy krytykowani. Świadomość tego, że możemy „liczyć” na opozycję, dopinguje do tego, żeby robić sprawy jasno, przejrzyście i bez zbędnego wahania.
Chodzi mi o ruchy, których pozytywny efekt byłby odwleczony o kilka lat, a nie przyniósłby doraźnych korzyści sondażowych, na przykład dokończenie restrukturyzacji górnictwa lub naprawy służby zdrowia.
– Nie demonizujmy, na przykład w górnictwie w tej chwili problemem jest nie to, że tam za dużo ludzi pracuje, tylko to, że za mało. I że za mało jest możliwości wydobywczych. Ostatnie lata zostały zmarnowane i nie przygotowano kopalń do tego, żeby wydobywać więcej węgla w czasach koniunktury, a teraz ona trwa.
Jeszcze raz zapytam. Panie premierze, czy podejmiecie się jakichś zadań, których efekty będą odłożone bardzo w czasie, które trzeba zrobić, ale nie przynoszą one doraźnego skutku politycznego, a trzeba będzie ludziom w związku z nimi powiedzieć: na początku musi być trochę gorzej, żeby potem było lepiej.
– Tak, tylko i Platforma, i PSL mają nastawienie ewolucyjne, a nie rewolucyjne. Trzeba patrzeć na procesy społeczne i gospodarcze nie tylko w kategoriach takich makbetowskich wyzwań, bo nie wszystko musi być w ten sposób rozwiązywane. Pewne sprawy można rozwiązywać może trochę dłużej, a mniejszymi kosztami społecznymi. Ta utopia z początku lat 90., że trzeba robić pewne rzeczy w drodze terapii szokowej, gdzie szok...
Że mniejszość wie lepiej, co powinna robić większość?
– Tak, że szok był, a terapii zabrakło, co skończyło się między innymi dramatem ostatnich dwóch lat. Jak to pięknie ujął poseł PiS Kuchciński, że większość – niegdyś stworzona przez tamten brak terapii, jak sądzę – znalazła się w mniejszości. Bo wcześniej ta reprezentacja większości też uznała, że wie lepiej, co jest i krajowi, i ludziom do szczęścia potrzebne. Obecna koalicja nie ma takich ambicji, żeby wszystko wiedzieć najlepiej, podchodzimy do sprawy bardziej praktycznie i z większym umiarkowaniem.
Prezydent będzie wam przeszkadzał?
– Nie sądzę, żeby pan prezydent z definicji wszystko chciał zatrzymywać i blokować, natomiast na pewno należy się liczyć z tym, że prezydent ma bardzo politycznie wyrazisty układ sympatii i w niektórych sprawach może być bardzo konsekwentny.
Poprzednia władza charakteryzowała się też tym, że uznawała krytykujące ją media za przeciwników politycznych i nie odpowiadała na ich krytykę, olewała ją. Jaką wy będziecie władzą? Czy jeżeli przeczytacie w gazecie analityczne i krytyczne artykuły o jakimś swoim posunięciu, to wywoła to w was prawdziwą refleksję...
– Na pewno, natomiast nie będziemy reagowali pochopnie. Mogę podać przykład, bardzo ostatnio na czasie, to znaczy sprawa sekretarza stanu w Urzędzie Integracji, o którym media napisały, że płacił służbową kartą za różne niesłużbowe zakupy. Została przeprowadzona kontrola, sprawy się potwierdziły i premier podjął w tej sprawie jednoznaczną decyzję, ale nie zrobił tego na drugi dzień po przeczytaniu tej informacji w gazecie, tylko po prostu ją sprawdził. Czasami mamy do czynienia z pewną złą techniką i chyba PiS ją najbardziej wyćwiczyło, że najpierw opowiada się coś i ustawia do strzału, po czym się rozprawia z tą własną opowieścią, abstrahując zupełnie od faktów. Media czasami też ją stosują, niektóre mają zresztą duży talent w przerysowywaniu rzeczywistości. Michał Kamiński właśnie niedawno opowiedział, że mamy do czynienia z faktem medialnym. Z faktami medialnymi będziemy się obchodzili ostrożnie, natomiast jeżeli to będą fakty, to będziemy je poważnie traktować.
Czyli nasza praca znowu nabierze sensu?
– Tak, i myślę, że to jest dobry mechanizm dopingowania świata biurokracji i urzędników do solidnej roboty.
Panie premierze, czy dla PSL ważne są komisje śledcze? Czy wyjaśnienie roli CBA, roli i zakresu prowokacji w polskim życiu politycznym jest dla was ważne?
– Powiem coś może zaskakującego: w zasadzie wszystkie te komisje śledcze można sprowadzić do jednego, prostego podsumowania. Otóż gdyby administracja, instytucje publiczne działały zgodnie z konstytucją, to znaczy na podstawie i w granicach prawa, nie byłoby żadnych problemów.
Tego nie wiemy, czy działały, bo nie ma jeszcze komisji.
– Nie, często nie wiemy tego z innego powodu. Nie dlatego, że nie ma komisji, tylko dlatego, że nie ma dokumentacji potwierdzającej, na jakiej podstawie różni ludzie podejmowali działania. Bo gdyby w takich instytucjach, o których pan mówi, była dotrzymana pragmatyka i osoby wykonujące zadania mogły się wylegitymować, że proszę bardzo, tu dostałem polecenie, rozkaz, zostało mi zlecone takie czy inne zadanie, to łatwo można ustalić, kto podejmował decyzje. Natomiast jedynym wspólnym mianownikiem tych wszystkich komisji jest właśnie to, że jak się zaczyna przyglądać sprawie, to się okazuje, że nie wiadomo, kto podjął w tej sprawie decyzję.
PSL się przyłoży do komisji?
– Myśmy mówili o potrzebie przejścia od takiej formuły TKM na TQM, to znaczy na takie zarządzanie jakością i funkcjonowaniem firm i urzędów, żeby wszelkie działania były dokumentowane i być może niektóre sprawy można będzie rozwikłać znacznie szybciej tradycyjnymi metodami, a nie komisjami śledczymi.
Czyli PSL jest niechętne komisjom śledczym.
– Podchodzimy bez egzaltacji do tego pomysłu, bo widzimy, że z komisji śledczej, poza takim teatrum dla publiczności, nie zawsze wynikają wnioski.
Nie, panie premierze, dzięki komisjom opinia publiczna, w tym dziennikarze, mają dostęp do tych materiałów, które były zakryte, i mogą wreszcie ocenić, czy władza nadużyła swoich uprawnień, czy złamała prawo. A to będzie ważne dla każdej przyszłej władzy, bo być może będzie trzeba regulacje zmienić pod wpływem ujawnionych, złych praktyk władzy.
– Proszę bardzo, jeżeli opinia publiczna chce wiedzieć pewne rzeczy i parlamentarzyści podzielą tę ciekawość, to nie ma problemu. Jednak na przyszłość powinniśmy iść w kierunku dobrych praktyk funkcjonowania instytucji, to znaczy wyraźnie dokumentować, kto i jakie decyzje podejmuje. Bo potem często jest tak, że Bogu ducha winni wykonawcy jakiegoś durnego polecenia czy rozkazu są pieczeni na ogniu publicznego osądu, natomiast ci, którzy ich tam wystawili, unikają jakiejkolwiek odpowiedzialności.
Zaczął pan od siebie? Polecenia pan wydaje na piśmie, nie przez telefon?
– Tak, choć to nawet nie chodzi o to, żeby wszystko tak bardzo formalizować, ale o to, że na każdą sprawę jest jedna karta. To jest taki patent watykański, żeby kluczowe informacje w jakiejś sprawie były na jednej kartce i żeby tam były podpisy wszystkich kluczowych osób, które podejmują decyzje.
Notuje pan telefony działaczy PSL i różnych przyjaciół, którzy dzwonią po posady?
– Tak, notuję, mam cały arkusz w Excelu takich telefonów, na które jeszcze nie zdążyłem odpowiedzieć, ale nie wiem, czy dzwonią po posady.
Co pan czuje, kiedy czyta pan teraz artykuły o sobie, że przeszedł długą drogę, że się wiele nauczył, że się zmienił, oswoił ze światem.
– Każdy przecież, uczestnicząc w różnych przedsięwzięciach, potrafi z tego wyciągać wnioski, uczyć się i uzupełniać swoją wiedzę, więc myślę, że nie jestem tutaj wyjątkiem.
Jednak wszyscy piszą, że pan się wyjątkowo zaparł i dlatego jest pan dzisiaj tu, gdzie jest.
– Na pewno miałem takie szczęście do misji bardzo ryzykownych. Kiedy zostawałem prezesem PSL w 1991 roku, też nie było wiadomo, czy będzie przyszłość przed tą formacją polityczną. Okazało się, że postawienie na samodzielność dało efekty. A teraz ostatnio, kiedy wróciłem do kierowania PSL, też była taka sytuacja, narosło zbyt dużo zwątpienia, niektórzy koledzy załogowali się na cudze pokłady i tam przepadli, natomiast PSL w tej właśnie formule samodzielnej, ale też bardzo różnorodnej, mieszanej przetrwało.
To jest w istocie pytanie o to, czy pan myśli, że zmądrzał.
– Nie będę panu odbierał satysfakcji w ocenie tego zjawiska.
Dziękuję, a jaka jest pańska ocena? Waldek, zmądrzeliśmy?
– To już niech pan sam osądzi, nie będę się wypowiadał.
Dlaczego?
– Komentarz należy do pana, niech pan to oceni.
Nie chce pan o swojej mądrości, no to porozmawiajmy o pańskich uczuciach. Co z Łukaszem Foltynem, twórcą Gadu-Gadu? Uwiódł go pan na kampanię wyborczą, pierwszego nowego socjalistę, wystartował z waszych list i przegrał. I co teraz z nim będzie?
– Będziemy dalej współpracować, bo niewątpliwie w tych obszarach-, w których on jest dobry, to znaczy technologie informatyczne, jest wyjątkowym ekspertem, zwłaszcza że może być też ekspertem od tego, jak bez kapitału zrobić duży biznes internetowy.
Jego wersja socjalizmu trochę pana uwiodła?
– Zwróciła uwagę na ten aspekt, o którym wspominałem, to znaczy nie można odpuścić spraw społecznych, bo wtedy można się spotkać z wybuchem radykalizmu i populizmu na skalę, która może być, używając modnego słowa w poprzedniej epoce, porażająca.
Pogratulował panu stanowiska?
– Tak, rozmawialiśmy też o perspektywie współpracy i zobaczymy, czy to będzie współpraca na poziomie instytucji publicznych, czy też może na poziomie inicjatyw społecznych lub gospodarczych, bo jego pasje są zaskakujące.
Czyli nadal pan go kocha?
– Tak, to jest wyjątkowy okaz, zarobił duże pieniądze i zachował wrażliwe serce.
rozmawiał Piotr Najsztub
Warszawa, 10 grudnia 2007 r.
Waldemar Pawlak, 48 lat, absolwent Wydziału Samochodów i Maszyn Roboczych Politechniki Warszawskiej, prezes PSL, wicepremier i minister gospodarki. W stanie wojennym uczył podstaw obsługi komputera w szkole podstawowej w Pacynie. Od 1989 roku nieprzerwanie zasiada w Sejmie. Dwa razy był premierem. Pierwszy raz w 1992 roku – rządził 33 dni, bo nie udało mu się stworzyć rządu. Na czele Rady Ministrów znowu stanął rok później, podał się do dymisji w 1995 roku po kryzysie koalicji PSL––SLD. W tym samym roku kandydował na prezydenta RP. Poparło go 4,31 procent głosujących. Jest prezesem Zarządu Głównego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych. Jego pasją są nowe technologie. Miłośnik Internetu, pisze blog na www.waldemarpawlak.blog.onet.pl.