"Głównym zadaniem bezpieki było zwalczanie Kościoła"
Służby bezpieczeństwa PRL zwalczały Kościół nie tylko poprzez Departament IV, ale także I - czyli wywiad, II - kontrwywiad i III, który walczył z opozycją - mówi "Dziennikowi" historyk IPN Marek Lasota, autor książki "Donos na Wojtyłę". Według niego, stwierdzenie, iż głównym zadaniem bezpieki zleconym przez PZPR było zwalczanie Kościoła nie jest żadną przesadą.
Marek Lasota uważa, że skutecznych tajnych współpracowników nie werbowano krzykiem ani przymusem. Przymuszony agent nie jest przydatny. Współpracowników wartościowych pozyskiwano spośród działających agentów. I nie było ich wielu. Pod koniec lat 70. w kurii krakowskiej działało pięciu tajnych współpracowników. Z czego trzech było duchownymi niższego szczebla - czytamy w "Dzienniku".
SB korzystając z nich typowała kandydatów w trzech kategoriach: obojętni, negatywni, pozytywni. "Negatywni to ci, którzy otwarcie dawali wyraz wrogości wobec komunizmu, a obojętni to, ci którzy nie zajmowali się polityką. Pozytywni wypowiadali się pochlebnie o władzy ludowej. Pisano ich specjalne charakterystyki z uwzględnieniem słabości czy haków. Po takich zabiegach przystępowano do werbunku, np. przy ubieganiu się o wyjazd zagraniczny. To nie miało nic wspólnego ze zmuszaniem do współpracy. Było to raczej oswajanie z funkcjonariuszami" - powiedział Lasota.
Historyk przypomniał, że Karol Wojtyła powiedział, by nie kontaktować się ze służbami i nie dawać się wciągać w spotkania organizowane przez organa władzy państwowej, z wyjątkiem formalnego przesłuchania. W takim przypadku duchowny miał powiadomić Kościół i zdać relację z przebiegu spotkania.
Według Lasoty, SB rozpracowywała nie tylko Kościół, ale również środowiska świeckie z nim powiązane, np. duszpasterstwo akademickie, środowisko związane z Klubem Inteligencji Katolickiej, "Tygodnikiem Powszechnym" i "Znakiem". W przypadku Karola Wojtyły bezpieka rozpracowywała także środowisko jego przyjaciół z Politechniki Krakowskiej i innych ośrodków naukowych. Głównym obiektem zainteresowania w tej sprawie był wybitny fizyk atomowy Jerzy Janik.
Historyk twierdzi, że przy inwigilowaniu Karola Wojtyły bezpieka posługiwała się rozmaitymi metodami. Był np. pomysł by postawić go przed kolegium ds. wykroczeń.
"Jak chciano do tego doprowadzić? Korzystając z informacji jednego z agentów SB będącego sąsiadem Wojtyły z ul. Kanonicznej. Otóż Wojtyle przysyłano komisję lokalową zawsze, gdy akurat go nie było w domu. W ten sposób chciano zdobyć pretekst do oskarżenia go o uporczywe unikanie poddania się czynnościom administracyjnym" - powiedział Lasota. Dodał, że wtedy takie oskarżenie wiązało się z szeregiem działań nękających.
Ponadto stosowano "perlustrację korespondencji" arcybiskupa i biskupa - otwierano listy, kopiowano i szczegółowo analizowano.
Przeprowadzano również bezpośrednią obserwację. "Najbardziej drastycznym wydarzeniem z 1977 r. było pobicie przyjaciela Karola Wojtyły, ks. Andrzeja Bardeckiego. Skatowany przez tzw. nieznanych sprawców trafił do szpitala. Kardynał Wojtyła, odwiedzając go w szpitalu, powiedział: 'Dostałeś za mnie'" - twierdzi Lasota, autor książki "Donos na Wojtyłę". (PAP)