Gen. Skrzypczak: po ataku na Polskę Rosja już nigdy by się nie podniosła
• Minister Antoni Macierewicz stwierdził, że polska armia "nie posiadała zdolności zapewnienia bezpieczeństwa terytorium państwa"
• Byli szefowie MON napisali, że Macierewicz powinien zostać zdymisjonowany
• Gen. Waldemar Skrzypczak: wojsko powinno przestać być elementem przepychanek na salonach
• "NATO nie pozwoli na zaatakowanie Polski. Dla agresora byłaby to ostatnia wojna"
• Skrzypczak był dowódcą Wojsk Lądowych i doradcą byłego szefa MON Tomasza Siemoniaka (PO)
WP: Jacek Gądek: - Co takiego wam Polska uczyniła, że pozostawiliście ją bezbronną? - pytał szef MON Antoni Macierewicz. Była i jest bezbronna?
Gen. Waldemar Skrzypczak: - Polska armia nie jest w rozkładzie. Potencjał jest oczywiście za mały, ale do swojej misji armia jest dobrze przygotowana. Macierewicz powinien szermować, ale zarzutami dotyczącymi tego, że za rządów ministra Bogdana Klicha obcięto potencjał wojsk operacyjnych (elitarny manewrowy komponent sił zbrojnych, przeznaczony do zadań bojowych na terytorium państwa i poza nim, cechuje się dużą mobilnością i elastycznością - red.), choć nie pozbawiono zdolności.
Wojska operacyjne zostały przycięte, a to one stanowią o zasadniczym potencjale, który ma obronić państwo polskie.
WP: - Wini pan ministra Klicha?
- Tak. Potem ten trend próbował odwrócić Tomasz Siemoniak, ale nie miał na to ani czasu, ani pieniędzy.
WP: - Minister Antoni Macierewicz wymieniał różne absurdy obecne w armii. Przytaczał przykłady: polski moździerz, do którego nie ma amunicji i wysłanie na ćwiczenia NATO okrętu, który miał niesprawne uzbrojenie.
- Tu Macierewicz ma rację - wojsko zamówiło moździerz i zamówiło amunicję. To fakty. Moździerz wyprodukowano, ale polski przemysł militarny nie jest już w stanie stworzyć amunicji do niego.
WP: - Dlaczego?
- To nie jest wina MON. Po prostu polski przemysł zbrojeniowy deklaruje, że coś zrobi, bierze pieniądze, a potem nie robi nic albo źle. Efekt jest taki, że moździerz jest, ale bez amunicji.
WP: - Patriotyzm w przemyśle militarnym się nie sprawdza?
- Oczywiście.
WP: - Dlaczego?
- Bo trafiają do niego ludzie z układów, a więc niekompetentni.
WP: - Coś się zmieniło po tym, jak po ośmiu latach rządów PO-PSL władze przejęło PiS?
- Nic. To, co dzieje się w państwowych spółkach, to gra polityczna. W przemyśle zbrojeniowym jest tak, jak i w innych branżach, czy np. Orlenie.
WP: - Antoni Macierewicz mówił, że gdy obejmował MON, to "Siły Zbrojne RP nie posiadały ani zdolności zapewnienia bezpieczeństwa terytorium państwa, obszaru powietrznego, kluczowych obiektów kierowania państwem, ani cyberprzestrzeni". To brutalna prawda, czy przesada?
- Nasze zdolności obronne wynikają z dwóch przesłanek: z jakości własnych sił zbrojnych i - po drugie - zdolności NATO. Przez działania polityczne organy NATO powinny wymuszać na państwach budowę określonych zdolności. Gdy weszliśmy do NATO, żądano od nas rozbudowy potencjału. Nie przypominam sobie, aby w ostatnim czasie NATO zarzucało nam, że brakuje nam jakichś zdolności.
- Teraz w wojsku jest za dużo polityki. Politycy znają się na wojsku, a wojskowi wzięli się za politykę. Nikt nie robi tego, co do niego należy. Nie ma jednak takiego dramatu, aby polska armia była do niczego.
WP: - Wystąpienie ministra obrony można by streścić w stwierdzeniu, że przez Platformę nasza armia jest niewiele warta. Jaki wpływ na morale żołnierzy mają takie stwierdzenia?
- Nie można tak mówić, bo to dotyka żołnierzy. Trzeba wyartykułować precyzyjnie, kto lub jaka jednostka jest nic niewarta. Żołnierze przyjmą taką krytykę z pokorą, bo są od wykonywania rozkazów.
Ponadto w ocenianiu armii - zwłaszcza biorąc pod uwagę zewnętrzny wydźwięk - trzeba być bardzo ostrożnym.
WP: - Szef MON taki jest?
- Nie chcę teraz oceniać ministra Antoniego Macierewicza. Poczekajmy na wyniki jego pracy. Sam go nie krytykuję, ale oczekuję, że będzie robił to, co mówi. Wojsko jest już tak zdegustowane tym, co je dotyka - cięciami i roszadami - że przestało być czułe na to, co mówią politycy.
WP: - Byli szefowie MON-u piszą w liście wprost: "Uważamy też, że Antoni Macierewicz nie powinien dłużej sprawować urzędu ministra obrony narodowej".
- Jestem żołnierzem i nie chcę zajmować stanowisk w sprawach politycznych. Uważam, że w sprawach armii powinna teraz panować cisza. Jeśli ktoś myśli o dobru wojska, to powinien się skupić na budowaniu jego zdolności bojowych, a nie przepychankach na salonach politycznych.
Boli mnie, że polska armia stała się elementem gry politycznej.
WP: - List jest ważny?
- Domyślam się, o co chodzi jego autorom, ale nie będę tego drążyć - jestem żołnierzem.
WP: - Byli ministrowie stawiają tezę, że Macierewicz "zachęca naszych przeciwników do agresywnych działań wobec naszego kraju", gdy podważa siłę polskiej armii. Tak jest faktycznie?
- To element gry politycznej między tymi, co rządzą, a tymi, który rządzili. Polsce teraz nic nie grozi, jeśli chodzi o agresję z zewnątrz.
Jeżeli ktoś mówi, że mamy słabą armię i w ten sposób zachęcamy do agresji, to ja mimo to czuję się bezpiecznie, bo jesteśmy w NATO, które nie pozwoli na zaatakowanie Polski. Dla agresora byłaby to ostatnia wojna.
WP: - Czyli dla kogo?
- Dla Rosjan. Po wojnie z NATO Rosja już nigdy by się nie podniosła.
WP: - Pan ma doświadczenie z wojska i mniejsze z polityki. Co by pan poradził szefowi MON?
- Trzeba skupić się na budowaniu zdolności polskiej armii i jak najmniej o tym mówić, a czynić. Wojsko powinno przestać być elementem przepychanek na salonach. Armię trzeba odsunąć od polityki.
WP: - Ministrem jest - jak zawsze - polityk, więc trudno od polityki abstrahować - zawsze będzie mieć wpływ na armię.
- Zgoda. Ale niech nad tym zapadnie kurtyna milczenia. Bo to jest armia, a nie salon.