"Gdy wszedłem, zobaczyłem kałużę krwi". Albański epilog życia Andrzeja I., bohatera afery respiratorowej

Jak wyglądały ostatnie miesiące życia Andrzeja I., handlarza bronią i bohatera afery respiratorowej, w Albanii? W jakich okolicznościach znaleziono jego ciało? Co w tej sprawie zrobili albańscy śledczy? - oto, co udało się ustalić dziennikarzom "GW" i "Faktu" u źródła, w Tiranie.

Panorama Tirany
Panorama Tirany
Źródło zdjęć: © Getty Images | Loop Images

27.07.2022 | aktual.: 27.07.2022 10:38

Andrzej I. był międzynarodowym handlarzem bronią. Według licznych doniesień medialnych, przez lata działał pod ochroną polskich służb. Cała Polska dowidziała się o nim przy okazji wybuchu tzw. afery respiratorowej w 2020 r. Spółka E&K, należąca do I., miała dostarczyć Ministerstwu Zdrowia przeszło 1200 respiratorów. Chociaż od ręki otrzymała od resortu ponad 150 mln zł zaliczki, to ze swojego zobowiązania się nie wywiązała. Koniec końców - z tytułu niezwróconych zaliczek i kar umownych - spółka jest winna ministerstwu około 40 mln zł.

Jak podaje "Gazeta Wyborcza", powołując się na informacje lubelskiej prokuratury, Andrzej I. przebywał poza Polską od początku grudnia 2020 r. Jednak dopiero w marcu 2022 r., po interwencji posłów KO Dariusza Jońskiego i Michała Szczerby, wydano za nim list gończy.

Ciało 71-letniego Andrzeja I. zostało znalezione w jego wynajmowanym mieszkaniu w Tiranie 20 czerwca. W stolicy Albanii miał przebywać co najmniej od kwartału wcześniej. Dziennikarzom "Faktu" i "Gazety Wyborczej", którzy udali się do Tirany, udało się ustalić więcej szczegółów z jego życia w ciągu ostatnich miesięcy, a także okoliczności towarzyszących jego śmierci.

Zawsze z Yllim Zylą

Andrzej I. biznesowo był związany z Albanią od lat. Jego kluczowym miejscowym "kontaktem" i wspólnikiem w handlu bronią był 52-letni dziś płk. Ylli Zyla. Przed dekadą stał na czele tamtejszego wywiadu wojskowego, SHIU, a obecnie, jak podaje "Fakt", szefuje jednemu z departamentów w dowództwie albańskiej armii.

W 2011 r. Andrzej I. założył spółkę Unimesko, która handlowała bronią z albańskim ministerstwem obrony. Pieczę nad jego kontraktami sprawował właśnie Zyla. Co charakterystyczne, równolegle I. założył też inną firmę, której udziałowcem była żona Zyli, Lilijana. Sprawa wyszła na jaw w rok później. Pojawiły się oskarżenia o faworyzowanie Unimesko przez albański MON i konflikt interesów. Presja polityków spowodowała, że Zyla musiał podać się do dymisji. Sprawę dokładnie opisał Szymon Jadczak w maju 2021 r.

Niekorzystny obrót sytuacji nie spowodował jednak, że relacja obu panów się urwała. Jak podaje "GW", w styczniu 2022 r. I. i płk. Zyla powołali do życia spółkę Tim Invest. Z wpisu w albańskim rejestrze firm wynika, że miała się zajmować szeroko pojętym eksportem, importem, a także handlem bronią, sprzętem wojskowym i materiałami wybuchowymi.

Jak wynika z relacji "Faktu", to właśnie albański wojskowy towarzyszył Andrzejowi I. przed trzema miesiącami, gdy ten przyszedł wynająć mieszkanie w Tiranie. Znajdowało się ono na drugim piętrze kamienicy z lat 50. przy bulwarze Bajrama Curri. I. płacił za nie 300 euro miesięcznie.

Tabloid ustalił także, że polski biznesmen w ostatnich tygodniach życia niemal codziennie, około godz. 9.30, spotykał się z Zylą na kawę.

Kałuża krwi

Z relacji dziennikarzy "Wyborczej" wynika, że to właśnie Zyla przed południem 20 czerwca zaniepokoił się brakiem kontaktu z I. Wezwał administratora kamienicy, Tomorra Barutiego, by ten sprawdził, co dzieje się w mieszkaniu I. Zaalarmował także tamtejsze służby.

- Nie mogliśmy wejść do środka (apartamentu – red.), bo w drzwiach od wewnątrz tkwił klucz. Zaszliśmy ze strażakiem od podwórka i po drabinie weszliśmy na pierwsze piętro. Nie trzeba było nawet wybijać okna, bo było niedomknięte. Wystarczyło odsłonić moskitierę - relacjonował Baruti.  

Gdy mężczyzna dostał się do środka lokalu, najpierw zobaczył kałużę krwi, a potem ciało Andrzeja I. - Wyglądało na to, jakby dopiero wyszedł spod prysznica. W kącie łóżka leżał zwinięty ręcznik, obok on. Miał wyciągnięte ręce i otwarte usta, a tuż przy nim była kolejna plama krwi - opowiadał.

Zyla wyglądał na załamanego śmiercią przyjaciela. - Stał tutaj, na podwórku, i wyrzucał sobie, że nie zawiózł go do szpitala. Dzień wcześniej Izdebski uskarżał się na serce, ale powiedział mu, że to nie pierwszy raz i że nic mu nie będzie - relacjonował Baruti.

Brak zapytań z Warszawy

Zarówno albańska policja jak i prokuratura wykluczyły udział osób w trzecich w śmierci Andrzeja I. Stwierdzono, że przedsiębiorca zmarł na zawał serca. Arens Cela, szef śledczych z Tirany przyznał "GW", że nie interesował się bujną przeszłością handlarza bronią.

- Ten wątek podjęlibyśmy, gdyby były jakiekolwiek przesłanki wskazujące na to, że przyczyna śmierci była inna niż naturalna. Tak się na razie nie stało - podkreślił. I przyznał, że dotychczas nikt z Polski nie pytał o przebieg śledztwa. Przeczy to wcześniejszym zapewnieniom polskich śledczych, że monitorowali sprawę.

Źródło: "Gazeta Wyborcza", "Fakt"

Źródło artykułu:WP Wiadomości
afera respiratorowahandlarz broniąalbania
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (21)