Tajemnice handlarza od respiratorów. Co przeoczyły polskie służby?© TVN24

Tajemnice handlarza od respiratorów. Co przeoczyły polskie służby?

Szymon Jadczak
17 maja 2021

Handlarz bronią Andrzej Izdebski wciąż nie rozliczył się z polskim rządem z transakcji za 1241 respiratorów. Tropiąc go, dotarliśmy do historii jak z filmów o Bondzie. Pojawiają się w nich włoska mafia, bałkańska piramida finansowa, afera w albańskich służbach i serbski zbrodniarz wojenny. Fakty, do których dotarła Wirtualna Polska pokazują, jak skompromitowały się Agencja Wywiadu i CBA, pozytywnie rekomendując Izdebskiego.

To Agencja Wywiadu wiosną 2020 r. rekomendowała pozytywnie nawiązanie współpracy z firmą E&K należącą do Andrzeja Izdebskiego – wynika z raportu NIK cytowanego przez "Rzeczpospolitą". Dzięki tej rekomendacji polski biznesmen zdobył w Ministerstwie Zdrowia kontrakt na dostawę 1241 respiratorów. Wkrótce okazało się, że znany z handlu bronią Izdebski, choć od ręki dostał od rządu ponad 150 milionów zł, nie jest w stanie wywiązać się z umowy. Transakcja do dziś nie została rozliczona, a służby - bo pozytywną opinię firmie E&K wystawiło również Centralne Biuro Antykorupcyjne - nabrały wody w usta.

W Magazynie Wirtualnej Polski przyjrzeliśmy się przeszłości Izdebskiego.

Zabić trzech, żeby awansować

"Włoska mafia handluje bronią w Albanii" - krzyczy z pierwszej strony tytuł albańskiej gazety "Shqiptarja" z 12 marca 2013 r. Głównym bohaterem tekstu jest Albino Prudentino. Gangster rodem z Apulii w południowych Włoszech, zwany też "królem papierosów", z końcem lat 90. postanowił zająć się hazardem. Jego rodzima organizacja Sacra Corona Unita (z włoskiego: święta, zjednoczona korona) powstała jako ostatnia z czterech największych włoskich mafii, ale nie miała kompleksów wobec młodszych sióstr. Gangsterzy z SCU opanowali europejski handel bronią, narkotykami, papierosami, oszustwa, hazard. Świetnie dogadywali się z mafiami rosyjskimi i albańskimi, a także kolumbijskimi kartelami narkotykowymi, chińskimi triadami i japońską Yakuzą.

Charakterystyczne dla SCU było to, że awans na drugi z trzech szczebli mafijnej hierarchii wymagał zabicia przynajmniej trzech osób. Po jego uzyskaniu nie można było już zrezygnować z członkostwa w "świętej koronie".

Albino Prudentino w hierarchii zajmował wysoką pozycję - był przywódcą jednej z odnóg SCU. A gdy Włochy zrobiły się dla niego za małe, swoje przestępcze talenty przeniósł do Albanii. Zabrał ze sobą syna Angelo i zaczęli podbijać rynek hazardowy po drugiej stronie Adriatyku. Zaczęli od wstawiania swoich automatów do barów i restauracji, skończyli na kasynie w nadmorskiej miejscowości Wlora oraz dwóch firmach zajmujących się zakładami bukmacherskimi w stolicy Albanii, Tiranie.

Jaki ojciec, tacy synowie. Wszyscy siedzą

Biznesową karierę Albino Prudentino w Albanii przerwała we wrześniu 2010 r. operacja Calipso - wspólne działania antymafijnych prokuratorów z włoskiego Lecce, Prokuratury Generalnej w Tiranie oraz policji z Włoch, Albanii i Tajlandii - bo spośród siedmiu gangsterów zatrzymanych tego dnia, jeden został złapany w Azji. W 2011 r. Albania wydała Prudentino Włochom. Sąd w Lecce uznał go w 2013 roku winnym prania nielegalnych pieniędzy za pośrednictwem tych firm i skazał na trzy lata więzienia.

Ale walka z mafią przypomina odcinanie hydrze głów, które wciąż odrastają. W marcu 2013 r. podczas kolejnej operacji antymafijnej prokuratorzy zajęli posiadłość rodziny Prudentino w Apulli. Według śledczych pieniądze na nią i na pozostały majątek gangsterzy czerpali z przestępczej działalności, a interesy w Albanii służyły głównie praniu brudnych pieniędzy.

Roboty śledczym regularnie przysparza też drugi syn Albino - Antonio. W 2019 w ramach operacji "Czerwony Październik" aresztowano go wraz z dwudziestoma innymi osobami za przerzucanie narkotyków i broni z Albanii do Włoch. Przy okazji skonfiskowano 7 ton narkotyków o wartości 45 milionów euro, 10 pistoletów i dwa kałasznikowy.

(Prawie) wszystkie spółki pana Andrzeja

Ale co ma wspólnego mafijna rodzina z lipnym kupnem respiratorów przez polski rząd? I tu musimy wrócić do wydania gazety "Shqiptarja" z 12 marca 2013 r. Albański dziennikarz Genc Kondi na dwóch stronach opisuje powiązania rodziny Prudentino z firmami handlującymi albańską bronią. Kluczową postacią w jego materiale jest albański biznesmen Lorenc Goça. To on ma być łącznikiem pomiędzy włoską mafią a albańską bronią. Według naszej wiedzy nie został jeszcze za nic skazany.

Jak wskazują wpisy z albańskiego odpowiednika KRS, Goça jest prezesem zarejestrowanej w Tiranie spółki Unimesko SHPK, należącej do Andrzeja Izdebskiego.

Jest też prezesem i właścicielem 90 proc. udziałów w spółce Wind Sun Water Initiative, powstałej tego samego dnia co Unimesko i początkowo zarejestrowanej pod tym samym adresem w Tiranie. Andrzej Izdebski ma w WSWI 2.5 proc. udziałów, tyle samo co Liljana Zyla - żona byłego szefa wywiadu wojskowego Albanii (później do niej wrócimy).

Tercet Goça - Izdebski - Zyla był też zaangażowany w trzecią firmę, nieistniejący już Nitro-Chem. Co ciekawe - Unimesko i Nitro-Chem mają swoje odpowiedniki w Polsce - pierwsza, Unimesko sp. zo.o., jest zarejestrowana w Lublinie, w tym samym miejscu co E&K, które sprzedało respiratory Ministerstwu Zdrowia. Z kolei Zakłady Chemiczne Nitro-Chem SA z Bydgoszczy należą do Polskiej Grupy Zbrojeniowej i od Andrzeja Izdebskiego kategorycznie się odcinają. Ale z dokumentów wynika, że Tomasz Ptaszyński, do 2017 członek zarządu polskiego Nitro-Chemu, był udziałowcem albańskiego Nitro-Chemu. Oczywiście wszystkie te spółki, oprócz Wind Sun Water Initiative, zajmowały się handlem bronią.

Łącznik Lorenc

A teraz przejdźmy do włoskiej mafii. Dziennikarze "Shqiptarji" ujawnili w 2013 r., że aresztowany w Albanii mafioso Angelo Prudentino z synem Albino rozkręcili w Tiranie firmę bukmacherską Bet Plus. Jej pełnomocnikiem prawnym był niejaki Lulëzim Sallaku. Ten sam Sallaku odnalazł się jako właściciel 20 proc. udziałów w firmie Active Project LVL. 70 proc. tej firmy należało z kolei do spółki RSM & RB Finance. A prezesem i właścicielem połowy udziałów w spółce RSM & RB Finance jest wspólnik Andrzeja Izdebskiego - znany nam już Lorenc Goça.

Dobrze, ale po co cała ta plątanina firm? Według włoskich służb i albańskich dziennikarzy cały mechanizm służył do prania brudnych pieniędzy pochodzących z mafijnych interesów i handlu bronią. Nic nie służy lepiej praniu pieniędzy niż piramida finansowa, o czym mogliśmy się przekonać w Polsce choćby przy okazji afery Amber Gold.

A firma RSM & RB Finance, należąca do wspólnika Andrzeja Izdebskiego, jest właśnie piramidą finansową. A właściwie była, bo chociaż nadal jest zarejestrowana w albańskim rejestrze spółek, to od trzech lat nie ma śladu po jej działalności.

"OSZUSTWO" - krzyczy strona ostrzegająca przed oszustami działającymi w sieci. Poniżej lista firm - RSM & RB Finance znajdujemy na 12. pozycji. Albańską firmę znajdujemy też na czarnej liście nieuczciwych pośredników finansowych. Z kolei luksemburska Komisja Nadzoru Sektora Finansowego "ostrzega opinię publiczną przed działalnością podmiotu RSM & RB Finance, który twierdzi, że ma siedzibę w Luksemburgu". Bo w zależności od potrzeb firma pana Goça twierdziła, że działa w Albanii, Kosowie, Szwajcarii, Luksemburgu, Rosji lub Serbii. A tak naprawdę działała tylko w sieci - oferując korzystne inwestycje w ropę, nieruchomości oraz pośrednictwo finansowe.

Co ciekawe, na zachowanej archiwalnej kopii strony internetowej nie znajdujemy śladu po Lorencu Goçy, czyli prezesie i wspólniku firmy. Wbrew temu, co pokazuje albański KRS, jako prezes i właściciel RSM & RB Finance jest przedstawiony niejaki Milan S. Radovanović (biznesmen, właściciel firmy Global Finance w Szwajcarii, wcześniej elektryk), a wśród osób w zarządzie znajdujemy Momira Nikolića.

Nikolić to kolejne w tej historii powiązanie z wojskowymi służbami specjalnymi. Wyjątkowo nieciekawe.

Urodzony w 1955 r. bośniacki Serb w okresie wojny w byłej Jugosławii w latach 90. pełnił funkcję zastępcy szefa bezpieczeństwa i wywiadu w serbskiej armii walczącej na terenie Bośni. Międzynarodowy Trybunał Karny dla byłej Jugosławii skazał Nikolicia na 27 lat więzienia za udział w czystkach etnicznych i zamordowaniu ponad 7 tysięcy bośniackich muzułmanów m.in. w Srebrenicy. Wyrok skrócono mu w apelacji do 20 lat, a finalnie wypuszczono na wolność w 2014 r.

Dziki kraj Albania

Skoro jesteśmy przy ludziach związanych z wojskowymi służbami specjalnymi, czas wrócić do Albanii i wytłumaczyć, w jaki sposób Andrzej Izdebski z Lublina stał się niemal monopolistą w obrocie albańską bronią i amunicją. Do tego będzie potrzebny krótki wykład o historii tego kraju.

Albania przez lata była najbardziej zamkniętym krajem Europy. Wszystko za sprawą Envera Hodży, który doszedł do władzy w 1946 r. dzięki pomocy Związku Radzieckiego. Ale zamiast pokornie wprowadzać komunizm według wzorców sowieckich, Hodża stopniowo skłócał się z całym światem. Lista konfliktów jest długa: kraje zachodu, Grecja, Jugosławia, Związek Radziecki (sowieci chcieli obalić Hodżę, który odkrył spisek w 1960 r. i w grudniu 1961 zerwał kontakty z dotychczasowym sojusznikiem). W latach 60. Albania była już skłócona niemal z całym światem z wyjątkiem Chin. Wtedy też Hodża wymyślił nową doktrynę dla kraju - "bunkeryzację".

Żyjący obsesją napaści ze wszystkich możliwych stron albańscy przywódcy zarządzili budowę bunkrów, które miałyby stanowić ochronę na czas wojny. W sumie do lat 80. zbudowano ponad 170 tys. bunkrów, co jak łatwo się domyślić zrujnowało i tak słabą gospodarkę Albanii.

W dodatku władze postawiły na militaryzację społeczeństwa - w pewnym momencie z 3 mln Albańczyków aż 800 tysięcy służyło w różnego rodzaju formacjach mundurowych. Kraj stał się jednym wielkim magazynem broni i amunicji.

Gdy nadszedł kres komunizmu, Albania obudziła się w absolutnej nędzy. Zrujnowana gospodarka, fatalna infrastruktura, rosnące w siłę lokalne mafie. Nadmorskie miasto Wlora, który później upodobał sobie znany nam mafiozo Albino Prudentino, w latach 90. zostało praktycznie opanowane przez przestępców, a państwo było w kompletnym odwrocie.

Gdy w 1997 upadły zbudowane na schemacie piramidy finansowej fundusze inwestycyjne, w których Albańczycy trzymali oszczędności, w kraju wybuchły zamieszki. Niemal każdy miał broń. Zginęły blisko dwa tysiące ludzi.

Po nich władze postanowiły w końcu coś zrobić z ogromnym zasobami broni i amunicji. Konkretnie - postanowiły je utylizować. Zlecenie otrzymały dwie państwowe firmy, ale jakość ich pracy pozostawiała wiele do życzenia, o czym cała Albania przekonała się o godzinie 11:58 18 marca 2008 roku. Wtedy w bazie wojskowej w Gërdec doszło do pierwszych eksplozji zgromadzonej tam amunicji.

Nostalgji - Shpërthimi në Gërdec - 13 vjet më parë

Wybuchy ciągnęły się przez kolejne 13 godzin. W sumie zginęło 26 osób, 296 zostało rannych, uszkodzonych zostało 4200 domów. Potem okazało się, że przy utylizacji pracowali mieszkańcy okolicznych wiosek, w tym dzieci. I nikt nie przestrzegał zakazu palenia.

Po eksplozjach w Gërdec doszło do poważnego kryzysu politycznego, do dymisji podał się minister obrony narodowej. Ale, co najważniejsze z punktu widzenia naszej historii, podziękowano państwowym firmom zajmującym się bronią i amunicją. A na scenie pojawił się Andrzej Izdebski z Lublina.

Złote lata 90.

Tydzień temu obchodził 70 urodziny. Ale znaleźć coś o jego rodzinie i życiu prywatnym to prawdziwe wyzwanie. Siedziba jego firm to mieszkanie w suterenie lubelskiej kamienicy. W internecie udaje się wygrzebać, że przed laty Andrzej Izdebski był zameldowany w podlubelskim Świdniku. Ale nie udaje się wygrzebać, co robił w czasach PRL.

Pierwszą wzmiankę o Izdebskim znajdujemy w 1990 r. I od razu jest wybuchowo. 13 sierpnia tego roku zarejestrowano firmę Joy Company Limited, w której Izdebski został wiceprezesem. Cztery lata później o spółce zrobiło się głośno. Czeskie Ministerstwo Przemysłu i Handlu zarzuciło Izdebskiemu, że próbował przemycić na tereny byłej Jugosławii, gdzie wówczas toczyła się wojna, 28 ton materiału wybuchowego semtex i 11 pistoletów. Izdebski tłumaczył się, że miał pozwolenie na handel bronią, ale zapomniał dodać, że obowiązywało ono tylko na handel na terenie Polski.

Pan Andrzej ląduje w bagażniku

Z kolei w 1991 r. Andrzej Izdebski podpisał umowę z mieszkającym w Niemczech Irakijczykiem Akramem al Khafajim na dostawę ponad dwóch tysięcy pistoletów maszynowych i 800 tysięcy sztuk amunicji. Dokąd? Trudno powiedzieć. Jak opisywał w "Rzeczpospolitej" Bertold Kittel, Izdebski przedstawił dokumenty, z których wynikało, że broń ma trafić na Sri Lankę. Polscy urzędnicy uznali dokumenty za sfałszowane. Wtedy Izdebski poprosił o pomoc mieszkającego w Polsce Francuza, pochodzącego z Korsyki Patricka Castellego, powiązanego z przemytniczymi środowiskami. Castelli obiecał pomóc w zamian za odpowiednią prowizję. I pomógł - załatwił dokumenty z Burkina Faso. Ale świadectwa odbioru z afrykańskiego kraju też były sfałszowane. Pochodzące z radomskiego Łucznika pistolety ostatecznie trafiły prawdopodobnie do Iraku lub do Palestyny.

Wiemy o tym wszystkim ze śledztwa, które potem prowadziła warszawska prokuratura, a którego szczegóły podała przed laty "Rzeczpospolita". Bo Izdebski pewnego dnia został porwany, zapakowany do bagażnika i wywieziony do lasu. Biznesmen z Lublina odzyskał wolność dopiero, gdy obiecał, że rozliczy się z długów. Po odzyskaniu wolności Andrzej Izdebski pierwsze kroki skierował do Urzędu Ochrony Państwa. Tam zeznał, że zlecenie porwania pochodziło od Castellego. Korsykanin w śledztwie został jednak przesłuchany jedynie jako świadek, zaś za porwanie skazano bandytów powiązanych z grupą ożarowską, jedną z kilku działających wówczas na terenie Warszawy.

Nicholas Cage i Osama bin Laden

Mimo chwilowych perturbacji Andrzej Izdebski radził sobie w handlu bronią coraz lepiej. Dla zachowania większej dyskrecji przeniósł część interesów na Słowację - tam zarejestrował firmę Joy Slovakia. A przynajmniej tak wynika z dokumentów w słowackich rejestrach, bo sam Izdebski w rozmowie z Bertoldem Kittlem stwierdził, że wpisy sfałszowano…

Wspólnikiem Joy Slovakia w 1998 r. został Rosjanin Aleksander Islamow. A to już ekstraklasa wśród handlarzy bronią. Dość powiedzieć, że Islamow pracował m.in. z Wiktorem Butem, najsłynniejszym człowiekiem w tej branży. O Bucie powstał w Hollywood film, "handlarza śmiercią" zagrał Nicholas Cage. A wśród jego klientów miał być m.in. Osama bin Laden. Sam But w rozmowie z "New York Timesem" przyznawał, że wspólnik Andrzeja Izdebskiego był jego klientem. Z kolei słowacka prasa w 2001 r. opisywała, jak Joy Slovakia omija embargo na dostawy broni m.in. do Liberii. Panowie byli na tyle sprawni, że potrafili przerzucić z Kirgistanu przez Słowację do Afryki śmigłowce szturmowe Mi-24.

Żona źle zakamuflowana

Trudno się dziwić Albańczykom, że z takimi referencjami przyjęli Andrzeja Izdebskiego z otwartymi rękami. Niestety zrobili to wyjątkowo mało zgrabnie, przez co interes zakończył się ogólnokrajowym skandalem politycznym.

Po opisanych wcześniej eksplozjach w Gërdec stanowisko stracił m.in. szef Służby Wywiadu Wojskowego (SHIU). Jego miejsce zajął Ylli Zyla. I trzeba przyznać, że pan Zyla, nawet jak na człowieka służb specjalnych, miał zamiłowanie do niestandardowych działań. Jak ujawnili kilka lat później w specjalnym raporcie posłowie Partii Socjalistycznej, która przejęła w 2013 r. władzę w Albanii, SHIU zakupiło w 2010 r. w Izraelu specjalne urządzenia podsłuchowe. Teoretycznie na potrzeby albańskiego kontyngentu wojskowego w Afganistanie. Praktycznie urządzenie nie wyjechało z Tirany, lecz zostało ustawione na tarasie budynku sąsiadującego z siedzibą głównej partii opozycyjnej i zbierało dane o oponentach politycznych rządzącej Albanią Partii Demokratycznej. Zresztą, jak wynika z doniesień albańskich mediów, SHIU podsłuchiwała też członków partii rządzącej, w tym premiera Sali Berishę oraz dziennikarzy i zagranicznych dyplomatów.

- SHIU to w dużej mierze byli funkcjonariusze komunistycznych służb bezpieczeństwa Sigurimi albo ich dzieci. Nic dziwnego, że mieli obsesję na punkcie zbierania haków - opowiada w rozmowie z Magazynem WP jeden z albańskich dziennikarzy.

Sprzęt do podsłuchów i nielegalne operacje wywiadowcze kosztują. Urządzenia kupione w Izraelu kosztowały ponad 1,6 mln euro. Być może stąd narodził się pomysł, żeby broń i amunicję, które nie spłonęły w Gërdec, sprzedać z zyskiem, zamiast utylizować. I tak 28 stycznia 2011 r. powstała w Tiranie spółka Unimesko SHPK. Problem polegał na tym, że tego samego dnia, w tym samym miejscu i prawie z tymi samymi wspólnikami powstała spółka Wind Sun Water Initiative. Prawie - bo wśród udziałowców znalazła się Liljana Zyla, żona szefa wywiadu wojskowego Ylli Zyla.

Początkowo nikt nie zwrócił uwagi, że firma, która przejęła handel albańską bronią, należy do Polaka Andrzeja Izdebskiego i jest bezpośrednio powiązana z żoną człowieka, który handel tą bronią powinien kontrolować. Według opublikowanego w 2020 r. przez agencję AFP poufnego raportu ONZ, broń z Albanii za pośrednictwem firm powiązanych z Zylą wylatywała z Albanii co najmniej od 2008 r., a trafiała m.in. do objętego embargiem Konga. Albańskie media informowały, że zarobki handlarzy szły w miliony dolarów.

Izrael, Nigeria, Wybrzeże Kości Słoniowej

Wszystko posypało się w czerwcu 2012 r., gdy dziennikarze gazety "Shqiptarja" ujawnili, że dwa miesiące wcześniej z wojskowego lotniska w Tiranie odleciał do Nigerii samolot Ił-76, należący do białoruskich linii Trans Avia, z ładunkiem amunicji przywiezionym potajemnie przez 10 wojskowych ciężarówek.

Dziennikarze ujawnili m.in., że z dokumentów usunięto informację, skąd i dokąd leciał samolot. Ale udało im się za to dowiedzieć, że za całym transportem stała izraelska firma Dignia Systems Ltd. A ta wskazała Unimesko jako firmę, która ma pośredniczyć w transakcji pomiędzy albańskim Ministerstwem Obrony a nigeryjskim odbiorcą amunicji.

"Jesteśmy światowym liderem i zaufanym dostawcą rozwiązań z zakresu bezpieczeństwa i obrony. Naszymi klientami są organizacje wojskowe i bezpieczeństwa wewnętrznego, agencje wywiadowcze i organy ścigania na całym świecie" - przedstawiają się na swojej stronie Izraelczycy.

Jak wynika z raportu ONZ opublikowanego w 2016 r., albańska amunicja nie trafiła ostatecznie do Nigerii, a do objętego embargiem Wybrzeża Kości Słoniowej, gdzie trwała wojna domowa.

Po ujawnieniu dziwnych interesów swojej żony Ylli Zyla podał się do dymisji, a biznesowa kariera Andrzeja Izdebskiego na Bałkanach straciła impet. Unimesko w albańskim rejestrze firm nadal jednak figuruje jako aktywna działalność. A prezesa firmy należącej do Izdebskiego, Lorenca Goça, odnajdujemy w jeszcze jednej firmie powiązanej z żoną byłego szefa albańskiego wywiadu wojskowego. Tym razem to IS-KO Holding LLC zarejestrowany w Kosowie.

Trzy miliony trafiły do muzeum

Gdyby te wszystkie powiązania Andrzeja Izdebskiego wciąż nie przekonywały polskiego wywiadu i CBA, że biznesmen z Lublina nie jest najlepszą osobą do zaopatrywania polskiej służby zdrowia w czasie pandemii, to wróćmy na chwilę do Polski, żeby dodać do naszej historii kilka ostatnich argumentów.

Pierwszy z nich nazywa się "Bielik" i jest prototypem polskiego samolotu szkolno-treningowego, który nie wyszedł nigdy poza warsztat swojego pomysłodawcy. Samolot wymyślił projektant Edward Margański z Bielska-Białej. Ale że zabrakło mu szybko środków na budowę zaawansowanego technologicznie samolotu, dogadał się z Andrzejem Izdebskim i jego firmą E&K. Tą samą, która potem sprzedała rządowi nieistniejące respiratory.

W styczniu 1999 r. Komitet Badań Naukowych, przekonany przez Izdebskiego, wydał trzy miliony na budowę BieIika. Co ciekawe, urzędników do wsparcia wątpliwego projektu (nigdzie na świecie wojskowe samoloty nie powstają w garażu samotnego pasjonata) przekonały rekomendacje m.in. dowódcy Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej oraz głównego inżyniera wojsk lotniczych. Tyle że gdy dziennikarz "Rzeczpospolitej" Bertold Kittel zapytał, dlaczego wojskowi poparli projekt "Bielika", rzecznik WOLP odpowiedział, że wojsko nigdy nie rekomendowało tego projektu.

"Bielik" oczywiście nie powstał, trzy miliony zostały zmarnowane. Prototyp maszyny trafił do Muzeum Lotnictwa w Krakowie.

Inny wątek dotyczący korzystania przez Andrzeja Izdebskiego z publicznych pieniędzy znajdujemy w raporcie NIK z 2005 r., dotyczącym wspierania podmiotów gospodarczych przez Agencję Rozwoju Przemysłu. Izba skrytykowała przyznanie firmie E&K pożyczki w wysokości ponad 120 tys. dolarów. "Procedura akceptacji wniosku przygotowanego przez pożyczkobiorcę prowadzona była przez pracowników ARP w sposób nierzetelny" - cytowała raport "Rzeczpospolita".

Cisza w eterze

Co na to wszystko Centralne Biuro Antykorupcyjne i Agencja Wywiadu, które miały pozytywnie rekomendować ówczesnemu wiceministrowi zdrowia Januszowi Cieszyńskiemu podpisanie umowy z E&K? Nic. Po raz pierwszy pytałem CBA o Andrzeja Izdebskiego 10 czerwca 2020 r., jeszcze za czasów pracy w TVN24. W sumie wysłałem do Biura kilkanaście pytań w tej sprawie. Na żadnego maila nie dostałem odpowiedzi. Milczy również Agencja Wywiadu.

Za to bardziej rozmowny jest Andrzej Izdebski.

W trakcie przeprowadzonej w piątek rozmowy przyznał, że zna Lorenca Goça. Ale nic mu nie wiadomo o tym, żeby miał aktywną spółkę z nim w Tiranie. Pytany o powiązania Lorenca Goçy z włoską mafią Izdebski zaprzecza i zaczyna się śmiać. Nie zna też nikogo z rodziny Prudentino. Dodaje też, że od co najmniej trzech lat nie ma kontaktu z prezesem swojej albańskiej spółki. Z Liljaną Zylą też nie ma kontaktu. Ani z Lulëzim Sallaku.

Pytany o firmę RSM & RB Finance twierdzi, że nie on ją zakładał i nigdy w niej nie był. - Na pewno nie ja - odpowiada, proszony o komentarz do powiązania wymienionych osób i firm z włoską mafią.

Izdebski twierdzi, że nigdy nie handlował albańską bronią. Czym się w takim razie zajmowało albańskie Unimesko? - Unimesko miało jeden kontrakt, a potem przestało działać - stwierdza. Ale nie chce powiedzieć, co to za kontrakt. Od sześciu lat nie był w Albanii, jego firma nie prowadzi działalności. Nic nie wie też o transporcie broni z Tirany do Nigerii ani o udziale w nim firmy z Izraela.

To było dziesięć lat temu, jak nie więcej. Dajmy sobie spokój. Kłaniam się panu

- kończy Andrzej Izdebski. I na żadne pytanie już nie odpowiada.

Źródło artykułu:WP magazyn
Komentarze (898)