SpołeczeństwoGawryluk: "Rymanowski rozmawia ze wszystkimi. Lis tylko z tymi, z którymi się zgadza"

Gawryluk: "Rymanowski rozmawia ze wszystkimi. Lis tylko z tymi, z którymi się zgadza"

- Okładka "Newsweeka" mnie nie wzrusza. Ona tylko pokazuje, że Bogdan Rymanowski jest problemem dla dziennikarzy w stylu Tomasza Lisa, którzy nie wychylają się ze swojej strefy komfortu. Tu nie chodzi o żadne merytoryczne argumenty. Lis przeprowadzał na Polsat ataki poniżej pasa, co wynika z jego osobistych urazów i frustracji. W ramach alternatywy dla Bogdana mamy naczelnych, którzy mogliby się zapisać do partii - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Dorota Gawryluk.

Dorota Gawryluk i okładka "Newsweeka"
Dorota Gawryluk i okładka "Newsweeka"
Marcin Makowski

13.12.2021 07:10

Marcin Makowski: Jak pandemia zmieniła media? Jak wpłynęła na Polsat?

Dorota Gawryluk, dyrektor Pionu Informacji i Publicystyki Telewizji Polsat: Przez koronawirusa musieliśmy - jak zapewne wszystkie telewizje - przeorganizować zespół, dostosować się do pracy zdalnej, która bywała utrapieniem przy montowaniu materiałów. Pogorszyła się jakość nagrań, co - o dziwo - nie wpłynęło na odbiór treści. Widz przyzwyczaił się do gorszych ujęć, planów, niedoświetlenia gości nadających z domu.

Czy te dwa lata popsuły media w wymiarze polityki, polaryzacji i utraty zaufania?

Pytanie: czy my kiedykolwiek mieliśmy takie zaufanie jako społeczeństwo? Zarówno do mediów, jak i do władzy? Żeby coś stracić, trzeba to najpierw posiadać. Najbardziej boli mnie jednak, jak - jeszcze przed pandemią - daliśmy się w kraju podzielić. Ja takiego podejścia nie toleruję. Nie znoszę jątrzyć. Niestety koronawirus stał się kolejnym tematem, który dolewa benzyny do ognia. Problemem stał się elementarny brak szacunku do ludzi o odmiennych poglądach albo do tych stawiających pytania.

Czyli?

Według niektórych, dziennikarz nie może już nawet pytać, mieć wątpliwości. To jest niedobre, bo pytając, możesz trafić na listę "idiotów".

Uważasz, że można być symetrystą w przypadku pandemii?

A co to znaczy "symetryzm"? To pojęcie stworzone przez tych, którzy chcieli wyalienować i obśmiać w przestrzeni publicznej wszystkich inaczej myślących. Dla mnie nie ma symetryzmu, jest tylko dziennikarstwo zaangażowane i niezaangażowane politycznie. Raz jeszcze - dziennikarz musi zadawać pytania. Trudne, czasami dla niektórych dziwne, dla innych nie. To jest mój punkt odniesienia, a nie ludzie, którzy zapraszają tylko podobnie myślących i kiszą się we własnym sosie.

Czy z perspektywy czasu rozsądnym było zaproszenie do Polsatu Edyty Górniak, aby podyskutowała z byłym szefem Głównego Inspektoratu Sanitarnego o koronawirusie? Piosenkarka wprost podważała sensowność szczepień.

To nie była rozmowa ekspercka, tylko taka, w której ekspert chciał wytłumaczyć osobom posiadającym wątpliwości, jak działają szczepienia. Pokazaliśmy zarówno argumenty, jak i obawy dużej części społeczeństwa. Robimy taką telewizję, w której nie ograniczamy się do debat z przyjaciółmi i kolegami, ale konfrontujemy punkty widzenia. Nie uznaję modelu, w którym, gdy np. naczelny głosuje na Platformę czy PiS, cała telewizja musi być "platformerska" czy "pisowska".

A co z odpowiedzialnością mediów za treści, które przekazują? Niedawno na okładce "Newsweeka" mogliśmy zobaczyć Jana Pospieszalskiego, mec. Piotra Schramma, Edytę Górniak i twojego redakcyjnego kolegę - Bogdana Rymanowskiego. Podpis brzmiał następująco: "Siewcy głupoty. Kwestionują pandemię, zniechęcają do szczepień, mieszają prawdę z fake newsami. Dlaczego miliony Polaków wierzą antyszczepionkowcom?".

W ogóle mnie ta okładka nie wzrusza. Ona tylko pokazuje, że Bogdan jest problemem dla dziennikarzy w stylu Tomasza Lisa, którzy nie wychylają się ze swojej strefy komfortu. Rymanowski rozmawia ze wszystkimi, Lis tylko z tymi, z którymi się zgadza. Niech odbiorcy decydują, kogo wolą. Tu nie chodzi o żadne merytoryczne argumenty. Lis przeprowadzał na nas ataki poniżej pasa, co wynika z jego osobistych urazów i frustracji. Niektórych boli, że Bogdan nie eksponuje swoich poglądów, ale na tym polega jego siła. W ramach alternatywy mamy naczelnych, którzy mogliby się zapisać do partii.

Poza personalnymi animozjami, w przestrzeni publicznej pojawiają się również zarzuty wobec Polsatu polegające na zapraszaniu osób jawnie kwestionujących samo istnienie koronawirusa. Gdzie postawić granicę?

Zapewne dla większości Polaków poglądy pani Sylwii Spurek na temat zakazywania jedzenia kotleta schabowego też są szkodliwe, ale czy jest zapraszana do mediów? Oczywiście, że jest. Nie przeszkadza mi to. Pytasz o granicę - ona jest wyznaczona przez polskie prawo i polega na propagowaniu poglądów, za które jest się ściganym. Takich ludzi nie zapraszamy. Nigdy nie posuniemy się jednak do cenzury prewencyjnej, a wiemy przecież, że są telewizje, które potrafią przerywać przemówienia polityków na żywo, bo dziennikarz uznał z góry, że to, co mówi minister, jest nieprawdziwe. Później te same stacje puszczają pełne kłamstw wywiady z Łukaszenką. Trochę konsekwencji by się przydało. Dlaczego jej brakuje? Bo dziennikarze stawiają się w roli autorytetów moralnych, decydujących o tym, co jest dobre, a co złe.

Ale tutaj mówimy o faktach naukowych i spekulacjach, a nie o aksjologii czy różnicach poglądów.

Naszą misją jest informowanie i edukowanie ludzi, a nie moralizowanie. Jak mamy rozmawiać o szczepieniach, gdy w ogóle nie pokazujemy, na czym polega ich krytyka? W Polsacie od początku pandemii informujemy o niej, jest to jeden z głównych tematów, właściciel zakupił na początku epidemii 200 tys. testów na COVID-19, w czasie gdy dziennie robiło się ich po kilka tysięcy dziennie .Wreszcie dzień w dzień podajemy dane o zachorowaniach, szczepieniach itd. Ale nie można ukrywać przed światem, że są tacy, którzy kwestionują szczepienia – i nie przekona się ich, udając, że nie istnieją.

Rozumiem, że sprawa okładki "Newsweeka" zakończy się w sądzie. Bogdan Rymanowski poinformował, że będzie bronił swojego dobrego imienia. Podobne procesy potrafią trwać lata. Jakiego rezultatu się spodziewacie?

Wszystko zależy od decyzji sądu, nie chcę jej wyprzedzać, ale widzę sens w tym procesie. Mam nadzieję, że wygra sprawiedliwość.

Polsat przechodzi ostatnio transformację, również personalną. Wielu dziennikarzy odeszło, czasami zmieniając branżę. W WP oddaliśmy głos kilkorgu z nich - jako powody podawali słabe warunki finansowe, formę zatrudnienia oraz "oczekiwania zarządu", które skutkowały polityczną "autocenzurą". Jak odpowiadasz na te uwagi?

To kolejna fala ataków, która pokazuje siłę stacji. Nasze serwisy oraz Interia idą jak burza, rozwijamy się, uruchomiliśmy stację Wydarzenia 24, więc następują zmiany. To normalne. Poza tym gdyby zliczyć wszystkich, którzy według naszej konkurencji wciąż od nas "masowo odchodzą", to pewnie zebrałoby się już z tysiąc osób. To są informacje o jakości portalu plotkarskiego. A jeśli chodzi o "autocenzurę", chciałabym poznać jej przykłady, bo tych zarzutów nie stawia nikt pod nazwiskiem. Dlaczego?

Może dlatego, że osoba, która to mówi, chciałaby pozostać w branży i boi się konsekwencji?

Jakich? Chociaż jeden dziennikarz mógłby się wypowiedzieć. Nie rozumiem takiej formuły jak "oczekiwania zarządu". Czyli co konkretnie? W mediach, jak w każdej firmie, zawsze mamy karuzelę personalną, pewnie nie inaczej jest w WP. Niczym zaskakującym nie jest opinia pracowników, którzy odchodzą, na temat finansów. Nie znam firmy, która nie podlegałaby tego typu - często niesłusznej i subiektywnej - krytyce. Wynagrodzenia w Polsacie to kwestia indywidualna wobec każdego pracownika, uważam, że warunki, które zapewniamy, są uczciwe. Jeśli ktoś uważa, że nie - szuka innego miejsca. Stawiam na osoby pracowite, które dają z siebie wszystko. Takie mogą się u nas bez problemu rozwijać. Budujemy stację centrową, zrównoważoną - takich pracowników szukamy.

Mówisz, że krytyka Polsatu albo sugerowanie, że sprzyja obecnej władzy, to "atak", bo "rośniecie w siłę". Tak można utrącić każdy argument. W podobnej retoryce przodują zwłaszcza politycy.

Co mam ci odpowiedzieć? Trzeba pytać tych, którzy krytykują, ale ja podstaw do krytyki nie widzę. Jesteśmy telewizją ocenianą przez widzów jako najbardziej obiektywna w Polsce. Nie my się musimy tłumaczyć. Poza tym siłę poznaje się również przez skalę krytyki i pozycję wrogów. Podchodzę do tych głosów na spokojnie - to nie jest moja wojna.

Zastanawiam się, jak w takim razie odpowiesz na zarzut o małe zaangażowanie Polsatu w kwestię tzw. lex TVN oraz próby odbierania prywatnej stacji koncesji na nadawanie w Polsce. Wiele osób ze wszystkich stron sceny medialnej protestowało - wy nie podpisywaliście żadnych listów otwartych.

Po pierwsze - nie milczeliśmy odnośnie koncesji dla TVN. Wystarczyło oglądać nasze relacje i czytać portale, żeby przekonać się, że szeroko informowaliśmy o planach ustawodawczych PiS i stanowisku TVN. Po drugie - zarzuty wobec nas formułowali dziennikarze z prywatnych mediów, którzy - co zrozumiałe - chcieli zaangażować jak największą część branży w obronę swoich interesów. Rozumiem to, też bym tak robiła. Informowaliśmy o projekcie ustawy i koncesji na tyle, na ile uznaliśmy to za stosowne, ale bez popadania w panikę i przesadę. W tym samym czasie działy się w Polsce ważniejsze rzeczy, z kolejną falą pandemii włącznie. Po trzecie - mamy w Polsacie od początku zasadę, że nie podpisujemy się pod żadnymi listami otwartymi.

Dlaczego?

Bo może za chwilę przyjdzie do nas TVP i będzie chciała zaangażowania, które uznamy za polityczne, bo - dajmy na to - Rafał Trzaskowski postuluje likwidację stacji. To też mamy podpisać? Jest wiele listów, interesów i interesików - nie chcemy być postrzegani przez widzów jako dziennikarze, którzy wspierają kogokolwiek w ich prywatnych walkach.

Nie czułaś się jako dziennikarka zaniepokojona, że tu nie chodzi tylko o TVN i Discovery, ale również o pretekst do ingerowania władzy w wolność działalności gospodarczej?

Nie czuję się zaniepokojona różnymi głupimi wypowiedziami polityków. Faktycznie działania PiS-u w tej sprawie nie były najmądrzejsze, ale od początku nie wierzyłam, że mogą się zrealizować. Gdybym musiała komentować każdy cytat z Marka Suskiego czy innego posła, byłabym strzępkiem nerwów. To było bardziej śmieszne, niż niepokojące.

Jak w kontekście relacji mediów i polityki oceniasz słynne już urodziny Roberta Mazurka? Przekroczenie granic czy kolejna burza w szklance wody?

Najbardziej uśmiałam się z hipokryzji w ocenie tego wieczoru. Jakbyśmy dopiero wczoraj dowiedzieli się, że dziennikarze rozmawiają z politykami, czasami są z nimi na ty, pozyskują od nich informacje. Świat dziennikarski ostatnio mocno zwariował. Pamiętam, jak czołowi politycy kontaktowali się ze światem biznesu, np. prezydent Aleksander Kwaśniewski słusznie szedł w tym kierunku. Nie da się przecież działać skutecznie bez podstawowych relacji na styku media, władza, biznes - chodzi tylko o niewychodzenie poza swoje role. Dzisiaj tak powariowaliśmy, że zwykłe urodziny wyglądają na skandal obyczajowy.

I nic cię tam nie niepokoiło?

Może jedna rzecz: politycy, którzy powinni być w Sejmie, a zrobili sobie wolne. Cała reszta - nie bardzo. Tak wygląda świat zdobywania informacji, budowania relacji, słuchania przecieków i plotek. Nie ma co się oburzać.

Jak dzisiaj czujesz się w Polsce jako dziennikarka, która nigdy nie ukrywała swoich konserwatywnych poglądów i związków z wiarą? Czy dostrzegasz zmiany społeczne, erozję autorytetu Kościoła? Jak to na ciebie wpływa?

Nigdy nie ukrywałam konserwatywnych przekonań, ale one nie wynikają tylko z Kościoła. To raczej szersza, etyczna postawa wobec świata. Mam tak ustawioną wrażliwość, że jestem absolutną przeciwniczką kary śmierci, jak również aborcji, bo wydaje mi się to spójne. Nie wyobrażam sobie skrzywdzić muchy, a co dopiero człowieka. W tym sensie jestem być może "lewacka". Przeżywam również cierpienia zwierząt i nie wydaje mi się śmieszne bagatelizowanie tego tematu.

Może jednak dogadałabyś się z Sylwią Spurek?

Nie wiem, może za jakiś czas nie będę jadła jajek? Zobaczymy! Ale tak na poważnie: to po prostu wrażliwość na cierpienie i potrzeby innych. Nie jestem święta, ale w tych sprawach zdania nie zmieniam.

Towarzyszą ci podobne uczucia, gdy obserwujesz sytuację imigrantów na granicy polsko-białoruskiej?

Oczywiście, przecież to też ludzie w potrzebie. Cieszę się, że są organizacje pozarządowe, które im pomagają, jak również ludzie z okolicznych miejscowości, czasami nawet sami pogranicznicy. Rozumiem równocześnie, że każdy ma w tej prowokacji i wojnie hybrydowej prowadzonej przez Białoruś swoją rolę do odegrania. Państwo musi troszczyć się o nienaruszalność granic.

Czy niedopuszczenie mediów do strefy przygranicznej było błędem?

Tak, to był absolutny błąd. Nie rozumiem decyzji rządu o wyłączeniu działalności dziennikarzy z pasa przygranicznego - zamiast cieszyć się, że kryzys będą opisywać media o różnej wrażliwości, dając pełny obraz wydarzeń. Właśnie tak rozumiem naszą misję - pokazywać pełne spektrum tego, co dzieje się w Polsce.

Rozmawiał Marcin Makowski dla WP Wiadomości

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (640)