- Kłamią, w żywe oczy kłamią. O Czarnobylu też nie mówili, teraz jest tak samo - pani Ela z Widuchowej nie kryje emocji. - Jak przeszło 50 lat tu mieszkam, to takiej tragedii nie było - dodaje pan Władysław z Górzycy. Mieszkańcom miasteczek i wsi wzdłuż Odry na spokojny sen nie pozwala fetor gnijących ryb i obawa o to, czy kiedykolwiek dowiedzą się, co zatruło ich rzekę. I czy kiedyś nad nią wrócą.
Wymiotowałam w ciągu ostatnich trzech dni kilka razy. Upał tylko potęguje niesienie się odoru. Ale my nie wiemy, czy to tylko brzydki zapach, czy idzie za nim coś niebezpiecznego - pani Ela, mieszkanka Widuchowej w województwie zachodniopomorskim, nie kryje zdenerwowania. Podobnie jak inni mieszkańcy i samorządowcy z Widuchowej, Górzycy i Owczarów – nadrzecznych gmin w dwóch województwach, przez które przepływa skażona Odra.
W gminie Widuchowa w powiecie gryfińskim Odra - graniczna rzeka - tworzy ponadregionalny, międzynarodowy korytarz ekologiczny. Co sezon rybacy wyciągali tu z wody ryby na handel. Tłumnie zjeżdżali wędkarze.
W tym sezonie nic już z tego nie będzie.
- Bo wie pan, jak człowiek wie, z czym walczy, to sobie poradzi. A tu wciąż nie wiadomo co to było i dlatego wiele osób się boi - mówi mi pan Piotr, który przyszedł w okolice zejścia do Odry w centrum Widuchowej. Stoi tu olbrzymi kontener, w którym lądują martwe ryby.
- Zatrucie Odry to przypadek szczególny i moim zdaniem winni są politycy, wszystko jedno z jakiej partii. To oni się spierają i oskarżają, zamiast rzekę ramię w ramię z nami ratować i ustalić co się stało. Wie pan, że ludzie nie zawiedli? Ano nie wie pan, bo wy, dziennikarze, to też się polityką zajmujecie, zamiast zmusić tych, co chodzą w krawatach, żeby poszli z nami w te trzciny - dodaje.
- U nas nawet rolników nie ma. My żyjemy z turystów i wędkarzy, są wśród nas także rybacy – mówi pani Ela. Mieszka na skarpie przy samej Odrze, więc widziała, jak przyjechał wędkarz, który od lat łowi w Widuchowej ryby.
- Usiadł na ławce na skarpie i płakał.
Pani Elżbieta w piątek 12 sierpnia słuchała w telewizji informacji na temat zatrucia rzeki, a już w sobotę rano zobaczyła rozmiary tragedii.
- Mąż obudził mnie o 5:30 i mówi: "Chodź, zobacz, co się dzieje. Odra jest biała od śniętych ryb - mówi mieszkanka Widuchowej.
Poparzone ręce i skażone słoiki
Pani Ela od lat dokarmia dzikie kaczki, które wcześnie rano zalatują do jej ogródka nad rzeką. W sezonie zimowym jest ich nawet sto trzydzieści, latem nieco mniej, ale nadal około setki. W długi weekend, kiedy Odrą spływały martwe ryby, dotarło ich zaledwie trzydzieści. Domowe zwierzęta wcześniej wyczuły zagrożenie.
Moja rozmówczyni dodaje, że jeszcze zanim śnięte ryby dopłynęły w ten rejon i zaczęto mówić o katastrofie ekologicznej, jej domowe koty nie chciały jeść mniejszych ryb złowionych przez jej męża w rzece. A sam mąż miał po tym kontakcie z rybami kłopoty ze skórą dłoni, z której "skóra schodziła jak po opalaniu i to przez kilka dni".
No i jeszcze te słoiki.
- Popularne są u nas ryby w occie, które najpierw się smaży, a potem zalewa i szczelnie zakręca. Nigdy się z nimi nic niepokojącego nie dzieje, bo przecież są w occie. Tymczasem najnowsze słoiki jednej z sąsiadek zaczęły wręcz buzować i kipieć, a po otwarciu było czuć przerażający smród. Natychmiast je wyrzuciła. A to wszystko było długo przed tym zanim na rzece pojawiły się martwe ryby.
Jaki związek z zatruciem Odry mają kipiące słoiki i poparzone ręce, przetrzebione kaczki i ryby, które źle pachniały kotom – pewności nie ma i być nie może, bo przecież wciąż nie wiadomo, kto i czym zatruł rzekę. Ale że coś wybiło faunę Odry, to samorządowcy z nadrzecznych gmin wiedzą aż za dobrze.
- Wojsko i strażacy od kilku dni czyszczą trzcinowska od Widuchowej do Krajnika - mówi wicewójt Widuchowej Andrzej Stachura. - Kilka dni temu poprosiliśmy mieszkańców o pomoc. Ludzie jak zawsze nie zawiedli i podarowali strażakom i wojsku niezbędne do oczyszczania rzeki gable. Te szerokie rolnicze grabie pozwalają sprawniej oczyszczać wodę ze martwych ryb, małż i ślimaków. Nie zrywają się i nie łamią jak wojskowy sprzęt - precyzuje Stachura.
Samorządowiec przypomina, że przez kilka dni tylko z tej gminy wywożono po siedem ton martwych zwierząt dziennie. Teraz na szczęście jest ich mniej. Choć w trzcinowiskach wciąż można natrafić na ich skupiska - Jeden z mieszkańców naszej gminy hodował w Odrze jesiotry w takich sieciowych sadzach. Wszystkie jego ryby padły - dodaje.
Niedawno w ten rejon Odry wróciły bieliki. Mieszkańcy Widuchowej obserwowali je, jak szukały żywych ryb w rzece. Nie były zainteresowane padliną. Wicewójt dodaje, że część ryb z tej części Odry spłynęła w dół rzeki, a inne znalazły schronienie w okolicznych ciekach, które są jej dopływami.
Wsie za wałem Odry. Rzeki nie widać, ale ją czuć
Górzyca to nieduża wieś o charakterze miejskim w województwie lubuskim, w powiecie słubickim. Leży niedaleko Odry, nad kanałem Racza Struga. Wojsko sprząta tam brzegi rzeki od pięciu dni. Żołnierze przeczesują trudno dostępne trzcinowska i rzeczne ostrogi, gdzie wciąż zalegają śnięte ryby, a także inne zwierzęta, o których mówi i pisze się mniej.
- Pusto i martwo. My może niekoniecznie żyjemy z tej rzeki, ale gościmy wędkarzy, którzy przyjeżdżają nad Odrę z całej Polski. Znaczy przyjeżdżali, bo teraz już się raczej nie pojawią. Jak Boga kocham, przez 50 lat jak tu mieszkam, to takiej tragedii nie było. Czasem lokalna przyducha zdusiła trochę ryb, ale to było wszystko - mówi mi pan Władysław, którego spotkałem pod urzędem gminy.
- Przez długi weekend to pielgrzymki nad Odrę były, teraz zostało tam tylko wojsko i strażacy. Wędkarza pan raczej nie znajdziesz –Władysław wskazuje mi ręką drogę i mówi, żebym szukał starej wieży strażniczej. Wspomina też o dużej śmiertelności dzikich ptaków, które żywiły się martwymi rybami.
Owczary i Górzyca usłane martwymi małżami i rybami
Na cyplu w Górzycy jest baza łodzi strażackich. To w tym miejscu służby wodują sprzęt, tu też ma swoje zbiórki wojsko, które piąty dzień wybiera z rzeki martwe ryby. W wtorek, gdy byłem w Górzycy, żołnierze pracowali właśnie w rejonie tej miejscowości oraz Owczar i Słubic. Sprzątanie brzegów rzeki jest o tyle trudniejsze, że gnijące i rozpadające się już ciała zwierząt zalegają w trudno dostępnych ostrogach.
- Oprócz przeszukiwania brzegów krok po kroku korzystamy też z pomocy strażackiego drona. Kiedy jego operator zobaczy skupisko martwych ryb, zawiadamia naszą jednostkę, a my kierujemy odpowiednią grupę do likwidacji tego skupiska - mówił major Robert Urbanek, dowódca 151. batalionu lekkiej piechoty 12. Wielkopolskiej Brygady Wojsk Obrony Terytorialnej, która pracowała w tym rejonie.
Na cyplu spotykam też dwie pracownice powiatowej inspekcji weterynaryjnej, które przyjechały zabrać martwe ryby do badań. Zanim zdążam o cokolwiek zapytać, inspektorki zaznaczają, że nie mogą i nie chcą udzielać żadnych informacji. Dowiaduję się tylko tyle, że są to badania "selektywne" oraz, że są prowadzone regularnie od momentu ujawnienia większej ilości śniętych ryb.
Na brzegu jest też wójt Górzycy Robert Stolarski. - Nie mamy żadnego wpływu na rzekę. Ta katastrofa spłynęła do nas razem z nią. Z tego co wiem, to w Odrze jest bardzo wysokie PH i woda jest mocno natleniona, jeśli dodamy do tego niski stan rzeki i temperaturę wody sięgającą 24 stopni Celsjusza, to problem się pogłębia. Myślę, że o tym co się dzieje w rzece, zadecydowało kilka połączonych czynników. Niestety wciąż znamy tylko kilka z nich - przyznaje Stolarski. I zaznacza, że ujęcie wody jest położone w odległości 4 kilometrów od rzeki, a sanepid prowadzi codzienne kontrole. - Woda miejska jest bezpieczna - zapewnia.
Rzadziej odwiedzane miejsca czekają na działanie służb
W sąsiednich Owczarach brzegi Odry są znacznie oddalone od miejscowości i by się do nich dostać, trzeba przejechać polną drogą. Łatwiej dojechać tam rowerem, trasą w koronie wału przeciwpowodziowego. Sądząc po śladach ognisk i walających się gdzieniegdzie śmieci. jest tam niewielka "dzika" plaża.
W tym oddalonym od wsi miejscu na brzegu gniją duże ryby. W wodzie unoszą się truchła młodych, mniejszych. Makabrycznego widoku dopełniają połacie martwych ślimaków wyrzuconych na brzeg i setki otwartych małż, które - wrażliwe na brudną wodę - nie miały szans na przetrwanie.
Oczyszczanie takich mniej dostępnych terenów z każdym dniem może być coraz trudniejsze. Gnijące truchła już teraz rozpadają się przy próbie podniesienia, a na mniej odwiedzanych przez ludzi odcinkach Odry wciąż jest bardzo dużo pracy do wykonania.
W Górzycy, po drodze nad rzekę, spotykam miejscowego wędkarza.
- Ktoś zawinił i powinien zostać ukarany. Przede wszystkim ludzie muszą znać prawdę. Chodzi o to byśmy wiedzieli, jaka to była trucizna, jakie szkody może wyrządzić w naszych ciałach i czy może zaszkodzić naszym zwierzętom. Chodzi o to, czy za pół roku możemy wrócić nad rzekę, czy nie.