"FAZ" : Polska jest rozczarowana

Zaledwie dwa tygodnie po zakończeniu szczytu NATO w Madrycie, Polska krytykuje brak postępów w zabezpieczaniu wschodniej flanki Sojuszu – pisze "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Jednocześnie niemiecki dziennik pisze, że zgodnie z nieopublikowanym jeszcze raportem Najwyższej Izby Kontroli, kondycję polskiej armii uznać można za katastrofalną.

Na zdjęciu Andrzej Duda na szczycie NATO w Madrycie
Na zdjęciu Andrzej Duda na szczycie NATO w Madrycie
Źródło zdjęć: © Getty | Valeria Mongelli

Dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" opisuje w środę rozczarowanie - zarówno liberalnej opozycji, jak i rządowego obozu konserwatywnego realnym brakiem wzmocnienia wschodniej flanki NATO. "Minęły dwa tygodnie od madryckiego szczytu NATO, który został określony jako 'historyczny'. Fanfary ucichły i teraz jest jasne: Polska jest rozczarowana" – czytamy w "FAZ".

Powodem rozczarowania jest niedostateczne zwiększenie liczby stacjonujących żołnierzy Sojuszu w Polsce. "Tak się nie stało. Pozostano przy obecnych 11 600 żołnierzach przede wszystkim Amerykanach, ale także Brytyjczykach, Chorwatach i Rumunach. Tak jak poprzednio, wszyscy oni obecni są tylko na zasadzie 'rotacyjnej', a nie stałej obecności jak Amerykanie w Niemczech" – pisze wydawany we Frankfurcie nad Menem dziennik.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zasada rotacji, jak wyjaśnia gazeta, wprowadzona została przez NATO po aneksji Krymu i miała być ustępstwem mającym uspokoić obawy Rosji przed ekspansją Sojuszu na wschód. Ta zasada najwyraźniej ma obowiązywać nadal.

Ratowanie gruzów i trupów

"To prawda, że uczestnicy szczytu w Madrycie postanowili radykalnie zwiększyć liczbę wojsk Sojuszu w Europie utrzymywanych w podwyższonej gotowości do 300 tys. Ale zwiększenie oznacza tylko tyle, że dodatkowe oddziały są przydzielone do określonych obszarów operacyjnych w Europie Wschodniej i czasem odbywają tam ćwiczenia, ale zasadniczo przebywają w domu" – czytamy w artykule Gerharda Gnaucka, korespondenta gazety w Warszawie. Zdaniem Polski to zbyt mało, by zapewnić krajom na wschodzie Europy bezpieczeństwo.

"Polska chętnie powołuje się na argumenty przedstawione w Madrycie przez przedstawicieli Estonii i Łotwy: po lekcji rosyjskiej, niszczycielskiej wojny przeciwko Ukrainie, lekkomyślnością byłoby poleganie na tym, że po rosyjskim ataku zachodnie 'siły ratunkowe' musiałyby najpierw dotrzeć z zewnątrz. Wówczas nie byłoby już nic do uratowania oprócz gruzów i trupów" – pisze "FAZ".

Polska stawia na samoobronę

Dlatego Warszawa, mimo swojej lojalności wobec NATO, stawia przede wszystkim na rozwijanie zdolności samoobrony kraju. Docelowo Polska armia ma liczyć ok. 250 tysięcy żołnierzy zawodowych i ok. 50 tys. żołnierzy wojsk obrony terytorialnej. "FAZ" przypomina, że temu celowi służyć ma Ustawa o obronie ojczyzyny, którą Sejm uchwalił w marcu br., tuż po wybuchu wojny w Ukrainie, przy braku głosów przeciwnych i pięciu wstrzymujących. Zakłada ona m.in., że od 2023 roku wydatki na obronę muszą stanowić co najmniej 3 proc. produktu krajowego brutto.

"Frankfurter Allgemeine Zeitung" zauważa jednak, że obecnie polska armia liczy tylko 140 tysięcy żołnierzy, wliczając w to utworzone w 2017 roku Wojska Obrony Terytorialnej, składające się w dużej mierze z żołnierzy pozostających w gotowości poza jednostką wojskową. W poprawie sytuacji ma pomóc przewidziana w nowej ustawie "ochotnicza służba wojskowa".

Niemiecki dziennik, powołując się na nieopublikowany jeszcze raport Najwyższej Izby Kontroli cytowany za "Rzeczpospolitą", pisze, że zgodnie z raportem kondycję polskiej armii uznać można za katastrofalną.

Opóźnienia w dostawie sprzętu

Braki dotyczą zarówno kadry jak i uzbrojenia. Jak pisze, "FAZ", sytuację komplikuje także rekordowo niski poziom bezrobocia w Polsce. Wśród pracowników cywilnych armii liczących 47 tysięcy, 2 tysiące stanowisk jest nieobsadzonych i przypuszczalnie niełatwych do obsadzenia: bezrobocie w Polsce osiągnęło w maju historycznie niski poziom pięciu procent.

"FAZ" zwraca również uwagę na problemy polskiej armii pod względem wyposażenia. "W kwestii sprzętu NIK informował, że w 2021 r. nie działała połowa samolotów szkoleniowych, na których mieli się szkolić przyszli piloci. Zaś modernizacja czołgów Leopard 2, które Polska kiedyś kupiła z drugiej ręki od Niemiec, prowadzona obecnie przez polską firmę, potrwa kilka lat dłużej niż planowano" – czytamy.

Jak informuje gazeta, choć polski minister obrony narodowej niemal co miesiąc obwieszcza zakupy nowego sprzętu, to w tym roku do kraju dotrą tylko amerykańskie rakiety przeciwlotnicze "Patriot" oraz drony bojowe "Bayraktar" z Turcji. Inny sprzęt, w tym myśliwce F-35 zamówione w USA jeszcze za czasów Donalda Trumpa czy 250 czołgów bojowych Abrams, dotrą do Polski z opóźnieniem.

Źródło artykułu:Deutsche Welle
natoAndrzej Dudawojsko
Wybrane dla Ciebie