Fatalne konsekwencje globalnego ocieplenia dla Afryki. Zmiana klimatu radykalnie zwiększa ryzyko wojen
• Afryka szczególnie boleśnie odczuje skutki zmian klimatycznych
• Do 2030 r. o ponad połowę wzrośnie tam ryzyko wybuchu wojen
• Globalne ocieplenie negatywnie wpłynie też na zbiory upraw
• Głodujący i pogrążony w wojnach kontynent nie poradzi sobie z boomem demograficznym
• Może to doprowadzić do radykalnego natężenia presji migracyjnej na Europę
06.10.2016 | aktual.: 06.10.2016 13:41
- Myślicie, że migracja jest dziś wyzwaniem dla Europy z powodu ekstremizmu. Poczekajcie, aż zobaczycie, co stanie się, gdy zabraknie wody i żywności, a jedno plemię będzie walczyć z drugim o zwykłe przetrwanie - ostrzegał przed rokiem sekretarz stanu USA John Kerry. Trudno o bardziej trafną prognozę, bo globalne ocieplenie nie tylko sprawi, że Afryka i Bliski Wschód staną się miejscami nieznośnymi do życia, ale również zwiększy ryzyko konfliktów zbrojnych o kurczące się zasoby.
Przed takim rozwojem zdarzeń od lat alarmuje niemiecki socjolog Harald Welzer, który rozpropagował termin "wojen klimatycznych". Naukowiec przestrzega, że gwałtowna zmiana klimatu potęguje ekstremalne zjawiska pogodowe, takie jak susze i powodzie, oraz przyspiesza procesy pustynnienia i erozji żyznych gleb. Sytuacji nie poprawia prowadzona przez człowieka rabunkowa polityka gospodarcza. Efekt jest taki, że biedne kraje Trzeciego Świata już dziś odczuwają niedostatek wody pitnej i żywności. A zapowiada się, że będzie tylko gorzej.
Dlatego Welzer uważa, że w niedalekiej przyszłości świat czekają brutalne konflikty o podstawowe zasoby, wojny domowe w najbiedniejszych zakątkach globu i gigantyczne migracje uchodźców, szturmujących granice państw zamożnej Północy.
Wojen więcej o połowę
Te ponure prognozy potwierdza jedna z ostatnich publikacji prestiżowego magazynu "Science", której autorzy podsumowali wyniki ponad 100 różnych badań z ostatnich lat na temat ekonomicznych i społecznych konsekwencji globalnego ocieplenia. Według naukowców czarny scenariusz już zaczął się realizować, bo od 1980 roku z powodu rosnących temperatur ryzyko konfliktów zbrojnych w Afryce subsaharyjskiej wzrosło o 11 proc.
A to dopiero początek. "Science" przywołuje wyniki innego studium z 2009 roku, wedle którego do 2030 roku globalne ocieplenie zwiększy prawdopodobieństwo wojen na Czarnym Lądzie o ponad połowę (54 proc.), przyczyniając się do prawie 400 tys. dodatkowych ofiar śmiertelnych. Zapowiedź tego mogliśmy zobaczyć na początku wieku w Darfurze w Sudanie, gdzie spadek opadów o prawie jedną trzecią w ostatnich czterech dekadach spowodował pustynnienie pól uprawnych i pastwisk oraz wysychanie źródeł wody. To przyczyniło się do wzrostu napięć pomiędzy zamieszkującą północ kraju ludnością arabską a czarnymi plemionami z południa, co w konsekwencji doprowadziło do wybuchu wojny domowej.
Sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun określił konflikt w Darfurze pierwszą wojną wywołaną przez zmianę klimatu, choć jej głównym podłożem były wielowiekowe antagonizmy pomiędzy zróżnicowanymi kulturowo i etnicznie społecznościami. Tak naprawdę globalne ocieplenie samo w sobie nie jest i raczej nie będzie przyczyną wybuchu wojen. Ale może odegrać rolę iskry rzuconej na beczkę prochu.
Solomon Hsiang z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, który zajmuje się badaniem wpływu zmian klimatu na ludzką cywilizację, argumentował na łamach "Science", że nie ma konfliktów, których wybuch można by w całości przypisać szczególnym zjawiskom klimatycznym. Każdy konflikt ma swe korzenie w relacjach interpersonalnych i międzygrupowych. Klimat może jednak stanowić krytyczny czynnik, który doprowadza do eskalacji przemocy.
Do podobnych konkluzji doszli analitycy Pentagonu, którzy w wydanym w 2014 roku raporcie napisali, że zmiany klimatyczne będą pośrednio pogłębiać problemy, przed jakimi społeczność międzynarodowa stoi już dziś - takie jak bieda, globalna niestabilność, głód i wojny.
Migracyjne tsunami
Afryka nie ma szczęścia, bo ma dość własnych kłopotów i bez globalnego ocieplenia. Kontynent zdominowany jest przez niewydolne, autokratyczne i skorumpowane rządy, które raczej stwarzają problemy, niż je rozwiązują. W tych warunkach wątpliwe jest podjęcie skutecznej walki z konsekwencjami gwałtownej zmiany klimatu. A Afryka odczuje je szczególnie boleśnie, przede wszystkim ze względu na w większości rolniczy charakter jej gospodarki.
Według klimatologów wzrost średniej temperatury o jeden stopień Celsjusza zmniejszy afrykańskie zbiory podstawowych produktów rolnych o 10-30 proc. W bardzo optymistycznym scenariuszu - przy założeniu, że wysiłki społeczności międzynarodowej w redukcji emisji gazów cieplarnianych będą skuteczne - Ziemia do 2100 roku ociepli się o co najmniej jeden stopień. W realistycznym - o 1,7 st. Celsjusza. W pesymistycznym - o 2 st. i więcej. Łatwo sobie wyobrazić, co to oznacza dla regionu, gdzie znaczna część społeczeństwa utrzymuje się z rolnictwa. Według danych Banku Światowego z tego powodu do 2030 roku co najmniej 100 mln mieszkańców Afryki zostanie na powrót wpędzonych w skrajną nędzę.
Częściowe rozwiązanie problemów żywnościowych może przynieść nauka i wprowadzenie nowych - genetycznie modyfikowanych - upraw, odporniejszych na trudne warunki klimatyczne. Ale niewiele to da, jeżeli zabraknie sprawnych, mniej skorumpowanych i bardziej demokratycznych rządów. Oraz sprawiedliwszego podziału dóbr, któremu towarzyszyć będzie zaprzestanie rabunkowej polityki gospodarczej, prowadzonej przez międzynarodowe koncerny przy cichym przyzwoleniu zachodnich i azjatyckich potęg.
Więcej wojen oznacza więcej uchodźców, a to z kolei przełoży się na zwiększenie presji migracyjnej na Europę, która już dziś z trudem radzi sobie z falą uciekinierów z Bliskiego Wschodu. Demografowie prognozują, że do połowy XXI wieku populacja Czarnego Lądu, dziś szacowana na 1,2 mld ludzi, podwoi się. Głodujący i pogrążony w wojnach kontynent nie poradzi sobie z boomem demograficznym. Obecna fala migracyjna może być dopiero zapowiedzią potężnego tsunami.
Na ironię zakrawa fakt, że Afryka najboleśniej odczuje negatywne skutki zmiany klimatu, choć w najmniejszym stopniu się do niej przyczyniła. W latach 1980-2005 państwa afrykańskie odpowiadały za mniej niż 2,5 proc. globalnej emisji dwutlenku węgla. Reszta świata, a zwłaszcza zamożna Północ, powinna czuć moralną odpowiedzialność, by teraz pomóc mieszkańcom Czarnego Lądu w tej walce.