ŚwiatFala wojny dociera do Europy - wielkie miasta zagrożone?

Fala wojny dociera do Europy - wielkie miasta zagrożone?

Wojna w Afganistanie zdaje się rozlewać na Azję Środkową. Jej skutki już docierają do Europy. W regionie szkoli się około 100 niemieckich "ochotników", którzy mogą zagrozić bezpieczeństwu dawnej ojczyzny oraz innych państw regionu - ostrzega w artykule dla Wirtualnej Polski Tomasz Otłowski, analityk Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Służby specjalne wykryły zaawansowane plany zamachów na europejskie metropolie. Terroryści mieli zaatakować niemal równocześnie w wielkich miastach Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec.

Fala wojny dociera do Europy - wielkie miasta zagrożone?
Źródło zdjęć: © AFP | Joel Saget

29.09.2010 | aktual.: 29.09.2010 13:43

Niedawne wydarzenia w Tadżykistanie, gdzie w potyczce z islamskimi ekstremistami zginąć miało (według różnych źródeł) od 25 do 40 tadżyckich żołnierzy, pozornie nie mają bezpośredniego związku ani z sytuacją w sąsiednim Afganistanie, ani tym bardziej z bezpieczeństwem państw europejskich. Niestety, wiele wskazuje jednak na to, że pozory te są mylące.

Problem islamskiego radykalizmu w Azji Centralnej narasta już co najmniej od dwóch dekad, gdy rozpad ZSRR i powstanie nowych państw wstrząsnęło geopolityką tego regionu. Aktywność islamistów dotyka dziś szczególnie wyraźnie właśnie Tadżykistan - najbiedniejsze i najsłabsze państwo regionu. I choć pozostałe kraje Azji Centralnej zdołały w minionych 10-15 latach mniej lub bardziej skutecznie ograniczyć wpływy i siły islamskich ekstremistów, to niestety geografia regionu sprawia, że problemy Duszanbe szybko stają się także problemami Biszkeku i Taszkientu.

Wylęgarnia ekstremizmu

Sprzyja temu sąsiedztwo tych państw w dramatycznie biednej i gęsto zaludnionej Kotlinie Fergańskiej, stanowiącej nie tylko etniczny kocioł, ale też prawdziwą wylęgarnię całych rzesz bezrobotnych, niewykształconych i sfrustrowanych młodych mężczyzn, dla których nie ma w ich krajach żadnych perspektyw. Nic więc dziwnego, że jedyną realną opcją staje się dla nich radykalna wizja islamu, prezentowana im przez organizacje wyrosłe na gruncie ideologii Al-Kaidy. W efekcie, idea dżihadu nigdzie w Azji Centralnej nie ma tylu zwolenników, co właśnie w Kotlinie Fergańskiej.

Al-Kaida już dawno temu zwróciła uwagę na fenomen regionu Fergany i islamistyczny potencjał, ukryty w tej skądinąd malowniczej dolinie. Jeszcze pod koniec lat 90. ub. wieku emisariusze Osamy bin Ladena inicjowali i nadzorowali tworzenie (głównie w uzbeckiej i tadżyckiej części doliny) grup zrzeszających radykalnych muzułmanów.

Najważniejszą z nich jest do dziś Islamski Ruch Uzbekistanu (IMU), który werbował członków w Ferganie i wysyłał ich na szkolenie do obozów Al-Kaidy w Afganistanie lub pakistańskich obszarach plemiennych. Zdecydowane działania władz uzbeckich w latach 1999-2001 doprowadziły jednak do niemal całkowitego rozbicia IMU i załamania się jego aktywności w Uzbekistanie. Likwidacja reżimu talibów i infrastruktury Al-Kaidy w Afganistanie w 2001 roku zadało ruchowi kolejny cios. Resztki organizacji ukryły się wówczas w pakistańskim Północnym Waziristanie, który jest dziś bastionem uzbeckich islamistów.

Odzyskany wigor

Ale fortuna kołem się toczy. Niewykorzystanie przez Zachód strategicznego sukcesu w Afganistanie z lat 2001-2002 sprawiło, że afgańscy talibowie zdołali odzyskać wigor i podjąć intensywną kampanię partyzancką przeciwko sojusznikom, systematycznie rosnąc w siłę. Równolegle, wydarzenia w Pakistanie doprowadziły do konsolidacji i umocnienia się tamtejszych islamskich radykałów, zrzeszonych następnie w jednolitą organizację Tehrik-e-Taliban Pakistan (TTP). Oba te procesy umożliwiły z kolei reaktywację „twardego jądra” Al-Kaidy, skupionego wokół kierownictwa organizacji, ukrywającego się gdzieś na pakistańsko-afgańskim pograniczu.

Odrodzona Al-Kaida, spokojna o własne bezpieczeństwo w rejonie afgańsko-pakistańskich rubieżach, rozpoczęła szybki marsz ku odzyskaniu pozycji lidera globalnego dżihadu. Ważnym elementem tego procesu stało się zacieśnianie jej współpracy z lokalnymi dotychczas grupami islamskich radykałów, działających na obszarze Azji Centralnej, Południowej i Wschodniej. Ugrupowania takie jak pakistańskie TTP, Laszkar-e Toiba (LeT) czy Dżajsz-e Mohammad (DżeM), afgańskie Hezb-e Islami Gulbuddina Hekmatiara, ujgurski Islamski Ruch Wschodniego Turkiestanu, a nawet filipiński Abu Sajef – wszystkie do niedawna działały w oparciu o własne, regionalne czy wręcz lokalne cele, nie interesując się specjalnie ideą globalnego dżihadu.

Obecnie grupy te nie tylko mniej lub bardziej formalnie deklarują swą podległość Al-Kaidzie (w sensie ideologicznym i organizacyjno-kadrowym), ale również zaczęły wykazywać zainteresowanie globalizacją swych celów i aktywności. Bliskie związki z Al-Kaidą zwiększyło możliwości operacyjne tych grup i poszerzyło geograficzny zasięg ich działania. Sytuacja taka jest też korzystna dla samej Al-Kaidy, zapewniając jej dodatkowe siły i środki do planowania i prowadzenia operacji o globalnym zasięgu. Najlepszym przykładem tego mechanizmu jest zaangażowanie pakistańskich talibów z TTP w organizację (nieudanego) zamachu w Nowym Jorku w dniu 1 maja bieżącego roku.

Inne grupy (LeT, DżeM) – do niedawna jeszcze zaangażowane wyłącznie w Kaszmirze czy pakistańskim Pendżabie – dziś wysyłają już swoje zorganizowane grupy bojowe do walki w szeregach afgańskich talibów. Jednym z pierwszych, który zdecydował się na taki synergiczny związek z Al-Kaidą, był właśnie Islamski Ruch Uzbekistanu, a także wywodząca się zeń Unia Islamskiego Dżihadu (IJU). Grupy te należą dziś do jednych z najbardziej aktywnych i najszybciej rozwijających się organizacji islamskich ekstremistów w regionie Azji Południowej i Centralnej.

IMU, który jeszcze nie tak dawno uznawany był za rozbity, od ponad roku ponownie intensywnie rozwija swą działalność w Afganistanie oraz Tadżykistanie. Nieprzypadkowo zbiegło się to w czasie z uruchomieniem przez NATO nowej, uzupełniającej wobec szlaku pakistańskiego, linii transportowej zaopatrzenia dla sił ISAF, wiodącej przez Rosję i terytorium tadżyckie do Afganistanu. Afgański obszar aktywności IMU to głównie północne prowincje kraju, graniczące z Tadżykistanem i zamieszkane w większości przez etnicznych Tadżyków oraz Uzbeków. Działania bojówek ruchu w północnym Afganistanie stały się już na tyle dokuczliwe dla ISAF, że Amerykanie zmuszeni byli wydzielić niedawno spory oddział sił specjalnych, którego wyłącznym zadaniem jest wyszukiwanie i eliminacja dowódców IMU.

Generalnie, Tadżykistan i pozostałe proradzieckie państwa Azji Centralnej stanowią dla islamistów łakomy kąsek. Położone w sercu kontynentu azjatyckiego, zdominowane przez ludność muzułmańską i w większości posiadające dość trudne warunki geomorfologiczne jawią się jako idealna baza wypadowa dla dalszych działań, wymierzonych zwłaszcza przeciwko Rosji i Chinom.

Europa na celowniku

Warto zwrócić także baczniejszą uwagę na wspomnianą wcześniej Unię Islamskiego Dżihadu (IJU). Ugrupowanie to, aktywne przede wszystkim na pakistańskich terytoriach plemiennych i w południowo-wschodnim Afganistanie, jest jednak jednocześnie jednym z niewielu azjatyckich grup islamistycznych, które bardzo silnie obecne są w Europie.

IJU postawiło sobie za cel reaktywację struktur Al-Kaidy w Turcji, gdzie zostały one rozbite w połowie minionej dekady w wyniku skutecznych operacji tureckich sił bezpieczeństwa. Zakorzenienie się IJU w Turcji nie wpłynęło póki co na wzrost zagrożenia terrorystycznego w tym kraju, dało jednak temu ugrupowaniu unikalną szansę na rozszerzenie zasięgu działań bezpośrednio na obszar Europy, zwłaszcza Niemiec.

Dziś IJU ma w RFN co najmniej kilkanaście aktywnych komórek, które – podobnie jak w Turcji – zajmują się głównie werbunkiem ochotników do walki z „niewiernymi” w Afganistanie. Szacuje się, że w obozach szkoleniowych IJU i Al-Kaidy w regionie Af-Paku przebywa aktualnie ok. 100 obywateli Niemiec.

W większości są to osoby pochodzenia tureckiego lub kurdyjskiego, wielu jest jednak etnicznymi Niemcami, którzy przeszli na islam. Jeden z takich konwertytów, 23-letni Eric Breininger (alias Abdul Ghafar), zginął w kwietniu tego roku w starciu z pakistańskimi siłami bezpieczeństwa w osławionym Północnym Waziristanie. Wraz z nim śmierć poniosło kilku Uzbeków i Czeczenów, co dobrze pokazuje, jak zróżnicowany jest narodowościowy skład szeregów IJU.

Istnieją ponadto doniesienia, że ci „niemieccy talibowie” są także zaangażowani bezpośrednio w walkę z siłami ISAF na terenie południowo-wschodniego Afganistanu.

Atak w Europie kwestią czasu?

Bez wątpienia jest tylko kwestią czasu, kiedy struktury IJU zaczną kłaść większy nacisk na swoją aktywność na terenie Europy. Już w 2007 roku niemieckie służby bezpieczeństwa rozbiły spisek, zawiązany przez członków IJU (co ważne – w większości konwertytów, przeszkolonych w obozach treningowych IJU w Pakistanie), którego celem było zorganizowanie zamachu lotnisko we Frankfurcie nad Menem oraz amerykańskich żołnierzy pełniących służbę w bazie amerykańskich sił powietrznych w Ramstein.

W miarę rozwoju struktur Unii Islamskiego Dżihadu w Niemczech i Turcji, spisków tego typu będzie najpewniej coraz więcej. Sprzyjać będzie temu także zwiększanie się liczby ekstremistów, powracających do Europy z afgańsko-pakistańskiego pogranicza po przeszkoleniu w terrorystycznym „rzemiośle” w tamtejszych obozach IJU i „ostrzelaniu się” w walkach z ISAF lub pakistańskimi siłami bezpieczeństwa.

Nasilenie aktywności islamistów w Tadżykistanie (a już niedługo zapewne i w innych krajach Azji Centralnej) jest więc przede wszystkim elementem szerszych procesów charakterystycznych dziś dla światowego dżihadu. Najważniejszym z nich jest globalizacja celów i interesów lokalnych do niedawna grup muzułmańskich radykałów, które teraz – dzięki budowaniu swoistej synergii – zwiększają możliwości oddziaływania całego ruchu islamskich ekstremistów. Proces taki byłby niemożliwy, a z pewnością bardzo utrudniony i o wiele mniej skuteczny, gdyby nie stopniowe umacnianie się rebelii talibów w Afganistanie po 2004 roku. Czynnik ten, jak w domino, uruchomił całą serię wydarzeń, które w rezultacie sprawiają, że zaangażowanie militarne NATO w Afganistanie nabiera dziś całkiem nowego wymiaru. Wymiaru walki z realnym zagrożeniem bezpośrednio wymierzonym w bezpieczeństwo, spokój i stabilność Europy.

Tomasz Otłowski specjalnie dla Wirtualnej Polski

Autor jest analitykiem w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Tezy i opinie zawarte w tekście nie są oficjalnym stanowiskiem BBN, wyrażają jedynie opinie autora.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)