"Fakt": Misiewicza pogrążyły donosy. Miał oferować pracę za seks
Jak donosi "Fakt", na decyzję kierownictwa PiS o wydaleniu Bartłomieja Misiewicza z partii wpłynęła seria listów, w których na byłego rzecznika MON skarżyły się kobiety.
Jeden z listów, które miały pogrążyć Misiewicza, opublikowała niedawno "Gazeta Wyborcza". Jego autorką była uczestniczka procesu rekrutacji w PGE GEiK, kierowanej wówczas przez bliskiego Antoniemu Macierewiczowi Sławomira Zawadę. Zarówno Zawada, jak i Misiewicz mieli proponować jej pracę w zamian za usługi seksualne. Zarzuty potwierdziła podczas zeznań w prokuraturze.
Według "Faktu", nie był to jedyny list z oskarżeniami podobnej treści. Anonimowi politycy PiS mieli powiedzieć dziennikowi, że donosy na Misiewicza były faktycznym powodem powołania partyjnej komisji, która ostatecznie pozbawiła go członkostwa w partii. Komisja w której zasiedli Joachim Brudziński, Mariusz Kamiński, Marek Suski i Karol Karski orzekła, że Misiewicz "nie ma kwalifikacji do pełnienia funkcji w sferze administracji publicznej, spółkach Skarbu Państwa i innych sferach życia publicznego". W kwietniu 2017 roku zawiesiła go w prawach członka PiS.
"Fakt" twierdzi, że donosy są w partii Jarosława Kaczyńskiego "powszechnym sposobem informowania o działalności poszczególnych działaczy" a prezes ugrupowania "lubi je czytać". Oprócz oskarżeń zawartych w listach do Kaczyńskiego na Misiewiczu ciążą również zarzuty niegospodarności, powoływania się na wpływy oraz fałszowania dokumentów. W związku z toczącym się postępowaniem były rzecznik MON spędził w areszcie prawie 5 miesięcy.
Źródło: "Fakt"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl