To nie jest żart. Nie chcą, żeby płacić w rublach. Klęska Putina

Rosja zapowiedziała wycofanie swoich wojsk z Chersonia za Dniepr. Czy armia Putina próbuje w ten sposób wciągnąć Ukrainę w pułapkę? Czy zacznie bombardować albo ostrzeliwać miasto? - Wiem z niektórych źródeł, że nasze siły zbrojne nie zatrzymają się na prawym brzegu - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dziennikarz Iwan Antypenko. I opowiada o tym, co dzieje się teraz w Chersoniu.

Walki w okolicach Chersonia. Rosjanie chcą się wycofać czy tylko zastawić pułapkę?
Walki w okolicach Chersonia. Rosjanie chcą się wycofać czy tylko zastawić pułapkę?
Źródło zdjęć: © EPA, PAP | MIKHAIL METZE, POOL

"Rosja tu na zawsze" - tak w telewizji i z billboardów przekonywała mieszkańców Chersonia kremlowska propaganda. Ale gdy tylko okupacyjna władza rozpoczęła w październiku "ewakuację" na lewy brzeg, rosyjski rubel po prawej stronie Dniepru stał się niewymienialny. Nawet na stacjach benzynowych kontrolowanych przez przedsiębiorców krymskich proszono o zapłatę w hrywnach.

Teraz już oficjalnie wojska rosyjskie wycofają się z Chersonia - oświadczył w środę minister obrony Rosji Siergiej Szojgu w odpowiedzi na "propozycję" gen. Siergieja Surowikina, dowódcy wojsk rosyjskich w Ukrainie. Spektakl był transmitowany na żywo w telewizji, a niepopularną decyzję o opuszczeniu Chersonia pochwaliły nawet jastrzębie rosyjskiej polityki: czeczeński dyktator Ramzan Kadyrow i szef tzw. grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn.

"Po rozważeniu wszystkich za i przeciw generał Surowikin dokonał trudnego, ale słusznego wyboru między bezsensowną ofiarą, która ma na celu głośne raporty, a ratowaniem bezcennego życia żołnierzy" - napisał Kadyrow, jakby życie w jego kraju nagle nabrało wartości.

Już wcześniej rosyjski opozycyjny portal Meduza dotarł do "przekazów dnia" rosyjskich propagandystów - jak mają uzasadniać wycofanie się z jedynej zajętej w tym roku stolicy regionu Ukrainy. "Kijów nie będzie się liczył z własnymi stratami, jest gotowy rzucić dziesiątki tysięcy swoich żołnierzy. Wojska rosyjskie starają się ratować życie cywilów i wojskowych" - ma udowadniać propaganda.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Wycofują się, ale chcą też wyrządzić jak największe szkody"

Zdaniem Ukrainy to "inscenizacja". Jak powiedziała rzeczniczka ukraińskiego Dowództwa Operacyjnego "Południe" Natalia Humeniuk, na temat wyzwolenia Chersonia jest jeszcze za wcześnie. Jej zdaniem Rosjanie próbują ratować twarz swoich przywódców, starając się pokazać, że "ludność cywilna zostanie ocalona".

Chersoński dziennikarz Iwan Antypenko znajduje się obecnie na terytorium kontrolowanym przez armię ukraińską, od września obserwuje ofensywę na tym kierunku. W rozmowie z Wirtualną Polską także zachowuje ostrożność co do wycofania się rosyjskich wojsk z Chersonia.

- Rzeczywiście nie ma już władz okupacyjnych, pozostali tylko wojskowi. W ostatnim czasie jest trudny dostęp do miasta, wysadzono kilka mostów i najprawdopodobniej zrobili to Rosjanie. Możemy założyć, że wycofują się z części swoich pozycji, ale wygląda to na zorganizowaną defensywę. Nie można wykluczyć, że są pułapki, aby wyrządzić jak największe szkody naszym siłom zbrojnym.

Antypenko dodaje, że w ostatnich tygodniach Rosjanie ściągnęli na prawy brzeg obwodu chersońskiego nowo zmobilizowanych wojskowych. - Nikt jeszcze nie wie, jak intensywny będzie ruch wyzwolenia Chersonia i całego obwodu. Wszystko zależy od konkretnych starć na różnych punktach frontu - mówi dziennikarz.

Na ulicach Chersonia jest bardzo mało ludzi

Zdaniem Antypenki, Rosjanie szykowali się do "niepopularnych decyzji w Chersoniu" (mówił o tym Surowikin, obejmując dowodzenie wojną w Ukrainie) poprzez akcję "Ewakuacja", czyli przewiezienie ludności z prawego brzegu Dniepru na lewy.

- Teraz wydaje się, że Chersoń zastygł w oczekiwaniu na to, co się stanie. Ludzi jest bardzo mało, choć i wcześniej nie było ich wielu. Administracja okupacyjna podała, że od 20 października deportowała aż 115 tysięcy osób, ale to jest fikcja na potrzeby raportowania dowódcom. Znam pojemność łodzi i częstotliwość ich pływania, policzyłem, okazało się, że mogli wywieźć maksymalnie 10 tys. osób. To przeważnie starsi ludzie, ponieważ było wiele komunikatów wzywających do natychmiastowego opuszczenia Chersonia pod pretekstem, że "ukraiński naziści" i "ukraiński Wehrmacht" zbombardują wszystkich - mówi.

Dziś Chersoń jest opustoszały, ruch jest jedynie na bazarach i stacjach benzynowych. Żywność jest, choć bardzo droga, bo są problemy z dostawami. Brakuje leków.

- Myślę, że ta ewakuacja była częścią medialnego przekazu. Rosjanie chcieli pokazać, że "uratowali wszystkich swoich". Ale więcej mieszkańców próbowało wyjechać na terytorium kontrolowane przez Ukrainę - mówi Antypenko.

Część mieszkańców pozostała mimo wszystko w Chersoniu. Przede wszystkim ci, którzy jeszcze w marcu, kiedy miasto było zajęte przez Rosjan, zdecydowali się w ogóle nie wyjeżdżać.

- Niektórzy mają chorych rodziców, inni są mało mobilni. Ale są też tacy, którzy postanowili poczekać na Siły Zbrojne Ukrainy. W Chersoniu jest wielu ludzi, którzy mimo propagandy rozumieją sytuację, czekają na uwolnienie. Znam takich nauczycieli czy lekarzy, niektórzy z nich zostali i pracowali zdalnie, wspierali siły zbrojne i pomagali na wszelkie sposoby. Zostali, ponieważ Chersoń nie był tak mocno bombardowany, a naloty odbywały się w miejscach, gdzie stacjonowało rosyjskie wojsko - podkreśla dziennikarz.

Miny są wielkim wyzwaniem dla armii i dla cywilów

Antypenko odwiedza wyzwolone terytoria obwodu chersońskiego i mówi, że w okolicznych miasteczkach dochodzi do bardzo dużych zniszczeń. - W Wielkiej Ołeksandriwce w Archangielskim prawie na każdej ulicy znajduje się zniszczony dom, niektórych nie da się już odbudować. Rosjanie zajmują budynki administracyjne, szkoły. Po ich odejściu są doszczętnie zrujnowane. W wielu wyzwalanych teraz miejscowościach nie ma elektryczności, gazu, ponieważ linie są zniszczone w dziesiątkach miejsc. Jednocześnie nasze ekipy remontowe starają się wszędzie dotrzeć - relacjonuje.

Ukraińskie służby, publiczne i prywatne, starają się jak najszybciej przywrócić komunikację, dostawy energii czy zasięg komórkowy. Dla przykładu: w znajdującej się blisko linii frontu Wielkiej Ołeksandriwce zasięg już jest, mimo że w mieście trwa ostrzał artyleryjski.

Jak mówi Antypenko, do wyzwolonych miast wracają mieszkańcy. Nie mają złudzeń łatwego życia, ale chcą wspólnie przywrócić porządek. - W Wysokopilii jest bardzo piękna szkoła, widziałem, jak ludzie zgromadzili się razem, żeby ją posprzątać, łatać okna. Ludzie starają się robić wszystko, co można zrobić własnymi rękami i z pomocą dostępnych materiałów. Wolontariusze z różnych organizacji również dostarczają żywność, choć oczywiście nie codziennie - podkreśla.

Wiele terytoriów jest zaminowanych. - Mam znajomego, inżyniera materiałów wybuchowych. Mówi, że to będą lata rozminowywania. Specjaliści rozminowują główne ulice i drogi, a jest jeszcze dużo min przeciwpiechotnych i niewybuchów z artylerii lufowej i rakietowej. Niestety, pojawiają się doniesienia, że ludzie natrafiają na miny i giną nawet po wyzwoleniu miast - opowiada.

"Drugi Nikopol"

Siły Zbrojne Ukrainy w ostatnich miesiącach systematycznie uderzały w obiekty infrastrukturalne wykorzystywane przez Rosjan i w ich magazyny. Jak mówi Antypenko, od wtorku trwają walki o Snihuriwkę na prawym brzegu Dniepru, która otwiera drogę w kierunku Chersonia. - To węzeł komunikacyjny, był na ich drodze na początku marca, chcieli ominąć Mikołajów i pójść na Odessę, ale nic z tego nie wyszło - przypomina dziennikarz.

I przyznaje, że choć emocjonalnie "naprawdę chce wrócić do domu", jest jeszcze wiele niewiadomych. - Są dwa warianty. Albo Rosjanie spróbują wciągnąć naszą armię głębiej na prawy brzeg, by zadać jak najwięcej szkód, albo chcą zrobić z Chersonia nowy Nikopol [miasto po drugiej stronie Dniepru od Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej, codziennie ostrzeliwane - red.], który będzie atakowany z drugiego brzegu, bo w tych miejscach armii ukraińskiej jest niezwykle trudno forsować rzekę, jest za szeroka.

Istnieją też inne możliwości wyzwolenia lewego brzegu obwodu chersońskiego, np. poprzez ofensywę na kierunku zaporoskim. Obecnie armia ukraińska walczy w okolicy Wasyliwki, po drodze na Melitopol, systematycznie niszcząc zaopatrzenie armii rosyjskiej na tym kierunku. O ile z przecieków rosyjskich wiemy, że wyreżyserowane odejście z Chersonia ma być przyczynkiem do zamrożenia konfliktu i rozmów pokojowych, to Ukraina nie daje się namówić na taki scenariusz.

- Nie mogę zdradzić szczegółów, ale z niektórych źródeł wiem, że nasze siły zbrojne nie zatrzymają się na prawym brzegu Chersonia - konkluduje Iwan Antypenko.

Czytaj też:

Igor Isajew dla WP Wiadomości

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainieobwód chersońskiwojna
Wybrane dla Ciebie