Eurowybory nie poszły po myśli Putina. Jednak Rosja nie zrezygnuje z osłabiania UE
Ugrupowania korzystające ze wsparcia, albo przynajmniej sympatii, Władimira Putina chwalą się sukcesami w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Jednak wpływy Moskwy w Europie nie wzrosną. Kluczową rolę odegra pozornie przegrany prezydent Emmanuel Macron.
28.05.2019 | aktual.: 28.05.2019 19:50
Prezydent Władimir Putin lubi powtarzać, że "dekadencja" doprowadzi do upadku Europy. Nie zamierza przy tym biernie czekać, aż UE zapadnie się pod własnym ciężarem i aktywnie wspiera rozmaite ugrupowania, które mają ten proces przyspieszyć. Na liście eurosceptyków cieszących się sympatią, a czasem korzystających ze wsparcia finansowego Kremla, są brexitowcy Nigela Farage’a, francuscy narodowcy Matteo Salviniego, Marine Le Pen i Alternatywa dla Niemiec (AfD)
.
Wszystkie te ugrupowania mogą cieszyć się z wyników głosowania do Parlamentu Europejskiego. Poniżej oczekiwań wypadła AfD z 11 proc. poparciem, czyli bez przełomu choć utrzymała poziom popularności, zwłaszcza w Niemczech Wschodnich. Z kolei Partia Brexitu otrzymała jedną trzecią głosów w Wielkiej Brytanii i wygrała wybory podobnie jak w 2014 r. UKIP, poprzednie eurosceptyczne ugrupowanie Farage’a. Jeszcze lepiej wypadła włoska Liga z poparciem sięgającym 35 proc. Salvini, który po Moskwie chodził w koszulce ze zdjęciem Putina, teraz z różańcem w ręku obiecuje uzdrowienie UE.
Ze zwycięstwa cieszy się Marine Le Pen, której Front Narodowy wygrał wybory we Francji z wynikiem 23,4 proc., co wielu komentatorów uznało za policzek dla prezydenta Macrona. To jednak sukces połowiczny. Przed pięciu lat FN zdobył o ponad 1 punkt procentowy więcej. Ponadto miliony głosów oddanych na francuskich i innych eurosceptyków w praktyce nie zwiększą ich wpływu na politykę UE.
Pomimo tego, że z prawej strony PE zasiądzie większa liczba deputowanych niż dotychczas, to realnymi zwycięzcami są liberałowie i zieloni. Ugrupowania te nie tylko w sposób znaczący zwiększyły liczbę mandatów, ale także pełnią rolę języczka uwagi. Od ich głosów, a nie od polityków na prawo od chadecji, zależeć będzie skład Komisji Europejskiej i polityka Wspólnoty.
Sukces Zielonych i Liberałów
W rezultacie realny sukces wyborów na poziomie wspólnoty ma twarze byłego premiera Belgii Guy’a Verhofstadt’a i prezydenta Macrona. Ten drugi już rozpoczął zakulisowe rozmowy w sprawie obsadzenia kluczowych stanowisk w Brukseli, w tym następców Donalda Tuska i Jean-Calude’a Junckera.
Wybory do Parlamentu Europejskiego 2019 zostały wyraźnie przegrane przez tradycyjnie najsilniejsze ruchy polityczne, czyli chadeków i socjalistów. Jednak przesunięcie się sympatii ponad 500 mln wyborców w lewo i prawo nie doprowadzi do rozpadu Wspólnoty, a arytmetyka koalicyjna jest nieubłagana.
W PE zasiada 751 deputowanych. Oznacza to, że porozumienie tzw. "sił demokratycznych", czyli konserwatywnej Europejskiej Partii Ludowej, lewicowych Socjalistów i Demokratów, Zielonych oraz Liberałów wzmocnionych przez sojuszników Macrona, uzyska stabilną większość 506 mandatów. W tej sytuacji ugrupowaniom na prawo od chadeków i na lewo od socjalistów, w tym politykom PiS, przypadnie rola opozycji bez większego znaczenia. Z tego powodu Warszawa nie powinna też liczyć na obsadzenie stanowiska wpływowego członka Komisji Europejskiej.
Brexit, jeżeli kiedyś do niego dojdzie, nie będzie już szokiem, a partie sympatyzujące z Rosją nie mają też siły zdestabilizowania PE. Nie oznacza to jednak, że prezydent Putin przestanie wspierać radykałów, żeby "rozbujać" europejską łódkę. Skoro nie udało się to na poziomie wyborów do Parlamentu Europejskiego, to Moskwa i jej fabryki trolli mogą i zapewne będą robić w ramach kampanii krajowych.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl