Europejscy dziennikarze o Polsce: Komisja powinna reagować wcześniej. Teraz wzmocni Kaczyńskiego i Orbana
Decyzja Komisji Europejskiej o uruchomieniu artykułu 7 wobec Polski odniesie skutek przeciwny do zamierzanego. Orban z pewnością zablokuje ewentualne sankcje. Nie z powodu zasad, ale dlatego, że byłby głupi, gdyby tak nie zrobił - mówi WP węgierski dziennikarz Janos Szeky.
Komisja Europejska zdecydowała o uruchomieniu procedury przewidzianej w artykule 7 traktatu o Unii Europejskiej. To dopiero jednak pierwszy krok, bo aby nałożyć na Polskę sankcje, państwa członkowskie będą musiały wykazać się jednomyślnością. Dlatego też kluczowa będzie postawa Węgier. Premier kraju Viktor Orban wielokrotnie deklarował, że zagłosuje przeciwko sankcjom. W środę to samo zadeklarował wicepremier Zsolt Semjen. Ale czy aby na pewno polski rząd może liczyć na Węgry?
- Może - odpowiada WP dziennikarz tygodnika "Élet és Irodalom" Janos Szeky. Jak tłumaczy, mniej z powodu pryncypialnego podejścia, niż z własnego interesu.
- Orban osobiście dał Kaczyńskiemu słowo, że zagłosuje przeciwko sankcjom. Co prawda to samo obiecywał w przypadku głosowania w sprawie przyszłości Donalda Tuska - i Kaczyński był głupi, że mu wtedy zaufał - ale teraz Orbanowi nie opłaca się czynić z Kaczyńskiego wroga. Ta sprawa jest znacznie bardziej poważna - mówi Szeky. - W tym przypadku, jeśli Polska przegra to głosowanie, nie będzie mogła zgłosić weta, kiedy przyjdzie kolej na głosowanie w sprawie Węgier - dodaje.
Węgierski dziennikarz uważa, że Komisja równie dobrze mogłaby zastosować podobne procedury przeciwko rządowi Orbana, który przeprowadzał podobne zmiany w wymiarze sprawiedliwości i Trybunale Konstytucyjnym. Ale jak mówi, KE straciła swoją szansę, a obecny krok nie zmieni zachowania Warszawy i Budapesztu.
- Orban prowadził tak samo nieliberalną politykę, a do tego jego system jest pełny korupcji i zaprzyjaźniony z Putinem. Gdyby Europejska Partia Ludowa, do której należy Fidesz, wcześniej nie chroniła Orbana, mogłaby wyznaczyć precedens i dać przykład rzeczywistych działań przeciwko autorytarnym rządom. Teraz Brukseli pozostały same złe opcje. Orban zawetuje sankcje i razem z Kaczyńskim wyjdą z tego silniejsi niż zwykle - mówi Szeky.
Częściowo z tą oceną zgadza się Jeremy Cliffe, korespondent tygodnika "The Economist". Według niego, uruchomienie procedury wobec Polski, a nie Węgier "z pewnością wygląda na hipokryzję".
Jak przewiduje Cliffe, Polska nie zostanie objęta sankcjami. Ale nasz kraj mogą spotkać inne konsekwencje. Te najbardziej odczuwalne będą dotyczyć nowego wieloletniego budżetu UE na lata 2020-2027.
- Zachowanie polskiego rządu zdecydowanie utrudnia politykom w krajach dopłacających do budżetu uzasadnianie dlaczego potrzebne są fundusze regionalne - wyjaśnia w rozmowie z WP dziennikarz.
Jak dodaje, z perspektywy Berlina sytuacja staje się coraz bardziej alarmująca.
- Niemiecka klasa polityczna martwi się, że Unia "traci" Polskę i Węgry, nie tylko na rzecz populistów w tych krajach, ale także na rzecz innych potęg jak Chiny i Rosja. Mówię tu na przykład o projekcie "Międzymorza", który jest postrzegany jako próbę podważenia pozycji Niemiec - mówi Cliffe. - Ale panuje też poczucie, że sytuacja polityczna w Polsce nie zmieni się szybko i grożenie palcem tylko wzmocni PiS. Dlatego Merkel znacznie mniej chętnie wprowadziłaby sankcje niż Francja - dodaje.