Estonia usuwa sowieckie pomniki. Jest reakcja Kremla
W czwartek rząd w Tallinie zdecydował, że sowieckie pomniki znikną z przestrzeni publicznej Estonii tak szybko jak to możliwe. W piątek sprawę skomentował rzecznik Kremla. - Uważamy to za oburzające. To wojna z historią, z naszą wspólną historią i pozbywanie się pomników tych, którzy uratowali Europę przed faszyzmem - powiedział kłamliwie Dmitrij Pieskow.
Rzecznik Kremla oświadczył, że Rosja "zdecydowanie potępia" plany Estonii, ale - jak dodał - nie może im przeciwdziałać.
Pieskow wyraził nadzieję, że część monumentów uda się uratować. - Są różne stowarzyszenia - historyczne i inne. Może będą jakieś propozycję z tej strony, by nie niszczyć tych pomników, albo jakoś przenieść je do nas - powiedział rzecznik Kremla.
"Nie" dla sowieckich pomników. Estonia zdecydowała
Decyzję o demontażu pomników gloryfikujących sowiecki reżim ogłosiła premier Estonii Kaja Kallas. Zaznaczyła, że wśród usuwanych obiektów będzie czołg T-34 w Narwie na granicy z Rosją.
- Czołg to broń do zabijania, to nie jest upamiętnienie. Takie same czołgi teraz zabijają ludzi na ulicach Ukrainy - oświadczyła.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: tak Ukraina broni Charkowa. Rakiety "VERBA" w akcji
Wedle szacunków, w Estonii znajduje się od 200 do 400 komunistycznych pomników. To głównie pozostałość z lat 1940-1991, gdy tereny te były częścią Związku Radzieckiego. Estonia, podobnie jak pozostałe państwa bałtyckie, które były niepodległe przed II wojną światową, została przymusowo wcielona do ZSRR.
Do odzyskania niepodległości w 1991, Estończycy zmagali się z represjami ze strony uległych wobec Moskwy władz. Dyskusja o losie pozostałych po tym okresie pomników trwa w Estonii od lat.
Przeczytaj też:
Źródło: "Rzeczpospolita"
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski