PolitykaErdogan jedna się z Putinem. Taktyczna zagrywka czy początek antyzachodniego partnerstwa?

Erdogan jedna się z Putinem. Taktyczna zagrywka czy początek antyzachodniego partnerstwa?

• Pierwsze od dwóch lat spotkanie Erdogan - Putin zwiastuje nowe otwarcie w stosunkach obu krajów
• Okazją do pojednania się przywódców okazał się nieudany pucz
• Wizyta w Rosji może być początkiem strategicznego zwrotu Ankary w kierunku Moskwy
• Na przeszkodzie stoi cały szereg sprzecznych interesów obu krajów

Erdogan jedna się z Putinem. Taktyczna zagrywka czy początek antyzachodniego partnerstwa?
Źródło zdjęć: © AFP | ERIC FEFERBERG
Oskar Górzyński

09.08.2016 | aktual.: 09.08.2016 19:10

Jeszcze kilka miesięcy temu Recep Tayyip Erdogan był dla Rosjan wrogiem numer jeden, niemal non-stop demonizowanym w państwowych mediach jako największy sponsor Państwa Islamskiego, eksportujący do Rosji celowo rakotwórcze produkty i watażka na usługach Waszyngtonu, który chce doprowadzić do wojny z Rosją. Do wojny zresztą było blisko, bo napięcie między autokratycznymi liderami - szczególnie w kwestii Syrii - były ogromne. Tak duże, że w grudniu prezydent Rosji Władimir Putin zarzekał się, że pojednanie z Turcją będzie właściwie niemożliwe tak długo, jak Erdogan będzie nią rządził.

Dziś już takich oskarżeń nie słychać. We wtorek słychać było za to instrumenty orkiestry grającej na powitanie tureckiego prezydenta i ciepłe słowa, jakimi powitał Władimir Putin gościa w swoim rodzinnym mieście, Sankt-Petersburgu. Jeszcze cieplej o gospodarzu wyrażał się Erdogan, który wyraźnie jest stroną, której bardziej zależy na pojednaniu. Pierwszy krok zrobił jeszcze w lipcu, kiedy przeprosił Rosję za zestrzelenie rosyjskiego bombowca u swoich granic. Tym, co utwierdziło perspektywy odnowienia przyjaznych stosunków między autokratami, była jednak nieudana próba zamachu stanu.

- Podczas tych zdarzeń Putin zadzwonił do mnie już na drugi dzień. Powiedział, że był przeciwko i pozostanie po naszej stronie. Wspominam jego szlachetną postawę z wdzięcznością i chce mu podziękować w imieniu moim i całego narodu tureckiego - powiedział w wywiadzie dla agencji TASS.

Jak mówi WP Karol Wasilewski, ekspert z Centrum Inicjatyw Międzynarodowych, z tureckiej perspektywy Rosjanie zareagowali znacznie bardziej zdecydowanie i przyjaźnie niż ich zachodni sojusznicy i zostało to przez wszystkich zauważone.

- Przed puczem większość ekspertów powątpiewała, by było możliwe przywrócenie stosunków turecko-rosyjskich do normalnego poziomu, uznając że problemy i różnice między dwoma krajami są zbyt duże. Jeszcze podczas szczytu NATO Erdogan apelował, by nie pozwolić na zrobienie z Morza Czarnego rosyjskiego jeziora - mówi Wasilewski. - Dziś to brzmi jak odległa przeszłość. Po nieudanym zamachu stanu ta równowaga zmieniła się na korzyść Rosji - dodaje.

Najwyraźniej tę różnicę widać w retoryce. Tureccy politycy nie szczędzą krajom Zachodu gorzkich słów - a szczególnie swojemu najważniejszemu sojusznikowi, Stanom Zjednoczonym. Minister Pracy Suleyman Soylu wprost powiedział nawet, że to Waszyngton stał za nieudanym zamachem(choć sam Erdogan łagodził potem tę wypowiedź). Antyzachodnia retoryka nie jest niczym nowym w przypadku przedstawicieli Partii Sprawiedliwości i Rozwoju. To dla AKP użyteczne narzędzie na potrzeby polityki wewnętrznej, a także do wywierania nacisku na Zachód. Jednak tym razem wypowiedzi tureckich polityków są znacznie ostrzejsze i bardziej emocjonalne. Czy oznacza to, że Turcja zmierza w stronę głębokiej reorientacji swojej polityki?

Na to z pewnością liczy Putin.

- Po stronie Rosji wyraźnie widzimy poczynania zmierzające do wykorzystywania narracji o zachodniej zdradzie i o tym, że to USA stoją za puczem. Od dawna wiadomo, że celem Rosji jest rozbicie Sojuszu Północnoatlantyckiego i widać, że chce skorzystać z obecnej sytuacji - zauważa Wasilewski. Czy to wystarczy, by przeciągnąć Turcję na swoją stronę?

- Turcja jest mocno zakorzeniona w strukturach zachodnich. Takie mocne przechylenie byłoby gigantyczną transformacją tureckiej polityki zagranicznej. Owszem, takie transformacje zdarzają się, zwykle wskutek pewnych traum. Wydawało się, że taką traumą może być Syria, gdzie Amerykanie, wspierając Kurdów, nie zachowali się jak sojusznik. Teraz pojawia się pytanie, czy tą traumą nie będzie ten nieudany zamach stanu - mówi ekspert CIM. - Ale pamiętajmy, że ten obecny zwrot nie wziął się z siły, tylko ze słabości tureckiej polityki zagranicznej. Dlatego równie dobrze może to być tylko kolejny taktyczny zwrot, pokazujący, że Turcja ma alternatywy i że trzeba ją traktować poważnie - dodaje.

Reorientacja tureckiej polityki w stronę Rosji byłaby tym trudniejsza, że choć oba kraje łączą głębokie powiązania gospodarcze (ich symbolem jest budowana przez Rosjan elektrownia atomowa Akkuyu, której budowa została wstrzymana po zestrzeleniu rosyjskiego Su-24), to dzieli cały szereg spraw strategicznych w polityce zagranicznej oraz stulecia historycznej wrogości. Moskwa i Ankara wspierają przeciwne strony konfliktu na Kaukazie, w Górskim Karabachu, na Cyprze i przede wszystkim w Syrii. Eksperci wskazują też na asymetrię turecko-rosyjskich relacji.

- Jeśli ktoś w Waszyngtonie martwi się perspektywą antyzachodniego partnerstwa Turcji i Rosji, może pocieszyć się faktem, że im Rosja staje się silniejsza, tym będzie mniej wygodnym partnerem dla Turcji, a ich interesy w wielu kwestiach są bezpośrednio sprzeczne - uważa Nicholas Danfort, amerykański analityk ds. Bliskiego Wschodu.

Największą kością niezgody jest Syria. Jak ujawnił we wtorek "Financial Times" w zeszłym tygodniu Turcja wsparła ofensywę rebeliantów w Aleppo przeciwko oblegającym miasto siłom reżimu Baszara al-Asada aktywnie wspieranym z powietrza przez Rosję. Wśród sił rebelii główną rolę odgrywał tam Front Podboju Lewantu, czyli grupa jeszcze niedawno oficjalnie będąca częścią Al-Kaidy, która nieustannie jest na celowniku rosyjskiego lotnictwa. Co więcej, Rosja - podobnie jak USA - wspiera także powiązanych z Partią Pracujących Kurdystanu (partyzantkę uznawaną przez Turcję i USA za organizację terrorystyczną) syryjskich Kurdów, których Ankara uważa za egzystencjalne wręcz zagrożenie. W końcu, oba kraje różni też stosunek do syryjskiego dyktatora Baszara al-Asada. Turcy stale upierają się, że Asad musi odejść, Rosjanie wiernie go wspierają. W takiej sytuacji turecko-rosyjskie zbliżenie wydaje się arcytrudne. Ale być może nie niemożliwe. Tak przynajmniej twierdzi sam turecki prezydent. - Rosja jest fundamentalnie
kluczowym graczem, jeśli chodzi o ustanowienie pokoju w Syrii. Wierzę, że musimy rozwiązać ten kryzys przy współpracy Rosji i Turcji - powiedział Erdogan agencji TASS.

Eksperci nie wykluczają, że do porozumienia rzeczywiście może dojść. Z jednej strony, rosyjskie poparcie dla Kurdów - traktowanych przez Moskwę czysto instrumentalne - nie musi trwać wiecznie. Z drugiej strony, pozostanie Asada (przynajmniej tymczasowe) w powojennym układzie w Syrii wydaje się nieuniknione - a Turcja jeszcze przed puczem wysyłała sygnały mogące świadczyć o tym, że może się z tym pogodzić. Jak zauważa Wasilewski, takie porozumienie mogło by być potencjalnie korzystne dla obu stron.

- Ewentualnie dogadanie się z Rosją pozwoli Turcji działać na terenie północnej Syrii, walcząc z Państwem Islamskim, ale też zabezpieczając tam swoje interesy. Wszystko jednak zależy od tego, czy ten turecki zwrot to zagrywka taktyczna, czy strategiczna - podkreśla ekspert.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (24)