Emocjonalny list policjanta. "Co my mamy z tym wspólnego?"
Do służby w policji wstąpił na początku lat 90. Do oddziału prewencji. Czy był pewien swojej decyzji? Miał wiele wątpliwości. Wszystko zmieniło się jednego dnia. Szybka akcja, złapany złodziej, odzyskana torebka. W niej niewiele, ale radość kobiety ogromna. Wtedy już wiedział, że chce być policjantem. Otrzeźwienie przyszło równie szybko, jak zapał do pracy. Dwa lata temu napisał do siebie list. Dziś, pod wpływem emocji, chce, by przeczytali go inni.
20.12.2016 | aktual.: 20.12.2016 17:27
"Zbyt często słyszałem, że jestem zomowcem, gestapowcem. Czasem nie od bandytów, a od "zwykłych" ludzi. Nie mogłem zrozumieć dlaczego. Starsi koledzy tłumaczyli, że to minie, że to wszystko przez pamięć o "Wujku" i o innych niesławnych sprawach z przeszłości. Że trzeba albo uzbroić się w grubą skórę, albo zrezygnować" - czytamy w liście przesłanym do Wirtualnej Polski.
Zrozumiał, że warto skupić się na sukcesach. Doskonalił swoje umiejętności i mimo wielu nieprzyjemności, czerpał z pracy satysfakcję. Wspomina służby, te spokojne i te bardziej niebezpieczne. Po pięciu latach pracy wątpliwości powróciły.
"Co my mamy z tym wspólnego?"
"W czasie służby, tak jak staliśmy, nagle powrót do jednostki. Pobraliśmy sprzęt, wyjazd do Warszawy, będzie najazd górników. Kto wtedy miał telefon komórkowy? Nawet nie było jak powiadomić rodziny. Od rana staliśmy w szyku na ulicach stolicy. Prawdziwa wojna, chaos, tylu rannych kolegów. I te kłębiące się myśli, dlaczego? W czym my zawiniliśmy? Dlaczego to nas atakują? Co my mamy wspólnego z tym protestem? I to szaleństwo w oczach tych, którzy próbowali nas zmieść z powierzchni ziemi. Jednemu z kolegów, muzykowi policyjnej orkiestry, przebito piką krtań. Przez wiele dni walczył o życie, potem przez długie miesiące o zdrowie" - pisze policjant, który chce zachować anonimowość.
Od tamtej pory, niezależnie od partii, która właśnie przejęła władzę, jeszcze wiele razy stał w szyku podczas protestów i manifestacji. "Wielu mówi o nas, że jesteśmy zbrojnym ramieniem rządzących, że jesteśmy na ich usługach, że bronimy ich racji. To się nie zmienia nigdy. Takie twierdzenia padają zawsze, niezależnie od tego, jaka partia aktualnie sprawuje władzę. A prawda jest zupełnie inna. Tak, rządy nam płacą, łożą środki na utrzymanie policji. Ale my służymy społeczeństwu, innym ludziom, niezależnie od zmian na szczytach władzy" - czytamy w liście.
"Żaden, nawet najbardziej słuszny protest, największa frustracja, nie może być usprawiedliwieniem dla zamachów na życie i zdrowie policjantów, dla podpalania, obrzucania ich kostką brukową, nakrętkami śrub ukrytymi w śnieżnych kulkach, petardami" - dodał.
"Pozwólcie nam służyć"
Policjant odniósł się także do ostatnich zarzutów wobec policji, która zabezpieczała demonstracje pod gmachem Sejmu. Uczestnicy zgromadzenia oraz część parlamentarzystów zarzucała funkcjonariuszom bezprawne użycie siły wobec demonstrantów blokujących wyjazd z Sejmu samochodów Jarosława Kaczyńskiego, Beaty Szydło i posłów PiS.
"Każde tego typu działanie jest dla policjantów bardzo trudne. Bo wszyscy wiemy, że niezależnie od przebiegu sytuacji i tak dla wielu to policja będzie winna. Bo wkrada się tu polityka. Albo jesteśmy za daleko, albo za blisko. Albo reagujemy zbyt szybko, albo zbyt opieszale. A może można było zadziałać inaczej?(…)My reagujemy siłą dopiero wtedy, kiedy inaczej już się nie da" - pisze policjant.
Dodaje także, że każdy z nich wolałby patrolować ulice miast czy dbać o to, by mieszkańcy mogli bezpiecznie wrócić po pracy do domu. Pilnować porządku na meczu, by kibice mogli na trybunach zasiąść z dzieciakami. "Pozwólcie nam służyć, być policjantami. Nie stawiajcie nas w sytuacjach, gdy praktycznie nie ma żadnego wyboru, a potem nie zrzucajcie na nas odpowiedzialności za to, co od nas niezależne. Nie mam złudzeń, że ten tekst cokolwiek zmieni. Ale może choć jedna osoba na dziesięć zastanowi się nad tym, co przeczytała, zanim podejmie decyzję, zanim oceni" - kończy list policjant.