Ekspert o słowach Putina. "Donbas może być elementem nacisku"
Władimir Putin po spotkaniu z Olafem Scholzem zapewniał, że nie chce wojny w Europie, ale "odpowiedź USA i NATO na nasze żądania gwarancji bezpieczeństwa nas nie satysfakcjonuje". Były ambasador RP w Kijowie Jan Piekło ocenił, że na konferencji padły kluczowe słowa dotyczące NATO, a Donbas może być jedynym elementem nacisku, który może, ale nie musi zostać wykorzystany przez Putina.
15.02.2022 | aktual.: 15.02.2022 21:36
- Oczywiście nie chcemy wojny - zapewniał podczas wtorkowej konferencji prasowej prezydent Rosji Władimir Putin po trwającym trzy godziny spotkaniu z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem. Jan Piekło, były ambasador RP w Kijowie w rozmowie z Wirtualną Polską zwraca uwagę na kluczowe słowa wypowiedziane przez Putina dotyczące NATO.
- Byliśmy świadkami wojny w Europie, była to wojna rozpoczęta przez blok NATO - duża operacja wojskowa z wykorzystaniem bombardowań w stosunku do jednej ze stolic europejskich, czyli w stosunku do Belgradu. Coś takiego już było - odparł Putin. - To bardzo zły przykład, ale miał on miejsce - dodał rosyjski przywódca.
- W pewnym momencie Putin jako przykład agresywnego zachowania NATO i groźby wojny, która wisi nad Europą, wskazał na wydarzenia z czasów wojny w Jugosławii, gdzie dzięki NATO tę wojnę udało się skończyć. Rzeczywiście doszło tam do punktowych bombardowań, które sprawiły, że prezydent Jugosławii Slobodan Milošević musiał się zgodzić na pewne warunki - zaznacza Jan Piekło. Milošević zgodził się m.in. na wcześniejsze wybory i podał się do dymisji.
Scenariusze Putina
Władimir Putin, komentując wniosek niższej izby parlamentu Rosji, Dumy Państwowej, o uznanie niepodległości separatystycznych struktur, tzw. republik ludowych w Donbasie, zapewnił, że większość Rosjan wspiera mieszkańców Donbasu. Oświadczył, że Moskwa uważa wydarzenia w Donbasie za "ludobójstwo".
Zdaniem byłego ambasadora RP w Kijowie Putin ma przygotowanych kilka planów, ale posiada także niezwykłą zdolność do "łączenia różnych scenariuszy w jeden".
Zobacz także
- Niewykluczone, że może się rozpocząć coś, co będzie miało formę agresji, ale niekoniecznie musi być to pełoskalowa wojna, do której Rosja nie jest całkiem przygotowana. To byłyby mordercze sankcje i ofiary również po stronie rosyjskiej - wskazuje Piekło.
Jak zauważa ekspert, po tym, jak z Donbasu wycofali się uczestnicy misji monitoringowej OBWE, nie ma kto sprawować kontroli nad regionem, a także utrzymać rozejmu.
- Może się tak stać, że ukraińskie wojsko zdecyduje się wejść w tą pustkę i zabezpieczyć swoich obywateli co może zostać potraktowane jako agresja przeciwko Rosji i rosyjskim separatystom. Jednocześnie będzie to hasło do uderzenia ze strony rosyjskiej. Albo wejdą tam Rosjanie i zrobią dokładnie to samo - uważa Piekło.
Niezrealizowane plany Putina
Nasz rozmówca zwraca uwagę, że Putin może dążyć do uzyskania tego, co jeszcze mu się nie udało, czyli utworzenia korytarza lądowego od Mariupola po Krym. - Świadczy o tym duża koncentracja floty łącznie z okrętami desantowymi, które w tej chwili są obecne w portach czarnomorskich i to stwarza niebezpieczeństwo. Taka wersja również jest obecna wśród ekspertów - wskazuje Piekło.
Zobacz także
Zdaniem byłego ambasadora jest jeszcze groźba wspomagającego ataku od strony białoruskiej, gdzie odbywają się ćwiczenia. - To może być ważny polityczny sygnał, który Kreml chciał wysłać światu. "Nie jesteśmy sami, bo jest nasz sojusznik", czyli będziemy mieć swoje wojska i bazy wojskowe na Białorusi - wskazuje Piekło.
Media: atak na Ukrainę w środę o 1 w nocy
Jak podał dziennik "The Sun", powołując się na informacje uzyskane w amerykańskim wywiadzie, do ataku na Ukrainę mogłoby dojść w nocy z wtorku na środę. Zdaniem naszego rozmówcy to kontrolowane przecieki do mediów, które mają uświadomić Putinowi, że "Zachód wie więcej, niż mu się wydaje".
- Waszyngton nauczył się operować tymi samymi technologiami co Rosja i w tej chwili, ponieważ są informacje z nasłuchów, wywiadów to robione są kontrolowane przecieki, co niezwykle może dekoncentrować Putina, który nie za bardzo wie, co ma zrobić. On ma różne komunikaty w różnych formach. Nastawiał Niemcy i Francję przeciwko innym krajom UE, przeciwko Polsce czy Stanom Zjednoczonym, a teraz mu się wyczerpały środki, bo okazuje się, że dzięki sprawności administracji amerykańskiej zachód mówi jednym głosem i mimo tego, że Scholz ma inne poglądy, a nawet całkiem inne w stosunku do Rosji to musiał zachować wspólny front, bo taka była umowa - wskazuje Piekło.
Zdaniem eksperta Berlin traci także czołową pozycję w Unii Europejskiej.
- Niemcy były głównym adwokatem i promotorem biznesów z Rosją i promotorem Nord Stream 2, teraz ze względu na pewien upór polityki Berlina w stosunku do propozycji amerykańskich i NATO, na własne życzenie zaczynają tracić ważną i czołową pozycję w UE i to nie jest dla Berlina dobra wiadomość - wskazuje Piekło.