Ekspert dla WP.PL: Poroszenko może zapisać się w historii na dwa sposoby
Petro Poroszenko, oligarcha, "król czekolady" i był minister spraw zagranicznych zostanie nowym prezydentem Ukrainy. Według sondaży, zapewnił sobie wygraną już w pierwszej rundzie. - Poroszenko może się zapisać w historii jako człowiek, który albo pogrąży Ukrainę i stworzy "szarą strefę" pomiędzy Rosją a UE, albo jako człowiek, który pchnie Ukrainę ku Unii. Wtedy stanie się mediatorem pomiędzy Wschodem i Zachodem - ocenia dla WP.PL Zbigniew Pisarski, prezes Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego.
Według wyników sondażowych, zwycięzca niedzielnych wyborów prezydenckich uzyskał 55,9 proc. głosów. Największa rywalka Poroszenki, była premier Julia Tymoszenko otrzymała 12,9 proc. głosów. Kim jest nowy prezydent, który wkrótce obejmie stery władzy u naszego wschodniego sąsiada? - Poroszenko jest uosobieniem ukraińskiej elity politycznej. Jest barwny, trudny do zakwalifikowania pod jednym sztandarem. Sam fakt, że jest oligarchą jest potwierdzeniem tego, że społeczeństwo ukraińskie nie jest jeszcze na tyle silne, by wyłonić autentycznych liderów i zapewnić tym liderom możliwość o ubieganie się o najwyższe urzędy - mówi Pisarski.
Kurs na Europę
W czasie kampanii wyborczej Poroszence często zarzucano, że nie jest spójny w swoich politycznych poglądach, W przeszłości był blisko Leonida Kuczmy, wspierał reformatorski ruch Pomarańczowej Rewolucji, by w końcu toczyć bezpardonowe walki z Julią Tymoszenko. Zdaniem prezesa Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego, Poruszenko jest konsekwentny w jednym - to proeuropejski kurs Ukrainy. - W 2004 roku był na Majdanie podczas Pomarańczowej Rewolucji. Konsekwentnie wspiera proeuropejskie aspiracje Ukrainy. Jednak z drugiej strony jest to człowiek, którego majątek, w czasie przemian ustrojowych, został zbudowany nie zawsze przejrzysty sposób - podkreśla Zbigniew Pisarski.
Motywem przewodnim kampanii Poroszenki był właśnie Zachód. Najważniejszą obietnicą nowego prezydenta był plan wprowadzenia Ukrainy do Unii Europejskiej w ciągu 10 lat. Jednak, jak ocenia prezes Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego, trzeba traktować te słowa z rezerwą. - Prezydent może tak twierdzić, ale trzeba pamiętać, że decyzje w tej materii nie zapadają w Kijowie, a w stolicach członków Unii Europejskiej. Wiele państw nie wykazywało nawet entuzjazmu w związku z podpisaniem umowy stowarzyszeniowej. Z drugiej strony nastroje proeuropejskie na Ukrainie się nasilają i wydaje się, że jeśli kraj wykazywałby się dynamicznym wzrostem, jak np. Polska w latach 90., to 10 lat może być realnym terminem. Pod warunkiem akceptacji Zachodu i założeniu, że Rosja nie będzie otwarcie szkodziła Ukrainie - mówi ekspert, dodając, że "10 lat to oczywiście 'kiełbasa wyborcza', ale nie oznacza to, że zawsze jest to kiełbasa zatruta".
Wielkie wyzwanie i zobowiązanie
Zdaniem Pisarskiego, przed Poroszenką stoi wielkie wyzwanie. - Może się zapisać w historii jako człowiek, który albo pogrąży Ukrainę i stworzy "szarą strefę" pomiędzy Rosją a UE, albo jako człowiek, który pchnie Ukrainę ku Unii. Wtedy stanie się mediatorem pomiędzy Wschodem i Zachodem - mówi.
Ekspert podkreśla również, że nowy prezydent musi spełnić pokładane w nim nadzieje, bo jeśli zawiedzie Ukraińców, może podzielić nawet los Janukowycza. - Społeczeństwo ukraińskie jest zmęczone i chce spokoju, nawet za cenę kompromisu, jakim jest wybór oligarchy. Poroszenko nie może sprzeniewierzyć kredytu zaufania, którym został obdarzony. Wyborcy oczekują, że nowy prezydent będzie zachowywał się integralnie i nie będzie zmieniał swoich zachowań o 180 stopni, za co srogo został ukarany prezydent Janukowycz - mówi Zbigniew Pisarski.
"Walka" o wschód Ukrainy
Jeszcze w czasie kampanii wyborczej Petro Poroszenko zapowiadał, że jeśli zostanie prezydentem, to w pierwszej kolejności pojedzie do opanowanego przez separatystów Doniecka. - To jest ważny gest. Ma na celu pokazanie pełnej integralności terytorialnej Ukrainy, Są to gesty, które znamy już od Putina i Miedwiediewa, którzy jeździli na Krym. To wyraźny komunikat, mówiący: "To jest nasz teren, próbujecie go odebrać i destabilizować, ale nie pozwolimy na to" - ocenia prezes Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego.
Pisarski podkreśla, że będzie to "trudna próba sił". - Można się spodziewać, że w jej czasie zrobi się gorąco. Myślę, że Rosjanie będą jeszcze przez jakiś czas destabilizować wschód Ukrainy. A przede wszystkim dywersanci, którzy są tam rozmieszczeni, nie znikną. To bardzo często lokalni watażkowie i przestępcy, którzy zostali zachęceni do działań. Teraz mają poczucie bezkarności i ewoluują w stronę lokalnych mafii. Mogą zostać kryminalną siatką w tym regionie. To bardzo duży koszt dla całej wschodniej Ukrainy, bo uzbrojeni kryminaliści będą hamowali rozwój gospodarczy tych terenów - ocenia ekspert.
W opinii Pisarskiego efekty elekcji na Ukraininie są ważne jeszcze z jednego powodu. - Poroszenko i Ukraina są pewnym symbolem próby zrewidowania ładu światowego, której podjął się Kreml, w myśl zasady "prawo silniejszego ponad prawem traktatowym". Dlatego mam nadzieję, że Ukraina nie okaże się przegrana w tym starciu, a Zachód będzie w stanie obronić swoje wartości demokratyczne. Upadła Ukraina źle wróżyłaby dla nas wszystkich - mówi Pisarski.
Rozmawiał Adam Parfieniuk, Wirtualna Polska