Eksperci oceniają szczyt NATO: diabeł tkwi w szczegółach
• Według prof. Zbigniewa Lewickiego, politologa i amerykanisty, najważniejszym wydarzeniem szczytu NATO jest decyzja o stałej obecności wojsk Sojuszu w Europie Wschodniej
• Jeśli chodzi o sens militarny rozmieszczenia batalionów, to - dr hab., prof. KUL Andrzej Podraza - "diabeł tkwi w szczegółach"
10.07.2016 07:57
- Nie ulega żadnej wątpliwości, że najważniejszą decyzją było uzgodnienie, aby wojska Sojuszu weszły na stałe do tej części Europy, w tym wojska USA do Polski - powiedział PAP prof. Lewicki, wykładowca Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Jak przypomniał, starania o obecność w naszym kraju wojsk amerykańskich, choćby symboliczną, czynione były jeszcze w latach 90. XX wieku. - Ta obecność wojsk NATO to jest wielka rzecz, która zupełnie zmienia poziom bezpieczeństwa, ponieważ gdyby Rosja decydowała się na jakąś akcję, musi liczyć się z tym, że przerodzi się ona w konflikt znacznie większy - ocenił prof. Lewicki.
Jednocześnie zwrócił uwagę, iż w ramach uzgodnień NATO polscy żołnierze wejdą w skład kontyngentu Sojuszu, który będzie stacjonował na Łotwie. - To bardzo ważny element, gdyż nie tylko przyjmujemy, ale też dajemy żołnierzy. Mamy także wymienić się tego typu kontyngentami z Rumunią. Wchodzimy więc aktywnie w zapewnianie bezpieczeństwa w tej części świata - podkreślił prof. Lewicki.
W jego ocenie warszawski szczyt NATO potwierdził ostatecznie, że Sojusz jest potrzebny dla zwiększania bezpieczeństwa. - Jeszcze kilka lat temu mówiono, że NATO straciło rację bytu, że świat jest już pokojowy, pojawiały się głosy, że pakt trzeba rozwiązać. I rzeczywiście NATO szukało przez wiele lat sensu istnienia. Okazało się ostatecznie, w obliczu działań Rosji, konfliktu na Ukrainie, działań Państwa Islamskiego, terroryzmu, że NATO jest wszystkim potrzebne. To naprawdę był przełomowy szczyt - oświadczył prof. Lewicki, dodając zarazem, że "przełom następuje niestety wobec zwiększonego zagrożenia".
Odnosząc się do zapewnienia prezydenta USA Baracka Obamy, że NATO będzie bronić każdego państwa członkowskiego Sojuszu, a Europa zawsze może liczyć na Stany Zjednoczone, prof. Lewicki ocenił, że były to bardzo ważne deklaracje uznające, iż dla Sojuszu nie ma alternatywy, chociaż wygłoszone późno, pod koniec urzędowania w Białym Domu.
- Pamiętamy, że Barack Obama zaczynał na zupełnie innym poziomie, że mówił o potrzebie przewartościowania, zwrócenia się ku Azji, że bardzo krytycznie wyrażał się o NATO na początku swojej pierwszej kadencji. Ale widać, że zrozumiał, że wtedy, kiedy naprawdę pojawia się zagrożenie, to nie ma dla NATO żadnej alternatywy. Że jest to jedyny sojusz, który jest w stanie poradzić sobie z problemami zarówno na swoim terytorium, jak i poza nim - powiedział prof. Lewicki.
Według niego, zmiana na stanowisku prezydenta USA i ewentualna wygrana Donalda Trumpa, który krytycznie wypowiadał się o NATO, nie zmieni diametralnie polityki tego państwa w kwestiach ustalonych na warszawskim szczycie Sojuszu. - Prezydent USA nie ma władzy dyktatorskiej. Wbrew pozorom jego władza jest dosyć ograniczona. Musi uzyskiwać zgody Kongresu, departamentów, Pentagonu. To, że Donald Trump mówi, że trzeba ograniczyć NATO, to nie znaczy, że ten pomysł zostanie wcielony w życie - na pewno nie - ocenił prof. Lewicki.
Jego zdaniem kontynuacja dialogu NATO z Rosją to mechanizm niezbędny dla uniknięcia prawdziwego konfliktu. - Pytałem podczas jednego z paneli Rosjan, na jakiej podstawie uważają, że NATO, pakt przede wszystkim polityczny, a w zakresie militarnym wyłącznie obronny, stanowi zagrożenie. Odpowiedź była jak zwykle nieprzekonująca, że my to nie, że są twardogłowi. Dialog z Rosją prowadzić trzeba, ponieważ to jest sposób na uniknięcie rzeczywistego konfliktu - podkreślił prof. Lewicki.
I dodał zarazem: "Rosja jest państwem, którego działania stanowią zagrożenie dla świata. Jeżeli chcielibyśmy otoczyć ją jeszcze ostracyzmem, to utwierdziłaby się w przekonaniu, że cały świat jest jej przeciwny. Trzeba więc z Rosją rozmawiać, tłumaczyć, że NATO nie dąży do żadnego konfliktu, że nie jest agresywne. A w jakim momencie Rosja to zrozumie, to nie jest oczywiste dla nikogo. Jest to kwestia ich wewnętrznej logiki, że poczuciem zagrożenia nadrabia się tam niemożność zapewnienia obywatelom właściwego poziomu życia".
"Diabeł tkwi w szczegółach"
- Obecność żołnierzy NATO w Polsce i krajach bałtyckich, ma głęboki sens symboliczny, podkreśla wagę tego regionu i jego znaczenie dla Sojuszu - ocenia w rozmowie z PAP dr hab., prof. KUL Andrzej Podraza.
Zdaniem eksperta podjęte na szczycie decyzje były znaczące w dwóch wymiarach. - Po pierwsze potwierdzono jego funkcje o znaczeniu takim, jakie NATO miało u swojego zarania, w czasach zimnowojennych - czyli wspólnej obrony przed zagrożeniem. Przywódcy zdecydowali o rozmieszczeniu czterech batalionów liczących po około 1000 żołnierzy w Polsce i krajach bałtyckich - powiedział Podraza.
- To nie są bardzo wielkie siły, ale nie o liczbę żołnierzy tu chodzi. Obecność żołnierzy, szczególnie amerykańskich, ma głęboki sens symboliczny, podkreśla wagę tego regionu i jego znaczenie dla Sojuszu - podkreślił.
- Tu szczyt NATO miał charakter przełomowy dla Polski - w wymiarze symbolicznym, ze względu na zapowiedź wzmocnienia wschodniej flanki NAT - ocenił.
Jeśli chodzi o sens militarny rozmieszczenia batalionów, to - zauważył Podraza - "diabeł tkwi w szczegółach". - Wiele zależy od tego, jak wyposażone będą te siły, ale tutaj można mieć pewne oczekiwania, bo prezydent Obama podczas swoich wystąpień mówił o tym, że będzie wspierał wschodnią flankę nowoczesnym uzbrojeniem - powiedział ekspert.
Podraza podkreślił, że decyzja NATO o rozmieszczeniu żołnierzy została spowodowana przez rosyjską agresję na Krym. Zaznaczył, że choć państwa Sojuszu mają różne poglądy na kwestię polityki wobec Rosji, to w czasie szczytu zgodziły się solidarnie wesprzeć te kraje, które są najbardziej narażone w związku z "agresywną" polityką rosyjską. - Na przykład Francja pokazywała się jako zwolenniczka szybkiego unormowania stosunków z Rosją, ma znacznie łagodniejszy wobec niej stosunek niż pozostałe kraje, niemniej także prezydent Hollande opowiedział się za wzmocnieniem wschodniej flanki NATO. Taki pokaz solidarności jest w obecnej sytuacji bardzo ważny - ocenił.
- Finalnie szczyt będzie zapamiętany jako przekaz jedności Sojuszu Północnoatlantyckiego - powiedział Podraza. Podkreślił, że to może "wpłynąć mobilizująco na Rosję, skłonić ją do ograniczenia działań agresywnych w Europie i szukania porozumienia". Ekspert zastrzegł, że nie nastąpi to szybko, tylko będzie efektem długotrwałego procesu negocjacji. - Mogą go przyśpieszyć tylko pogłębiające się problemy gospodarcze tego kraju - wskazał Podraza.
Innym wymiarem szczytu - zaznaczył ekspert - "była kwestia jego podejścia do problemów globalnych". Jak podkreślił, chodzi o konflikt w Syrii, współdziałanie z UE w kwestii uchodźców, zwalczanie tzw. Państwa Islamskiego, ustabilizowanie sytuacji na południowej flance NATO. Podraza ocenił, że NATO pokazało w czasie szczytu, że chce wziąć odpowiedzialność za rozwiązanie najważniejszych problemów.
Podraza zauważył, że szczyt miał duże znaczenie także dla krajów, które do NATO nie należą, ale dążą do członkostwa bądź zacieśnienia współpracy. - Był ważny dla Gruzji, która uzyskała potwierdzenie, że jest bliska członkostwa, choć oczywiście ma do spełnienia rudne warunki. Takie postawienie sprawy może spowodować zaostrzenie relacji z Rosją - powiedział Podraza.
Drugi kraj spoza NATO, który może być usatysfakcjonowany szczytem, to - zdaniem Podrazy - Ukraina. "Tu istotne były słowa sekretarza generalnego NATO, pana Jensa Stoltenberga, że NATO nie akceptuje aneksji Krymu" - zauważył ekspert. Dodał, że równie ważne dla Ukraińców były wypowiedzi amerykańskiego prezydenta dotyczące zwiększenia zdolności bojowych wojsk ukraińskich. Podkreślił, że choć prezydentowi USA nie chodziło o dozbrojenie, tylko o pomoc materialną i w szkoleniu żołnierzy, to i tak jest to "bardzo ważne wsparcie" dla Ukrainy, będącej w trakcie procesu transformacji i borykającej się z problemami finansowymi.
Zdaniem eksperta ważne było też wydłużenie misji NATO w Afganistanie poza rok 2016. - Szczególnie ważne było pokazanie przez Stany Zjednoczone zainteresowania stabilizacją sytuacji w Afganistanie, a także deklaracja wspomagania poprzez prowadzenie szkoleń wojskowych Jordanii - podkreślił Podraza.
NATO podejmuje słuszne decyzje, walcząc z wewnętrznymi problemami
- Decyzja o rozmieszczeniu 4 tys. żołnierzy na wschodzie ma ograniczone skutki militarne, ale może realnie odstraszać - uważa ekspert brukselskiego think tanku Martens Centre Roland Freudenstein.
- NATO dobrze reaguje, ale walczy z wewnętrznymi problemami. Ich przejawem jest brak zgody wśród sojuszników co do podejścia wobec Rosji. Mamy koalicje państw, które chcą przede wszystkim wrócić do współpracy z tym krajem. To są Włochy, Grecja, Austria, Węgry, do pewnego stopnia Hiszpania, na pewno Francja - powiedział PAP ekspert.
Jak zaznaczył, państwa te, należące zarówno do UE, jak i Sojuszu Północnoatlantyckiego, chcą bardziej położyć nacisk na współpracę z Moskwą, i są jednocześnie mniej ambitne, jeśli chodzi o odstraszanie i wzmacnianie siły zbrojnych na wschodniej flance.
Freudenstein zwrócił uwagę, że dobrze się stało, iż udało się znaleźć kompromis między tymi bardziej ambitnymi członkami Sojuszu i tymi, którzy chcą stawiać bardziej na współpracę z Rosją.
Przywódcy państw NATO podjęli w Warszawie decyzję o wzmocnieniu wschodniej flanki Sojuszu poprzez rozmieszczenie czterech batalionowych grup bojowych liczących po ok. 1000 żołnierzy w Polsce i krajach bałtyckich. Zostaną one rozmieszczone w przyszłym roku na zasadzie rotacji.
Zdaniem Freudensteina rozmieszczenie około 4 tys. żołnierzy w Polsce i krajach bałtyckich nie ma wielkiego znaczenia militarnego, jest jednak rodzajem zapalnika, którego uruchomienie może przynieść już wymierne efekty.
- Nie o to chodzi, że te cztery bataliony są w stanie bronić państw bałtyckich w wypadku ofensywy rosyjskiej, ale atak na nie będzie bezpośrednim atakiem na siły zbrojne Niemiec, USA i Wielkiej Brytanii - powiedział analityk. Z tych trzech krajów mają w najbliższych latach pochodzić żołnierze wzmacniający wschodnią flankę NATO.
- Te cztery bataliony nie mają konkretnej funkcji obronnej, jeśli dojdzie do ofensywy klasycznej, choć w przypadku ataku hybrydowego mogą być bardzo pożyteczne. Żeby przenieść siły zbrojne w wypadku kryzysu międzynarodowego, trzeba decyzji politycznej. Już wyobrażam sobie pana Franka-Waltera Steinmeiera (szefa MSZ Niemiec - PAP) i innych, którzy krytykują NATO za ostrą reakcję. Oni w wypadku kryzysu nie będą skłonni do przenoszenia sił zbrojnych do państw zagrożonych. Teraz, dzięki decyzjom szczytu NATO te siły będą już na miejscu - dodał ekspert Martens Centre.
Jak podkreślił, chociaż wiemy, że to nie jest doskonała obrona tych państw w wypadku ataku rosyjskiego, to zdajemy też sobie sprawę, że atak na te siły oznaczałby automatyczną reakcję na innych punktach mapy.
W ocenie Freudensteina nie można wierzyć w zapewniania Rosji, że kraj ten nie ma zamiaru atakować państw bałtyckich, bo tak samo było w przypadku Krymu czy wschodniej Ukrainy. - Sama rosyjska reakcja na decyzje dotyczące wzmocnienia wschodniej flanki NATO pokazuje, że Sojusz postępuje słusznie - zaznaczył.
Freudenstein uważa, że obecne relacje między NATO a Rosją można porównać do lat 60., gdy wypracowano raport Harmela, który z jednej strony przedstawiał ofertę rozmów dla Moskwy, a z drugiej wskazywał na umacnianie obrony, żeby odstraszyć ewentualną ofensywę.
Jego zdaniem ważnym elementem szczytu była też wspólna deklaracja UE-NATO, w której wyrażono wolę współpracy. "NATO i UE mają swoje kwatery w tym samym mieście, ale dotychczas bardzo mało do czynienia ze sobą" - zauważył.
- To, że na najwyższym szczeblu wyrażono wolę współpracy, to ogromny postęp. Nowe zagrożenia bezpieczeństwa, nie mają ani charakteru czysto wojskowego, ani czysto cywilnego, one są hybrydowe. Jeśli zagrożenia są hybrydowe, to reakcja też powinna być hybrydowa - dodał Freudenstein.
W deklaracji NATO-UE wśród wspólnych zadań na pierwszym miejscu wymieniono pilne "wzmocnienie zdolności do przeciwstawienia się zagrożeniom hybrydowym", np. atakom cybernetycznym czy propagandzie.
Warszawski szczyt można uznać za przełomowy
Warszawski szczyt NATO był demonstracją jedności Sojuszu i wyraźnym sygnałem dla Rosji - uważają eksperci, z którymi rozmawiała PAP. Część z nich ocenia jednak, że wzmocnienie wschodniej flanki czterema batalionowymi grupami bojowymi ma jedynie symboliczne znaczenie.
Zdaniem wieloletniego dyplomaty, b. ambasadora Polski przy NATO Jerzego M. Nowaka, przełomowym rezultatem szczytu w Warszawie jest zmiana w traktowaniu państw, które przystąpiły do Sojuszu później i miały dotychczas "nieco niższy status", wynikający z ograniczeń wynegocjowanych w porozumieniu z Rosją z 1997 r.
Jak mówił, Rosja - dokonując agresji na Ukrainę i anektując Krym - sama złamała część tamtych ustaleń. Mimo tego - jak zauważył - większość państw zachodnich nie była dotąd gotowa odejść od dawnych deklaracji, że NATO nie będzie utrzymywać znaczących sił zbrojnych i sprzętu wojskowego na obszarze państw nowo przyjętych.
Także prof. Jacek Reginia-Zacharski z Uniwersytetu Łódzkiego zwrócił uwagę, że wzmocnienie wschodniej flanki NATO jest dużą zmianą w wymiarze strategicznym. W jego ocenie warszawski szczyt można uznać za przełomowy dlatego, że pojawiła się zapowiedź przekroczenia pewnej granicy - Sojusz, ze swoją rozwiniętą wojskową infrastrukturą, będzie obecny na terenie Polski i państw bałtyckich.
Dr Marcin Zaborowski z Center for European Policy Analysis zwrócił uwagę, że NATO po raz pierwszy od 1989 roku uznało, że Rosja może być zagrożeniem, przed którym należy skutecznie się bronić. - Nastąpiła zatem gwałtowna przemiana w myśleniu NATO na temat bezpieczeństwa i traktowania oraz podejścia do Rosji, jest świadomość, że przed Rosją należy się umieć skutecznie bronić. Takiej sytuacji do tej pory nie było - powiedział.
Zwrócił uwagę, że podjęte decyzje nie zmieniają w fundamentalny sposób równowagi strategicznej w regionie. - Rozczarowujące jest to, że to są tylko cztery bataliony, a szczególnie rozczarowujące jest to, że Polsce udało się uzyskać tylko jeden batalion, czyli udało nam się uzyskać taką liczebność sił, co Estonii, która jest wielokrotnie mniejsza - powiedział Zaborowski.
B. dowódca wojsk lądowych i b. wiceszef MON gen. Waldemar Skrzypczak zwrócił uwagę, że deklaracja wzmocnienia wschodniej flanki odgrywa dużą rolę polityczną; pod względem wojskowym - raczej symboliczną. W jego ocenie główny przekaz szczytu jest taki, że NATO to twór jednolity, mówiącym jednym głosem, gwarantujący bezpieczeństwo i myślący o pokoju.
Ekspert ds. międzynarodowych i wojskowych Atlantic Council Ian Brzezinski zwrócił uwagę w rozmowie z PAP, że bataliony NATO, które będą stacjonowały na wschodniej flance, muszą mieć nie tylko karabiny i flagi, ale m.in. zdolności wywiadowcze i rozpoznawcze, broń przeciwpancerną, przeciwlotniczą, czołgi i artylerię. W przeciwnym razie będą pokazem słabości wobec Putina. - Diabeł tkwi w szczegółach - podkreślił.
Analityk Security Europe i korespondent branżowego pisma "Jane's Defence Weekly" Brooks Tigner powiedział PAP, że decyzja o wysłaniu batalionów do Europy Środkowo-Wschodniej to w teorii ciekawa pułapka zastawiona na Rosję, ale rodzą się pytania, czy zadziała ona w praktyce. - NATO liczy, że te niewielkie oddziały zadziałają jak taka linka lub sznurek, że jeżeli dojdzie do agresji, jeśli Rosja zaatakuje jeden z tych batalionów, one rozpoczną walkę ze świadomością, że nie sprostają, ale będą pierwszą linią oporu - powiedział.
B. premier Szwecji Carl Bildt podkreślił w rozmowie z PAP, że "rozmieszczenie czterech batalionów to silny sygnał, który pokazuje zaangażowanie NATO w budowę stabilności i bezpieczeństwa we wschodniej Europie". - To dobry krok. Pojawiają się głosy, że powinno być więcej wojsk, ale myślę, że obecnie jest to wystarczająca siła - ocenił.
Wiceprezes amerykańskiego think-tanku Atlantic Council Damon Wilson zastrzegł, że chociaż szczyt NATO podjął słuszne decyzje w bardzo trudnym czasie dla całego Sojuszu, to powinny być one tylko początkiem dalszej ewolucji NATO.
Dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Sławomir Dębski uważa, że istotne jest to, że z Warszawy popłynął sygnał jedności, która jest najpotężniejszym instrumentem odstraszania, jakim dysponuje Sojusz Północnoatlantycki.
Również zdaniem prof. Romana Kuźniara szczyt był demonstracją jedności Sojuszu wobec agresywnej polityki Rosji. - Nie sądzę, żeby Rosjanie jakoś drastycznie zareagowali na ustalenia szczytu - powiedział PAP Kuźniar. Ocenił, że kraje zachodnie zrobiły wcześniej wszystko, aby oswoić Rosję z decyzjami, które miały zapaść na szczycie.
Według generała Mieczysława Bieńka, byłego wiceszefa w Sojuszniczym Dowództwie Transformacyjnym NATO w Norfolk w Wirginii, szczyt był potwierdzeniem zwartości i jedności NATO, a jednocześnie przedstawieniem gotowości Sojuszu do dialogu. - Cztery tysiące żołnierzy to nie jest wielka siła jak na cztery państwa, ale bardzo ważną rzeczą jest fakt, że są to bataliony wielonarodowe i że atak na którykolwiek z nich jest równoznaczny z atakiem na wszystkie wojska Sojuszu - powiedział Bieniek.
Były szef BBN generał Stanisław Koziej ocenił, że NATO odpowiedziało stanowczym głosem na wyzwanie, które rzuciła bezpieczeństwu europejskiemu Rosja. Zaznaczył, że "podjęte decyzje pokazują, że NATO zmierza do przygotowania pełnej odpowiedzi na wyzwania, które można określić "nową zimną wojną"".
Eksperci zwracali uwagę, że w trakcie szczytu NATO cyberprzestrzeń uznano za nową sferę działań operacyjnych, taką jak przestrzeń powietrzna, morze i ląd. Prezes Fundacji Bezpieczna Cyberprzestrzeń, członek zespołu ds. bezpieczeństwa cyberprzestrzeni RP w BBN Mirosław Maj podkreślił, że to odpowiedź na współczesne zagrożenia. - Dzisiejsze uzbrojenie w dużej mierze opiera się na zaawansowanych systemach teleinformatycznych. Coraz większe znaczenie ma bezpieczeństwo kodu programów komputerowych, które są używane w wojsku w urządzeniach instalowanych np. w myśliwcach czy dronach - podkreślił.
Dr hab. Andrzej Podraza z KUL ocenił, że NATO pokazało, że chce wziąć odpowiedzialność za rozwiązanie najważniejszych problemów globalnych, jak konflikt w Syrii, kwestia uchodźców, tzw. Państwo Islamskie. Zauważył, że szczyt miał duże znaczenie także dla krajów, które do NATO nie należą, ale dążą do członkostwa bądź zacieśnienia współpracy. Jego zdaniem usatysfakcjonowana może być Ukraina. - Istotne były słowa sekretarza generalnego NATO, że NATO nie akceptuje aneksji Krymu - zauważył.
Historyk, badacz dziejów dyplomacji dr Janusz Sibora ocenił, że przesłanie warszawskiego szczytu NATO służy stabilizacji sytuacji międzynarodowej w niespokojnym dla świata okresie. Ekspert pochwalił polskich dyplomatów - cywilnych i wojskowych - oraz służby protokolarne za przygotowanie i organizację szczytu. Jego zdaniem spotkanie przywódców państw Paktu Północnoatlantyckiego w Warszawie było wydarzeniem prestiżowym, rangi spotkań państw grup G7 czy G20.
Zobacz także: NATO wzmocni Polskę przeciw Rosji