"Egzotyczny trójkącik" - Izrael, Rosja i...
Rosja potrzebuje sojuszników. Izrael również. Niecodzienna to para, ale coraz bardziej sobie oddana. Oba kraje handlują na potęgę, m.in. nowoczesną bronią. Wymieniają się też różnymi przysługami. Ostatnio Tel Awiw pomaga Rosjanom położyć ręce na ropie w sercu Afryki - Sudanie Południowym. Czy razem utworzą zaskakujący, międzynarodowy trójkąt?
Wojna w Sudanie toczyła się o rzeczy najważniejsze: wolność, godność i przetrwanie. Oraz ropę. Arabska Północ przez dziesięciolecia czerpała zyski z położonych na południu kraju złóż "czarnego złota". Żyjące tam murzyńskie plemiona nie miały z tego nic. Dlatego walczyły.
W 2005 roku konflikt wygasł. Południe zyskało autonomię i część naftowych dochodów. Dziś jego mieszkańcy odliczają tygodnie do ogłoszenia niepodległości. Opowiedzieli się za nią w styczniowym referendum. W końcu będą mogli decydować sami. Także o tym, komu pozwolą wydobywać swoją ropę.
W wyścigu do południowosudańskich złóż stanęła Rosja. I nie ma zamiaru dać się wyprzedzić. Rosyjscy dyplomaci prowadzą już tajne rozmowy z wysłannikami z Dżuby. Takie spotkanie zorganizował im pod koniec zeszłego roku… rząd Izraela. I nie jest to przypadek. Moskwa i Tel Awiw w ostatnich latach stały się dobrymi partnerami.
Zawód
Ten związek miał wzloty i upadki. W 1948 roku Izrael ogłosił niepodległość. ZSRR uznał jego suwerenność bez chwili wahania i był gotów dalej wspierać rząd Ben Guriona. Leciwy Stalin, mimo swego antysemityzmu, widział dla nowego państwa miejsce w obozie komunistycznym. Izraelczycy odrzucili jednak zaloty. Tel Awiw nie chciał być sowiecką marionetką. A od Moskwy wolał Waszyngton.
Kolejne lata były okresem wrogości, której nikt specjalnie nie ukrywał. Związek Radziecki wysyłał broń przeciwnikom Izraela, zwłaszcza Egiptowi, Syrii i Organizacji Wyzwolenia Palestyny (OWP). Wielokrotnie domagał się od Żydów opuszczenia Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu Jordanu. Izraelczycy nielegalnie okupują te tereny od zwycięstwa w wojnie sześciodniowej w 1967 roku. Sowieccy delegaci chcieli, by ONZ określiła syjonizm jako formę rasizmu.
Izrael czuł się osaczony, więc stopniowo zacieśniał swoje więzi z USA. Źle odbiło się to na życiu ponad dwóch milionów Żydów osiadłych w Związku Radzieckim. Komunistyczna propaganda zajadle atakowała judaistów. Zdrajcy, szpiedzy, burżuje, faszyści - pisano i mówiono codziennie. Żydzi mieli bardzo małe szanse na uzyskanie pozwolenia na emigrację, nawet do Izraela. Dochodziło także do jawnego prześladowania i represji, chociaż nie we wszystkich republikach
Era Gorbaczowa, a potem upadek ZSRR przyniosły wielkie zmiany. Moskwa całkowicie odcięła lub zmniejszyła dopływ gotówki dla większości arabskich reżimów i organizacji. Otwarto granice. Rosyjscy żydzi z impetem wyruszyli w świat. Setki tysięcy z nich skierowały się prosto do Izraela. Nie wszyscy dobrze wspominali swoje lata w krajach Sojuzu. Ale przed przeszłością czasem nie da się uciec.
Przybysze byli wychowani w sowieckich realiach. Wielu mówiło znacznie lepiej po rosyjsku niż hebrajsku, mieli też inną mentalność. Nawet jeśli nie tęsknili za dawną ojczyzną, w nowym miejscu szukali jakiejś jej namiastki. Tworzyli więc rosyjskojęzyczne media i własne partie. Dziś co siódmy Izraelczyk pochodzi z dawnego ZSRR. Najważniejsze ugrupowanie imigrantów, Izrael Nasz Dom, weszło w skład koalicji rządzącej. Lider partii, urodzony w Mołdawii Awigdor Lieberman, jest wicepremierem i szefem izraelskiego MSZ.
W ramiona
Napływ ludności z obecnej Federacji Rosyjskiej sprawił, że oba kraje zaczęły się do siebie zbliżać. Wspólny język i duża ilość kontaktów ożywiły relacje gospodarcze, kulturowe i naukowe. Wymiana handlowa między tymi państwami sięga trzech miliardów dolarów rocznie. Rosjanie coraz częściej lecą do Izraela na urlop. W zeszłym roku bawiło się ich tam ponad pół miliona.
Nie tylko emigracja ułatwiła przełamanie lodów. Kreml bez oporów wspomagał kiedyś islamistów, którzy walczyli z Żydami. Ale gdy Rosjanie rzucili się na Afganistan i rozszarpali Czeczenię, nagle sami znaleźli się na celowniku dżihadystów. Moskwa poczuła, że wojujący islam stał się zagrożeniem również dla niej. A mało kto ma więcej doświadczenia w jego zwalczaniu niż Izraelczycy.
Za rządów Putina Rosja otwarcie potępiała "terroryzm" i zdystansowała się od OWP. W zamian Izrael ochoczo zgodził się na współpracę wywiadowczą i w zakresie szkoleń służb specjalnych. Z czasem wspólnych interesów przybywało. Izrael nigdy nie chciał mieć blisko siebie atomowego Iranu. Ta wizja przestała podobać się i Moskwie. Rosjanie boją się, że zbyt silni ajatollahowie mogliby pozbawić ich wpływów w regionie.
Tymczasem Żydzi mają świadomość, że tracą przyjaciół. Turcja w zeszłym roku zupełnie się od nich odwróciła. Europa od dawna krytykuje ich postawę wobec Palestyńczyków. Co ważniejsze, nawet Waszyngton zaczął tracić cierpliwość w kwestii izraelskiej polityki na Bliskim Wschodzie. Podpisanie w sierpniu minionego roku pięcioletniej umowy o współpracy wojskowej między Izraelem a Rosją nie jest więc zaskoczeniem. Tel Awiw po prostu musi szukać dodatkowych sojuszników. A po tym, jak w Egipcie rozsypał się reżim Mubaraka, a w Jordanii i Jemenie może dojść do podobnych zmian, jest to wręcz konieczne.
Rosjanie chcą wyciągnąć z tego porozumienia wymierne korzyści. Izraelska armia należy do najnowocześniejszych na świecie. Za to krótka wojna w Gruzji w 2008 roku wyraźnie pokazała, że rosyjskie wojsko tkwi ciągle jedną nogą w epoce ZSRR. Sprzęt z Izraela ma to zmienić. W październiku Kreml zamówił 12 izraelskich samolotów bezzałogowych (UAVs) na miarę XXI wieku. Zapłaci za nie 400 mln dolarów.
No i jest jeszcze ta sudańska ropa.
Afrykański kompan
Południowy Sudan i Izrael trzymają się razem od dziesięcioleci. Sudańscy powstańcy wiedzieli, że dobre stosunki z Izraelczykami przydadzą się do zdobycia przychylność USA. Dla Żydów południowi Sudańczycy byli wrogami wrogów - islamistów z Chartumu. Obu stronom ta relacja się opłacała.
Izrael regularnie szkolił i dozbrajał rebeliantów z Południa. Najpierw w latach 60. tych z ruchu Anyanya,. Później, po wybuchu nowego konfliktu w 1983 roku, Ludową Armię Wyzwolenia Sudanu (SPLA). W zamian sudańscy partyzanci skutecznie wiązali arabskiej Północy ręce. Dzięki temu ta nigdy nie miała dość siły, by dołączyć do ataków na Izrael.
W ten sposób Tel Awiw stał się jednym z najważniejszych partnerów Południowego Sudanu. Teraz przerodzi się to w pieniądz. Jak donosi dziennik "Haaretz", izraelska linia El Al w tym roku otworzy połączenia lotnicze ze stolicą Południa, Dżubą. Spółki z Izraela mają także plan wybudowania luksusowego kompleksu hotelowego nad Nilem. Na sudańskim rynku zaczęły już działać izraelskie firmy maklerskie.
Izraelczycy pomagają przyszłemu państwu również znaleźć innych sojuszników. Niedawno tamtejsze media ujawniły, że ważny wysłannik Kremla, Michaił Margiełow, przez tydzień rozmawiał w Tel Awiwie z Salvą Kiirem, prezydentem Południowego Sudanu. Dyskutowali o rosyjskim poparciu dla samej secesji, ale i sudańskiej ropie. Chociaż Południe posiada jej ogromne złoża, praktycznie cała infrastruktura - rafinerie, pompy, jedyny ropociąg - znajduje się na terytorium Północy. Żeby uruchomić niezależne od Chartumu wydobycie, potrzeba gigantycznych inwestycji. Rosyjskich potentatów naftowych stać na to. I w przeciwieństwie do równie chętnych Chińczyków, Rosjanie nie kupowali w przeszłości ropy od człowieka, który zrównał Południowy Sudan z ziemią - Omara al-Baszira, tyrana z Północy.
Niespodziewany sojusz
To nie jest romantyczna miłość, a raczej związek z wyrachowania. Niemniej, korzysta na nim i Rosja, i Izrael. Niedługo dołączyć do nich może Południowy Sudan. Nietypowy i zaskakujący to trójkąt. Ale przecież świat nieustannie się zmienia, prawda?
Czytaj również blog autora: Blizny Świata!