Egipcjanin brutalnie pobił ojca Rydzyka. Nieznana historia z życia redemptorysty
W wydanej niedawno biografii ojca Tadeusza Rydzyka można znaleźć historię o tym, jak duchowny został dotkliwie pobity na ulicach Paryża. Z jego słów wynika, że mógł to być zamach komunistycznych służb PRL. - Miałem zgniecione oczy - wspomina skutki napaści. Przejrzeliśmy wywiad rzekę przeprowadzony z redemptorystą.
"Cud w eterze" jest wywiadem rzeką z redemptorystą na temat jego życia oraz historii Radia Maryja.
W pewnym sensie jest też pierwszą, choć tylko nieoficjalną, autobiografią ojca Rydzyka, opowiedzianą jego słowami i pełną osobistych detali oraz wspomnień. Nie ma żadnego zaskoczenia w fakcie, że wywiad przeprowadzili redaktorzy "Naszego Dziennika", który redemptorysta sam zakładał. Ojciec Rydzyk nie rozmawia z mediami, które nie są powiązane z nim samym.
Książka miała premierę już po ostatnich wyborach parlamentarnych, późną jesienią zeszłego roku, ale można ją nabyć tylko w nielicznych miejscach. Zawiera mnóstwo historii, o których opinia publiczna nie miała wcześniej pojęcia i nie pisały o nich żadne media. Jedną z nich jest ta na temat pobytu zakonnika we Francji. Jak wynika z opowieści Rydzyka, wyjazd za granicę, był wstępem do późniejszych zdarzeń, które doprowadziły do powstania Radia Maryja.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Halo Polacy". Prawdziwa twarz turystycznego raju. "Lepiej nie okazywać uczuć"
Nieznana historia z pobytu we Francji
Chociaż z książki ten przekaz nie bije wprost, to na wielu jej stronach, również w pytaniach, można znaleźć narrację sugerującą, że Tadeusz Rydzyk miał poważnie działać na rzecz opozycji antykomunistycznej, choć nie do końca jest jasne, w jaki sposób się wykazywał. Wreszcie jednak, gdy padło nazwisko zamordowanego księdza Popiełuszki, autorzy spytali redemptorystę, czy jego działalność zwróciła uwagę bezpieki.
Ojciec Rydzyk zaczął więc opowiadać, jak pod koniec stanu wojennego wyjechał do Paryża "na naukę języka francuskiego". Z jego słów wynika, że bez problemu dostał paszport, choć było wtedy o niego trudno.
W stolicy Francji zamieszkał w miejscu, które nazwał "międzynarodowe foyer redemptorystów na Boulevard du Montparnasse, w pięknej dzielnicy".
Udał się tam później na manifestację przed ambasadą PRL, gdzie głos zabierał m.in. Andrzej Seweryn. Jak twierdzi zakonnik, byli tam również francuscy związkowcy, krzyczący "Zdeptać stalinizm, niech żyje socjalizm". Mieli być agresywni i wymachiwać pięściami, na co późniejszy założyciel Radia Maryja miał zareagować słowami: - Kochani, rękę trzeba wyciągnąć do innych, nie zaciskać pięści.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
"Jakoś udało mi się wyrwać"
Ojciec Rydzyk na łamach książki twierdzi, że po manifestacji poszedł do foyer, ale martwił się o ojczyznę, której groziła radziecka napaść. Wyszedł więc na ulicę, by znaleźć budkę telefoniczną i zadzwonić do Polski.
Gdy ojciec Rydzyk odłożył słuchawkę, podszedł do niego wysoki, szczupły mężczyzna, "z czarnymi, kręconymi włosami, śniady na twarzy, w kremowym garniturze". Zapytał go o zapałki. Mężczyźni wdali się w rozmowę, podczas której nieznajomy stwierdził, że jest Egipcjaninem, zaś duchowny odpowiedział, że jest Polakiem.
- Wtedy chwycił mnie za sweter i z całej siły uderzył mnie w skroń. Miałem okulary, które trochę wyhamowały cios. Przewróciłem się na ziemię, okulary mi spadły. Chwycił mnie z drugiej strony, ścisnął kolanami. Jedną rękę zacisnął na gardle, a drugą wbił w oczy - relacjonował dramatyczne wydarzenia sprzed lat ojciec Rydzyk.
I kontynuował: - Jezu! Zacząłem się szarpać. Jakoś udało mi się wyrwać. Mało co widziałem, bo miałem zgniecione oczy. Ulicą Boulevard du Montparnasse pobiegłem w drugą stronę. Czułem, że leci mi krew. Uciekałem, lawirując między pasami ruchu, słychać było tylko pisk hamujących samochodów.
Zakonnik twierdzi, że udał się najpierw do klasztoru, a następnego dnia do szpitala, gdzie udzielono mu pomocy. Tam ktoś niewymieniony w książce z nazwiska ani funkcji miał mu powiedzieć: - To pewnie zrobili komuniści!
Co więcej, według słów redemptorysty, w tamtym okresie w klasztorze w Elblągu zjawił się funkcjonariusz komunistycznych służb, wypytując o niego. Na kartach "Cudu w eterze" nie zostało wyjaśnione, dlaczego ktokolwiek miałby pytać o niego akurat w Elblągu, ale można łatwo wywnioskować, że redemptorysta posklejał wszystkie te zdarzenia w całość i wysnuł oczywisty dla niego wniosek: funkcjonariusze SB z Elbląga nasłali na niego w Paryżu zabójcę, którym był Egipcjanin-komunista bez zapałek.
Długa droga ojca Rydzyka
- Tu, w Polsce, czułem się coraz bardziej zagrożony. Służba Bezpieczeństwa nie dawała mi spokoju, obawiałem się o swoje życie - kontynuował swoją historię redemptorysta. - Dlatego zdecydowałem się na pobyt w Niemczech i tam podjąłem posługę wśród niemieckich katolików.
W ten sposób, za sprawą nasłanego przez SB Egipcjanina, zaczął się kilkuletni pobyt Tadeusza Rydzyka w Niemczech. To właśnie tam, jak opowiadał, w 1989 r., podczas modlitwy w Alpach w małym kościółku, wpadł na pomysł uruchomienia Radia Maryja. Sam się jednak zaskoczył tym konceptem, więc pytał jeszcze później w myślach "czy ja mam dobrze w głowie, Panie Jezu. Jak? Z czym? Nic nie mam. Nic. Dokładnie nic. Daj mi znak. Jak to?".
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski