Echa tragicznego podpalenia. Irracjonalne przepisy o zameldowaniu bezdomnych
- Może nikt by nikogo nie podpalił, gdyby nie robiono nam takich trudności w dostępie do schroniska - skarżą się malborscy bezdomni. Dyrektor MOPS-u odpiera ich zarzuty, ale w tle okrutnej zbrodni kryją się absurdalne przepisy związane z noclegowniami.
- Proszę sobie spojrzeć - jeden z mieszkańców pokazuje na chodnik ciągnący się od schodów, przy których doszło do podpalenia 55-letniej Barbary. - Ten deptak ma kilkadziesiąt metrów. Tu jest sklep monopolowy, a obok ławki. I czasem wszystkie te ławki są zajęte przez bezdomnych. Niekiedy kilkadziesiąt osób naraz. Zaczepiają, proszą o pieniądze, przeklinają, czasem nawet oddają mocz na ten chodnik. Strach tu wtedy przejść z dzieckiem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Koparka utknęła między rogatkami. Moment wypadku nagrała kamera
To, że kłopot jest duży, potwierdzają ekspedientki z kilku pobliskich sklepów i kilku kolejnych mieszkańców. Ale bez nazwisk, bo nie chcą się narażać.
- Bezdomni grupują się w centrum w różnych miejscach. Policjanci często próbują ich namówić na nocleg w schronisku Fides, ale przeważnie nie chcą – mówi Martyna Orzeł z malborskiej policji.
"No a gdzie mamy się kręcić?"
Jest popołudnie. Na wspomnianym deptaku aktualnie przebywa sześciu bezdomnych. Dwaj pierwsi nie chcą rozmawiać i twierdzą, że o podpaleniu nawet nie słyszeli.
Pozostali czterej stoją w grupie. Są trzeźwi, mają czyste ubrania. Na początku są bardzo nieufni, ale w końcu zgadzają się na rozmowę.
- Ludzie narzekają, że tu się ciągle panowie kręcicie i prędzej czy później musiało dojść tu do jakiejś tragedii – zagaduję.
- No a gdzie mamy się kręcić? - pytają. - Wiemy, że są tacy bezdomni, którzy chleją bez umiaru, ale nie można wszystkich mierzyć jedną miarą. My jesteśmy grzeczni. Nie rozrabiamy, nie śmiecimy, nie kradniemy. Czasem wypijemy sobie piwko, ale potem wyrzucamy puszkę do kosza. Nie robimy krzyku, nie wszczynamy bijatyk.
Trzech z napotkanych bezdomnych wyjaśnia, że pochodzą z innych miast. Z oczywistych względów nie są zameldowani w Malborku, co – jak przekonują – okazuje się kłopotem w sytuacjach, w których chcieliby nocować w schronisku Fides, położnym na samym końcu Malborka, trzy kilometry od centrum.
- Mamy problem z MOPS-em – wyjaśnia pierwszy. - Nie chcą nam wystawić zaświadczenia, bo nie jesteśmy z tego miasta. Trzeba mieć skierowanie z MOPS-u, żeby iść na Fides do schroniska. Przez to nie możemy tam nocować. Musimy całe noce chodzić, żeby nie zamarznąć. Było minus 10 i nikt się nami nie zainteresował. Żaden policjant nam niczego nie proponował. Czasem prześpimy się w bankomacie albo usiądziemy w galerii handlowej, ewentualnie w McDonaldzie, bo tam jest ciepło. Na dworcu nie da rady, bo stamtąd nas od razu przeganiają.
- Próbowałem załatwić to zaświadczenie, to mi odmówili – słyszę od drugiego bezdomnego.
A trzeci potwierdza: - Mi pani z MOPS-u powiedziała, że nie mam szans na zaświadczenie, mogę dostać najwyżej pieniądze na bilet do mojego miasta.
Moi rozmówcy nie wiedzą, dlaczego czworo innych bezdomnych postanowiło w mroźną noc spać pod schodami sklepu i doszło do podpalenia. Sugerują, że być może całej tragedii by nie było, gdyby dostęp do schroniska nie był obarczony formalnościami.
Problem z "migrującymi" bezdomnymi
- Czy żeby trafić do schroniska w Malborku, trzeba mieć zaświadczenie z MOPS-u? - pytam przez telefon Małgorzatę Wojciechowską z malborskiego MOPS-u.
- Nie zaświadczenie. My wydajemy skierowanie - protestuje moja rozmówczyni. - Ale wtedy, gdy my jako MOPS nie pracujemy, bo np. jest weekend, mogą iść bezpośrednio do schroniska. Schronisko informuje nas następnego dnia roboczego i wtedy dokonujemy formalności. Ale lepiej wyjaśni to panu dyrektor.
Dyrektorem ośrodka jest Jacek Wojtuszkiewicz, który zaczyna od wyjaśnień, że do noclegowni nie są przyjmowani ludzie nietrzeźwi.
- Ci, z którymi rozmawiałem, byli akurat trzeźwi i czyści. I mówią, że mają problem, bo są z innych miast - zauważam. - Jeden z nich twierdzi, że zamiast dostać skierowanie, zaproponowano mu pieniądze na bilet do miasta, z którego pochodzi.
- My zawsze składamy propozycję powrotu tej osobie do jej miasta. Ale jednocześnie Fides nie może nie przyjąć takiej osoby do siebie w Malborku. Oczywiście, o ile ona jest trzeźwa - wyjaśnia dyrektor.
Po czym nadmienia: - Mamy natomiast pewien problem z osobami, które migrują.
Samorządy kłócą się o koszty
Jak wynika z rozmowy z dyrektorem Wojtuszkiewiczem, kryją się za nim ogólnopolskie przepisy dotyczące... meldunku osób bezdomnych.
- Zgodnie z ustawą o pomocy społecznej odpowiedzialny za osobę bezdomną jest ośrodek właściwy dla ostatniego miejsca zameldowania. To ważne, ponieważ bardzo często na tym tle dochodzi potem do sporów kompetencyjnych między ośrodkami - uczula Jacek Wojtuszkiewicz.
I precyzuje: - Jeśli dana osoba przebywa na terenie Malborka, to my ponosimy koszty jej pobytu, ale potem zwracamy się o zwrot tych kosztów do ośrodka właściwego dla ostatniego miejsca zameldowania tej osoby. Tylko że bardzo często inne ośrodki nie chcą tego robić.
Usiłowanie zabójstwa dwójki bezdomnych
Do tragicznego podpalenia bezdomnych doszło w nocy z 13 na 14 lutego w samym centrum Malborka, przy ul. Mickiewicza. Cztery osoby spały tam pod schodami na materacach. Podszedł do nich mężczyzna, oblał benzyną i wzniecił ogień. O ile jeden z podpalonych szybko zgasił płomienie i nic mu się nie stało, a do dwójki innych ogień nie zdążył dotrzeć, to bardzo mocno została poparzona 55-lenia Barbara. Helikopter zabrał ją do szpitala, gdzie walczy o życie.
Kobieta spała pod schodami, 30 metrów od sklepu z alkoholem, na końcu wspomnianego deptaka. Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, nie była malborską bezdomną. Miejscowi jej nie kojarzyli.
Zarzuty usiłowania zabójstwa usłyszał 39-letni Piotr J. Malborczanin, który bardzo dobrze znał się z bezdomnymi i nieraz pił z nimi alkohol. Jego motywy na razie są nieznane, nie przyznaje się do winy. W chwili ujęcia, do którego doszło kilkadziesiąt minut po zdarzeniu, miał 2,5 promila alkoholu. Grozi mu dożywocie.
O tym, co na jego temat powiedzieli nam jego koledzy, pisaliśmy w tekście: "Nie wiemy, co Piterowi odbiło".