Kobieta oblana benzyną w Malborku. "Nie wiemy, co Piterowi odbiło"
Znajomi Piotra J. są w szoku, że śledczy zarzucili mu usiłowanie spalenia żywcem dwójki bezdomnych w Malborku. Twierdzą, że wyszedł w życiu na prostą i nigdy nie przejawiał agresji, zwłaszcza wobec kobiet.
Elewacja budynku przy ul. Mickiewicza w Malborku jest nadal osmolona. Miejscowi podchodzą tu, by zerknąć i kręcą głowami z niedowierzaniem.
Jednym z nich jest Rafał, który mieszka kilka kamienic dalej. Tłumaczy, że bezdomni upodobali sobie ten rejon nie bez powodu, bo 30 metrów dalej jest popularny sklep z alkoholem, a na parkingu pod McDonaldem proszą o pieniądze.
- Ale żeby zrobić coś takiego... - komentuje.
Śledczy mają nagrania
W pobliżu jest kilka kamer, zeznawali też świadkowie, więc śledczy dysponują mocnymi dowodami. Według nich o godz. 3 w nocy z czwartku na piątek (z 13 na 14 lutego) 39-letni Piotr J. zakradł się pod schody, pod którymi spała czwórka bezdomnych, oblał przynajmniej jedną z tych osób benzyną i podpalił.
- Jeden z pokrzywdzonych obudził się i w tym samym momencie poczuł, że zaczyna palić się jego prawy but i koc, którym był przykryty - relacjonował przebieg wydarzeń Mariusz Duszyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
- Zobaczył również, że paliła się odzież na leżącej obok kobiecie. Wtedy zaczął pomagać jej ugasić ogień, natomiast sprawca natychmiast się oddalił. Wskutek podpalenia obrażeń ciała doznała pokrzywdzona kobieta, która w momencie podpalenia nie była przykryta żadnym kocem - mówił prokurator.
Dwójka pozostałych bezdomnych wyszła ze zdarzenia bez szwanku. Uciekli z miejsca pożaru.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Myślał, że ma genialny plan. Nie przewidział jednego
Nie przyznał się do podpalenia
55-letnia Barbara doznała poparzeń drugiego i trzeciego stopnia. Śmigłowiec zabrał ją do szpitala. Kilka dni później trafiła do specjalistycznej placówki.
Piotr J. został ujęty około godz. 4. Miał wtedy 2,5 promila alkoholu we krwi. Benzynę kupił wcześniej na pobliskiej stacji. Podczas zeznań nie przyznał się do podpalenia i twierdził, że potrzebował paliwa do spalenia gałęzi na działce.
"Spokojny, normalny facet"
Piotr J. był wcześniej notowany, ale za przestępstwa dużo mniejszego kalibru. Dotarliśmy do jego znajomych. To bezdomni, którzy często spędzają czas w okolicy miejsca pożaru.
Koledzy Piotra J. uważają, że nie zrobił tego z zazdrości i nie chodziło o Barbarę. Poza tym kobieta nie była związana z tym miejscem. Ledwo ją znają.
- Co więcej, on jest bardzo kulturalny w rozmowach z kobietami - podkreśla jeden z naszych rozmówców. - Jeśli już, to stanie za kobietą, żeby jej bronić, a nie żeby jej krzywdę zrobić. My też próbujemy się dowiedzieć, co się stało. Robimy takie same dochodzenie, co pan, bo w tej historii nam nic nie pasuje - twierdzą znajomi mężczyzny.
- Tak samo to, że miał wtedy 2,5 promila - odzywa się kolejny. - On nie ćpał i nie nadużywał alkoholu - dodaje.
Znajomi Piotra J. twierdzą, że dawniej był bezdomny i pomieszkiwał w schronisku (chociaż w przytułku twierdzą, że go nie znają). Ale ten okres był już dawno za nim.
- My nie wiemy, co Piterowi odbiło - podkreśla jeden z jego kolegów. - On ma tu dwóch braci, ma gdzie mieszkać. Jest z Malborka. To bardzo spokojny, normalny facet. Nigdy na nikogo się nie rzucał. Cały czas nie wierzymy, że to on wywołał ten pożar - dodaje.
Za usiłowanie zabójstwa dwóch osób Piotrowi J. grozi dożywocie. Został tymczasowo aresztowany.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski