Dziesięć razy większe straty. Rosjanie doświadczają klęski za klęską
Rosjanie stracili ponad 10 tysięcy systemów artyleryjskich. Dziesięć razy więcej niż Ukraińcy. Dlaczego tak się dzieje? Duża w tym zasługa zachodniego sprzętu, który jest znacznie lepszy technicznie niż rosyjski. Ukraińcy chwalą zwłaszcza polski system zarządzania polem walki.
03.03.2024 | aktual.: 03.03.2024 13:48
Według Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy, do 27 lutego Rosjanie stracili ponad 10 tys. sztuk różnego rodzaju systemów artyleryjskich. Są to potężne straty, które Kreml stara się uzupełnić starszymi systemami wyciąganymi z magazynów, jednak przepaść jakościowa coraz bardziej się powiększa. Rosjanie radzą sobie jednak znacznie większą liczbą systemów.
Dobre przygotowanie brygad artylerii stało się kluczowe dla armii obu stron po ustabilizowaniu frontu. Było to widoczne podczas największych bitew ostatniego roku – pod Bachmutem, Wuhłedarem, na Zaporożu i pod Awdijiwką, gdzie artyleria odpowiadała za ponad 60 proc. strat osobowych po obu stronach frontu.
Jeszcze do niedawna obie strony korzystały głównie ze sprzętu pochodzącego jeszcze z czasów Związku Radzieckiego. Stąd charakterystyczne dla armii dawnego Układu Warszawskiego kalibry 122 mm i 152 mm. Nawet organizacja grup artylerii w brygadach jest taka sama. Z czasem jednak w ukraińskiej armii dawne systemy zaczęło wypierać zachodnie wyposażenie, które zmieniło obraz pola walki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wojna artylerii
- Zniszczenie celu za pomocą artylerii to złożony proces. Trzeba wykryć cel, a następnie określić jego koordynaty i przesłać je do centrum dowodzenia, gdzie jest podejmowana decyzja i skąd wychodzi rozkaz do baterii dotyczący ostrzelania celu. To wszystko może być czasochłonne, więc w przypadku ruchomych celów salwa może spaść na obszar, gdzie dawno już nie ma wroga – mówi Jakub Link-Lenczowski, wydawca Militarnego Magazynu MILMAG.
Póki nie pojawiły się nowoczesne systemy, Rosjanie nie musieli obawiać się zbytnio ognia kontrbateryjnego. Ukraińska lufowa artyleria ciągniona miała mniejszy zasięg, a to ona stanowiła większość sprzętu brygadowych grup artylerii i samodzielnych brygad artylerii. Ponadto Ukraińcy nie posiadali odpowiedniego radaru artyleryjskiego, systemów łączności i zarządzania polem walki.
Ukraińcy otrzymali m.in. system GIS Art, który jest przez media porównywany do aplikacji do zamawiania taksówki. Jest to system działający w zintegrowanym systemie łączności, który pozwala na uaktualnianie sytuacji na polu walki w czasie rzeczywistym. Podobnie działa polski Zintegrowany System Zarządzania Walką, którego sercem jest wóz dowodzenia zbudowany na lekkim podwoziu gąsienicowym, produkowanym przez Hutę Stalowa Wola.
Oba systemy pozwalają w tym samym czasie precyzyjnie prowadzić ogień z różnych kierunków i stanowisk, oddalonych od siebie o kilka kilometrów. System pozwala skoordynować ostrzał tak, aby pociski, mimo innej trajektorii, różnego czasu lotu, trafiły w cel w tym samym czasie. Do tego pozwala na zminimalizowanie czasu potrzebnego do oddania salwy, co znacznie skraca okienko, w którym Rosjanie są w stanie namierzyć haubicę czy wyrzutnię rakiet.
Zacofanie technologiczne
W walce artyleryjskiej kluczowym jest rozpoznanie, skąd lecą pociski. Służą do tego radary, które namierzają pociski i na podstawie zaobserwowanego toru lotu obliczają pozycję, z której został wystrzelony. Rosyjski system 1Ł219 Zoopark może wykrywać rakiety taktyczne z odległości 40 km, pociski artyleryjskie z odległości 10-12 km.
Rosjanie nadal jednak mają ich zbyt mało. Tak mała liczba radarów obnażyła kolejny problem. Rosyjscy jeńcy narzekają na brak odpowiedniej łączności na poziomie pomiędzy artylerzystami a piechotą, która pilnie potrzebuje wsparcia. Żołnierze najczęściej używają cywilnych krótkofalówek. Nim do baterii dotrą koordynaty celu, ten już zdąży zmienić pozycję. Np. polskie samobieżne moździerze Rak potrzebują zaledwie 30 sekund, aby być gotowym do zmiany pozycji po oddaniu salwy.
Żeby poprawić swoje zdolności, Rosjanie muszą nie tylko dostarczyć nowe zestawy artyleryjskie, ale przede wszystkim zmienić cały system zarządzania polem walki. A na to się nie zanosi. W sierpniu 2023 r., z niemal rocznym opóźnieniem Rosjanie skończyli badania nowej haubicy samobieżnej 2S43 Małwa. Liczyli, że pierwsze zestawy pojawią się na froncie już na początku tego roku. Na razie nie pojawiły się nawet na poligonach.
Dlatego Rosjanie mogą przeciwstawić Ukraińcom jedynie znaczną ilość starego sprzętu, który został zmodernizowany w niewielkim zakresie. Mówił o tym gen. mjr Iwan Popow. Gdy jego ocena dotarła do opinii publicznej, został odwołany ze stanowiska. Kreml wszelkimi sposobami chce ukryć przed społeczeństwem skalę problemów armii.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski