"Dyplomacja rakietowa" Kremla na Wyspach Kurylskich. Odżywa stary spór Rosji i Japonii
• Nowa odsłona sporu między Japonią i Rosją o Wyspy Kurylskie
• Tokio rości pretensje do południowej części archipelagu
• Z tego powodu oba kraje nie podpisały nigdy traktatu pokojowego po II WŚ
• Teraz Kreml rozmieścił na spornych wyspach kompleksy rakietowe
• To wszystko na trzy tygodnie przed wizytą Władimira Putina w Japonii
• Rosja albo podbija stawkę w dyplomatycznej grze z Tokio, albo wysyła sygnał, że status wysp jest nienegocjowalny
25.11.2016 | aktual.: 25.11.2016 18:12
Po Syrii i obwodzie kaliningradzkim Kreml dokonał kolejnego kroku w ramach polityki, którą media już okrzyknęły mianem "dyplomacji rakietowej". Tym razem podbija stawkę w grze z Japonią, prowokacyjnie rozmieszczając nowoczesne systemy rakietowe tuż pod jej nosem - na Wyspach Kurylskich.
Dla Japończyków to policzek. Sprawa Kuryli jest dla nich szczególnie drażliwa, bo od końca II wojny światowej stanowi przedmiot międzynarodowego sporu z Moskwą. Chodzi dokładnie o południową część archipelagu, położoną najbliżej japońskiej wyspy Hokkaido. Rosja nazywa je Kurylami Południowymi, a Japonia - Terytoriami Północnymi.
Kość niezgody
Tokio rości sobie prawa do wysp Iturup, Kunaszyr, Szykotan oraz grupy wysepek Habomai. Dwie pierwsze zajęło jeszcze w XVIII wieku. W 1855 roku układ japońsko-rosyjski przyznawał jurysdykcji Moskwy część Kuryli leżącą na północ od Iturup. Jednak dwa dziesięciolecia później Rosjanie oddali Japończykom cały archipelag, w zamian za pełną władzę nad Sachalinem (którego połowę utracili w późniejszej wojnie z Japonią w 1905 roku).
Sytuacja skomplikowała się, gdy w 1945 roku ZSRR przystąpił do wojny z militarystycznym imperium japońskim i zajął całe Wyspy Kurylskie. Teoretycznie Japonia zrzekła się ich, podpisując traktat pokojowy z aliantami w San Francisco. Sęk w tym, że, po pierwsze, Związek Radziecki nie był sygnatariuszem tego traktatu. Po drugie - władze w Tokio stoją na stanowisku, że zrezygnowały tylko z północnej części archipelagu, bo nie wliczają doń czterech wspomnianych wysp (dlatego nazywają je Terytoriami Północnymi).
Cień szansy na uregulowanie sporu pojawił się w 1956 roku, gdy we wspólnej radziecko-japońskiej deklaracji, mającej być wstępem do traktatu pokojowego, Kreml gotów był oddać Japonii dwie najmniejsze wyspy - Szykotan i Habomai. Jednak stanowisko Tokio było nieugięte - albo całość spornego obszaru, albo nic.
Wojna od 70 lat
Rezultat jest taki, że planowany traktat pokojowy nigdy nie został podpisany. Więc formalnie rzecz biorąc Japonia i Rosja od ponad 70 lat pozostają w stanie wojny. Kraj Kwitnącej Wiśni w swych roszczeniach jest wspierany przez USA, które oficjalnie uznają Kuryle za terytoria japońskie pod okupacją wojskową Rosji.
Dla Tokio sprawa wysp to bolesna zadra, bo w powojennych latach cała autochtoniczna ludność archipelagu, łącznie prawie 20 tys. ludzi, została wygnana i przesiedlona na Wyspy Japońskie. Ale nie o honor tu wyłącznie chodzi. Wokół wysp rozciągają się zasobne łowiska ryb oraz - potencjalnie - podmorskie złoża ropy naftowej i gazu ziemnego. Natomiast na samych Kurylach znajdują się udokumentowane złoża złota, srebra, żelaza i tytanu. Co więcej, wyspa Iturup jest jedynym znajdującym się w rosyjskich rękach źródłem renu, niezwykle rzadkiego i cennego pierwiastka, mającego zastosowanie w przemyśle lotniczym.
Status międzynarodowy Kuryli przez ponad pół wieku z okładem był zamrożony. Na początku XXI wieku Władimir Putin ponowił propozycję zwrotu dwóch najmniejszych części spornego obszaru, której Tokio nie przyjęło. Kiedy wiosną 2013 roku pojawiły się nadzieje na wznowienie rozmów na temat uregulowania roszczeń - japoński premier Shinzo Abe spotkał się wtedy z Putinem w Moskwie - zostały one pogrzebane zaostrzeniem sytuacji międzynarodowej po rosyjskiej aneksji Krymu i wojnie w Donbasie.
W 2014 roku Japonia, chcąc zachować solidarność wobec USA, swojego najważniejszego sojusznika, przyłączyła się do zachodnich sankcji nałożonych na Moskwę. Zawiesiła też współpracę w wielu dziedzinach. Kreml odpowiedział agresywną retoryką i wzmożoną aktywnością swojego lotnictwa w pobliżu japońskich granic, nienotowaną od czasów zimnej wojny.
Przedmiot niezgody
Aby jeszcze bardziej rozsierdzić Japończyków, Rosjanie zaczęli zapowiadać również remilitaryzację Kuryli - budowę na nich infrastruktury militarnej, rozmieszczenie wojsk i systemów do zwalczania okrętów. Jednocześnie na "wschodniej forpoczcie Rosji" - jak Moskwa nazywała wyspy - przeprowadzano ćwiczenia wojskowe i antyterrorystyczne.
Mimo to w ostatnich miesiącach niespodziewanie znów pojawiły się nieśmiałe oznaki, że między oboma państwami może dojść do jakiegoś rodzaju kompromisu dotyczącego spornego archipelagu. Jak spekulowali zachodni komentatorzy, Tokio miałoby zaoferować Rosji pewną formę zacieśnienia współpracy ekonomicznej. To dałoby rosyjskiej gospodarce, sponiewieranej sankcjami i niskimi cenami surowców, większe pole manewru w kryzysowych czasach.
"Financial Times" donosił nawet, że oba kraje "dyskutują nad niemal setką projektów współpracy ekonomicznej, przygotowując się do negocjacji na temat czterech spornych wysp". Do rozmów miało dojść na planowanym na połowę grudnia rosyjsko-japońskim szczycie w Yamaguchi. Miało, bo ostatni ruch Kremla stawia pod znakiem zapytania sens całego przedsięwzięcia.
W co gra Putin?
Trzy tygodnie przed spotkaniem Abego i Putina rosyjskie władze poinformowały o rozmieszczeniu na wyspach Iturup i Kunaszyr przeciwokrętowych kompleksów rakietowych Bastion i Bał. Rzecznik Kremla ogłosił przy tym cynicznie, że "nie powinno to wpłynąć na obecne tendencje w stosunkach z Japonią, w tym na rozmowy o zawarciu traktatu pokojowego".
Reakcja Japonii była łatwa do przewidzenia. Premier Abe podkreślił w oficjalnym przemówieniu, że cztery wyspy są "nieodłączną częścią" japońskiego terytorium, a rosyjskie działania określił "godnymi pożałowania". Szef japońskiego MSZ przestrzegł, że Tokio zareaguje na ten krok "w odpowiedni sposób".
Rosyjscy komentatorzy twierdzą, że koincydencja czasowa między rozmieszczeniem rakiet a rychłą wizytą Władimira Putina w Japonii jest czystym przypadkiem, bo Kreml już wiele miesięcy temu zapowiadał ulokowanie kompleksów Bastion i Bał na Kurylach. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że to celowy pokaz siły i próba podbicia stawki w dyplomatycznej grze między Moskwą a Tokio. Kwestia demilitaryzacji Wysp Kurylskich może zostać użyta przez Putina jako swoista karta przetargowa w rozmowach z japońskim premierem.
Być może jednak rosyjski prezydent daje Japończykom jasno do zrozumienia, że status archipelagu jest nienegocjowalny i powinni się z tym pogodzić. Podczas majowego spotkania z Shinzo Abe w Soczi Putin stwierdził, że jest otwarty na dialog w sprawie Kuryli Południowych, ale nie zamierza ich oddawać w zamian za gospodarcze korzyści. - Jesteśmy gotowi kupować dużo, ale nie będziemy niczego sprzedawać - oświadczył.