Dwutygodniowy rząd (upokorzenia) kobiet [OPINIA]
Prezydencki zachwyt nad składem nowego, dwutygodniowego rządu Mateusza Morawieckiego pokazuje prawdziwy stosunek PiS do kobiet. Wcześniej marginalizowane, teraz zostały licznie nominowane na ministry. Stało się to jednak dopiero wtedy, gdy rząd nie ma żadnych szans, by się utrzymać.
27.11.2023 | aktual.: 27.11.2023 20:58
Doczekaliśmy się. Wróć! Doczekałyśmy się. My, kobiety, w końcu zostałyśmy zauważone przez Mateusza Morawieckiego i Andrzeja Dudę. Przez tego pierwszego, bo w swoim nowym, dwutygodniowym rządzie umieścił więcej kobiet, niż kiedykolwiek w rządach PiS było. Ba! Więcej kobiet niż podobno planuje umieścić w swoim gabinecie przyszły premier, nie-dwutygodniowy, Donald Tusk.
Przez tego drugiego, bo w swoim wystąpieniu podczas zaprzysiężenia rządu Morawieckiego nie mógł wyjść z podziwu nad tym, jak wiele pań zostało wybranych do pełnienia tej zaszczytnej funkcji bycia ministrą. - Ogromna reprezentacja pań w tym gabinecie. Jestem tym zbudowany. Ucieszyłem się tą propozycją premiera, że to rekord w dotychczasowej historii po 1989 roku - mówił podczas swojego wystąpienia.
I dalej, jak bardzo cieszy się, że tyle kobiet zajmie tak przecież odpowiedzialne stanowiska. - Wierzę w to, że to jest przełom. Cieszę się, że teraz tak jest - dodał.
- Bardzo często słyszeliśmy, że w wielu miejscach w naszym kraju na odpowiedzialnych stanowiskach jest niedoreprezentacja kobiet, że jest ich za mało. Nie ukrywam, że zawsze podzielałem to stanowisko. Uważam, że panie, ze względu na swoje umiejętności i zdolności, są predestynowane, aby zajmować najwyższe i najbardziej odpowiedzialne stanowiska - mówił prezydent.
I tak, nie ma co ukrywać, w zaprzysiężonym rządzie Morawieckiego znalazło się aż 10 kobiet i tylko 8 mężczyzn. Jednak znalazły się one w nim w takiej reprezentacji dopiero teraz. Nie w 2015 roku, nie w ostatnim gabinecie, ani przy żadnej zmianie w składzie, którą PiS nam serwował przy rekonstrukcjach. Kobiety znalazły się w rządzie dopiero teraz, kiedy rząd ten - co wynika z braku większości PiS w Sejmie - nie uzyska wotum zaufania. W sytuacji, kiedy w grudniu powołany zostanie nowy rząd, już bazujący na obecnej opozycji, która większość ma.
Po obejrzeniu zaprzysiężenia rządu Morawieckiego nie mogę pozbyć się myśli, jakie to upokarzające dla kobiet. I dla tych, które w dwutygodniowym rządzie się znalazły, jak i dla wyborczyń PiS czy innych partii.
Zastanawiam się, czy prezydent nie czuł ani grama żenady, kiedy oznajmiał nam swój zachwyt. Nie wierzę, że naprawdę można czuć dumę z tego "przełomu", kiedy dotychczas - swoimi czynami i słowami - pokazywało się co innego. Kiedy jest się reprezentantem partii, która robiła wszystko, by kobietom życie utrudniać.
Nie wierzę, że można zachwycać się sytuacją, kiedy przez lata pokazywano całym sobą - wespół ze swoimi kolegami (i - mówię to z żalem - koleżankami) z partii-matki, że kobiety to obywatele drugiej kategorii i nadają się co najwyżej do tego, żeby przynieść kawę na spotkaniu oficjeli. Nie ma we mnie zgody na taki zachwyt, kiedy doprowadzało się do upupiania, dyskredytowania, tłamszenia tak wielbionych teraz pań.
Czy teraz nagrodą za osiem lat upokorzeń ma być dla wszystkich kobiet to, że wśród ministrów znalazło się ich rekordowo wiele? Czy to ma zamknąć usta kobietom, zmienić ich podejście do partii (jeszcze) rządzącej, zatrzeć wspomnienia choćby o tragicznym dla wielu z nas wyroku Trybunału Konstytucyjnego dotyczącym aborcji?
Prezydent dziś przemawiał tak, jakby mówił nie o rządzie dwutygodniowym, ale takim powoływanym na co najmniej cztery lata. Jakby nie dopuszczał ani na chwilę myśli, że kobiety mają miejsce w rządzie, ale tylko tym, który nie ma szans, by przetrwać. Naiwnie chciałabym wierzyć, że przyjdzie do niego refleksja, że czuje tę żenadę po swoim przemówieniu. Jednak po tym, co prezydent pokazuje choćby w ostatnich tygodniach, ta nadzieja to już tylko matka głupich. A to, co wydarzyło się dziś, to czysta kpina, panie premierze i prezydencie.
I na koniec, żeby jeszcze dorzucić do tego wszystkiego łyżkę dziegciu. Wyobraźmy sobie, że - szok i niedowierzanie - rząd dwutygodniowy wytrzymuje dwa tygodnie i zderza się z brakiem wotum zaufania. Nagle okazuje się, że ci wszyscy mizogini, ta totalna opozycja odrzuca rząd, który mógłby być najbardziej równościowym w historii. Jako kobieta, jestem w stanie wyobrazić sobie wykorzystanie kobiet jako tarczy. I wierzę, że nie jestem w tym wyobrażeniu jedyna.
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski