Przyszli pod ambasadę Rosji. Padły gorzkie słowa o Zełenskim
Ukraińcy, którzy w sobotę przyszli przed rosyjską ambasadę, mieli jeden postulat: więcej broni i sankcji. Przyznają, że świat mógł zrobić więcej dla Ukrainy, a oni sami toczą dwie wojny: wewnętrzną z korupcją i zewnętrzną z wrogiem. - Bardziej boję się tej pierwszej - mówił jeden z uczestników w rozmowie z Wirtualną Polską.
25.02.2024 | aktual.: 25.02.2024 14:17
24 lutego minęły dwa lata od zbrodniczej napaści Rosji na Ukrainę. W całej Polsce tysiące Ukraińców i Polaków, sprzeciwiających się wojnie wyszły na ulice, by zaprotestować przez rosyjskimi ambasadami czy konsulatami.
Obornik przed domem ambasadora
Nie inaczej było w Warszawie. Już w sobotę rano aktywiści przywieźli dwie tony obornika przed podwarszawską rezydencją ambasadora Rosji w Polsce Siergieja Andriejewa w Konstancinie-Jeziornie pod Warszawą - podała agencja Reutera.
Na chodniku przed wjazdem na teren rosyjskiej ambasady ustawiono drewniane krzyże, do których przyczepiono imiona i nazwiska ofiar, ich wiek oraz słowa w języku angielskim "killed by Russians" (zabity przez Rosjan - red.). Były też modele zrujnowanych budynków z napisami symbolizującymi miasta zniszczone prze Rosjan. To m.in. Irpień, Mariupol czy Bachmut.
"Resztę zrobimy sami"
Kulminacją była manifestacja - w wiecu poparcia dla Ukrainy z Belwederskiej 49 pod Sejm przeszły tysiące osób. W tłumie dostrzegam Jewhena i Margarytę. Mają dwie plansze, jedną niebieską z hasłem w języku angielskim, drugą żółtą po polsku. Hasło na każdej jest takie samo: "Nie prosimy o zbyt wiele. Potrzebujemy tylko pocisków artyleryjskich i lotnictwa. Resztę zrobimy sami".
Para przyznaje, że panuje odczucie, że kraje Zachodu, a w szczególności USA "chcą pomóc i dużo obiecują". - Teraz nie mogą się porozumieć w kwestii przyjęcia ustawy w USA ze wielomiliardowym wsparciem. To demonstracyjne plucie nam w twarz - mówi Jewhen Tyhonow. - Obiecali nam tę ustawę. Czekają na nią przede wszystkim żołnierze, którzy codziennie giną na froncie - dodaje Margaryta.
Pytani o sytuację wewnętrzną w kraju, przyznają, że Ukraina boryka się z wieloma problemami, wśród których jest m.in. korupcja. - Nie do końca wiadomo, jak z nią walczyć. Jeżeli wróg jest z zewnątrz, to sprawa jest oczywista, a gorzej, jeśli wróg w postaci korupcji jest w kraju - mówi Jewhen.
Podczas rozmowy o łapówkach wyraźnie zaczął być zdenerwowany, przeklina.
Przyznaje, że nie może zrozumieć tego, jak urzędnik wykorzystuje okazję, do tego, by wzbogacić się na wojnie, podczas gdy inni oddają życie i zdrowie za kraj. - Nie cierpię tego i nie chcę, by w moim kraju tak było. To naleciałości po Związku Radzieckim, których ciężko się pozbyć. Władza z tym walczy, bo widzi sprzeciw społeczeństwa, jednak pytanie, czy nie robi tego zbyt późno - mówi Jewhen.
- Za czasów ZSRR było tak: kradniesz albo umierasz. To myślenie pozostało do dziś. Powoli się od tego odrywamy, zmieniamy, coraz więcej spraw wychodzi na jaw, bo my - zwykli Ukraińcy - nie chcemy czegoś takiego w swoim kraju - wtrąca się Margaryta.
Para jest wdzięczna Polsce za wszelką otrzymaną pomoc. Zwracają jednak uwagę, że stosunki zaczynają się pogarszać. - Ale to za sprawą kacapskiej propagandy. Teraz na granicy trwa walka o ukraińskie zboże, ale też jest z tym powiązana ukraińska korupcja. Odnoszę jednak wrażenie, że niektórzy rolnicy nie widzą naszych starań i dobrych intencji, a zamiast tego są sterowani przez Rosję. My jesteśmy bratnimi narodami, Ukraińcy i Polacy zwyciężą - zapewnia Jewhen.
Przyznał, że po tych dwóch latach stracił zaufanie do prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.
- Na początku był to prezydent, którego nasz kraj nigdy nie miał. To miała być nasza przyszłość i nadzieja, które każdy w nim pokładał. Jednak teraz robi rzeczy kontrowersyjne jak np. dopuszczanie do władzy osób, które pracują dla Rosji. Osoby te zasiadają w Radzie Najwyższej lub są urzędnikami niższych szczebli - argumentuje Jewhen.
- Teraz też nikt z tym nic nie robi. Dlaczego oni w ogóle dalej są w Ukrainie? - oburza się Margaryta. Para przyznaje, że to właśnie Zełenski na początku pełnoskalowej wojny skonsolidował społeczeństwo. - Wszyscy stanęli wtedy oko w oko z wrogiem i to mu się udało. Jednak teraz pojawiło się poczucie niesprawiedliwości - dodaje Jewhen.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Toczymy dwie wojny. Jedna to wewnętrzna a druga zewnętrzna"
W tłumie poruszenie. Na horyzoncie pojawiają się dwa wielkie obrazy niesione przez dwóch mężczyzn. Na obu widnieje wizerunek rosyjskiego dyktatora Władimira Putina i antywojenne hasła.
Autorem obrazów jest Wołodymyr Melymuka. Urodził się w Ukrainie. W Warszawie mieszka od 2012 roku. Jest absolwentem zarówno warszawskiej ASP, jak i Wydziału Architektury w Wyższej Szkole Ekologii i Zarządzania. Zajmuje się malarstwem i architekturą.
- Zacznę od tego, że Polska wobec Ukrainy zachowała i zachowuje bardzo dobrze. Jesteście dla nas jak bracia, a wiadomo, czasami bracia się kłócą, ale gdy trzeba zawsze podadzą sobie ręke - mówi Melymuka.
On również uważa, że Zachód mógł w krytycznym momencie zrobić więcej dla Ukrainy.
- Więcej wsparcia, sankcji, broni a mamy to, co mamy. Wcześniejsza reakcja pozwoliłaby na odparcie tej katastrofy. Rosja nie zaszłaby tak daleko, a może nawet nie zdecydowałaby się nas zaatakować - uważa.
Pytam o korupcję zżerającą kraj. - Najgorszy jest fakt, że ma ona miejsce na wyższych szczeblach wojska, przez co ginie tysiące żołnierzy, którzy poszli bronić kraju i dać pozostałym lepszą przyszłość. Toczymy dwie wojny. Jedna to wewnętrzna a druga zewnętrzna. Bardziej boję się tej wewnętrznej, bo ona sprowadzić może większą katastrofę - zawuaża.
Wołodymyrowi towarzyszy jego kolega Ilia Katamadze.
- Przez dwa ostatnie lata Ukraina broniła każdego kraju w Europie. Europa nam pomaga i daje swój wkład, bo bez niej byłoby nam ciężko. Dlatego jesteśmy wdzięczni za wszelką pomoc, która otrzymaliśmy - mówi Ilia, który zdecydowanie popiera walkę z korupcją.
- Ona zawsze była, ale trzeba z nią w końcu naprawdę zacząć walczyć. Przyjmować realne i konkretne przepisy. Mam nadzieję, że prezydent i parlament będą dostosowywali się do rad i wskazówek Unii Europejskiej i tych zasad, które dają Ukrainie, która umożliwi wygraną z korupcją - podkreśla Katamadze.
"Musimy się jednoczyć, a nie się ze sobą kłócić"
Eliasz ma 26 lat, przyjechał na protest z Wrocławia. - Chcę wesprzeć mój naród wojskowych, którzy oddają coś najcenniejszego; życie za pokój w Europie. Dużo moich znajomych przebywa na froncie, a wielu z nich zginęło. Sam jestem wolontariuszem i co chwilę jeżdżę do kraju z pomocą dla wojskowych - mówi.
Na plakacie ma napis, który nawiązuje do protestów przy polsko-ukraińskiej granicy i do napiętych stosunków między oboma krajami. W jego ocenie odpowiadają za to rosyjskie służby.
- FSB (Federalna Służba Bezpieczeństwa - przyp. red) nie może rozerwać naszych relacji, bo Ukraina, Polska i Białoruś to ludzie pokojowi i bracia. Musimy się jednoczyć, a nie się ze sobą kłócić - apeluje.
Zobacz także
Nie popiera zmiany na stanowisku naczelnego dowódcy Sił Zbrojnych. - Walerij Załużny wiedział pierwszy, że wojna zacznie się wcześniej. To dzięki niemu Ukraina wciąż jest Ukrainą. Zmiana na Ołeksandra Syrskiego ro nieporozumienie. Przecież on jest Rosjaninem, mówią na niego: "generał 300*". Nie wiem, jak on, mając rodzinę w Rosji, jest w stanie podejmować takie decyzje i kierować armią - mówi Eliasz.
*200 i 300 - to w terminologii armii w krajach poradzieckich oznaczenie odpowiednio: zmarłego i rannego żołnierza.
"Kraj go porzucił"
Eliasz przestaje ufać państwu i Zełenskiemu. - Nasi żołnierze nie są zabezpieczeni w broń czy odpowiedni sprzęt. Muszą go kupować za własne pieniądze. Nie myśli się o tych, co zeszli z frontu, bo zostali ranni. Znam przypadki, że ranny wojskowy, by dostać rentę, musiał wręczyć w zamian łapówkę - dodaje.
Jego przyjaciel uciekł z frontu i przyjechał do Polski, gdzie założył firmę. - Kraj go porzucił i nie tylko jego. Bardziej z wrogiem walczą sami Ukraińcy niż władza. Winston Churchill kiedyś powiedział: "jeżeli na wojnie nie walczą dzieci posłów, to jest wojna o biznes".
Awdijiwka padła. "Ludzie nie mieli czym walczyć"
W tłumie jest także Wiktoria i Paweł. Mówią, że z powodu problemów z dostawami upadła Awdijiwka. - Ludzie nie mieli czym walczyć. Nasi żołnierze mogliby zakończyć te wojnę, ale nie mają czym - mówi Paweł.
Wiktoria w Polsce jest od 5 lat, Paweł przyjechał 3 lata temu.
- Ukraina została sama, jak kiedyś Polska, gdy została napadnięta przez Hitlera. Były znaki i sygnały, że Putin zaatakuje, a nikt się na to nie przygotował. Teraz trwa debata w amerykańskim Kongresie i nie mogą się dogadać co zrobić, mimo złożonych obietnic. Rosja atakuje nasz kraj rakietami z Korei Północnej czy dronami z Iranu, a my słyszymy, że pociskiem z Zachodu nie możemy zaatakować rosyjskich magazynów z bronią, które są tuż przy naszej granicy. Nie potrafię tego zrozumieć - mówi Paweł.
Mateusz Czmiel, dziennikarz Wirtualnej Polski