Duży Pałac dla Rafała Trzaskowskiego [OPINIA]
Wyniki wyborów samorządowych pokazują, że faworyt do wygranej w batalii prezydenckiej w 2025 roku jest jeden, i to wyraźny. Jednocześnie testowany przez Prawo i Sprawiedliwość kandydat zawiódł.
08.04.2024 20:31
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Może i przesiadywał w kuchni, może i na debaty z konkurentami chodzić mu się zbytnio nie chciało, może i wiele obietnic na rozwój Warszawy sprzed pięciu lat nie zostało dowiezionych. Ale niepodważalny fakt jest taki, że sam Rafał Trzaskowski "dowiózł". Drugiej tury nie będzie, był pogrom konkurentów w pierwszej.
To zaś oznacza, że Trzaskowski umocnił swoją pozycję w wyścigu o fotel po prezydencie Andrzeju Dudzie. Ciężko sobie dziś wyobrazić scenariusz, o którym mówiono jeszcze kilka dni temu, że w samej Koalicji Obywatelskiej rękawicę Trzaskowskiemu po "nominację" rzuci np. Radosław Sikorski. Wątpliwe też, by po dobrym wyniku prezydenta stolicy zastąpić w roli faworyta do Pałacu Prezydenckiego chciał go Donald Tusk.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wróżenie z fusów
Każdy dziennikarz piszący o polityce wie, że przewidywanie przyszłości w polskiej polityce obarczone jest ryzykiem sporej wtopy. Ludzie potem wyciągają archiwalne teksty, biorą wycinek i się śmieją.
Ale trudno, zaryzykuję. Dziś, w kwietniu 2024 roku, wydaje się, że Trzaskowski nie bardzo miałby z kim wyścig o prezydencki Pałac przegrać. Pod jednym warunkiem: że Prawo i Sprawiedliwość znajdzie co najmniej znośnego kandydata, który awansuje do drugiej tury. Dlaczego tak? Już wyjaśniam.
Zobacz także
Fajny Szymon
Swoich ambicji prezydenckich nie skrywa Szymon Hołownia. Chętnie zamieniłby laskę marszałkowską na żyrandol w Pałacu (tym bardziej, że w kolejce do laski czeka Włodzimierz Czarzasty).
Tyle że największe powyborcze odkrycie personalne, marszałek Hołownia, ludziom już się trochę opatrzyło. Każdy kolejny odcinek Sejmfliksa już nie bawi tak jak pierwsze, bon-moty Hołowni zaczynają się powtarzać, pojawiły się pierwsze wyzwania polityczne (np. obrona swoich ministrów przed rekonstrukcją rządu), wynik wyborczy Trzeciej Drogi w wyborach samorządowych, bądź co bądź najlepszych dla Polskiego Stronnictwa Ludowego, jest niezły, ale nie imponuje.
Hołownia nie ma więc szans w starciu z Trzaskowskim jako pierwszy wybór tych, którzy po ośmiu latach mają dość PiS-u.
Szansę daje mu coś innego: wejście z Rafałem Trzaskowskim do drugiej tury. I wiara, że elektorat PiS-u czy Konfederacji pójdzie zagłosować i postawi krzyżyk przy nazwisku Hołowni - "byle nikt z bandy Tuska".
Nieudany eksperyment
Czy jednak Hołownia ma szansę osiągnąć lepszy wynik od kandydata PiS-u? Nie wiadomo, bo nie wiadomo w ogóle, kogo największa partia opozycyjna wystawi w starciu o Pałac.
Eksperyment z Tobiaszem Bocheńskim się nie powiódł. Niezależnie od zaklinania rzeczywistości, Bocheński w Warszawie uzyskał wynik o wiele gorszy niż pięć lat temu startujący przeciwko Trzaskowskiemu Patryk Jaki. Jaki osiągnął lepszy wynik niż PiS w Warszawie. Bocheński - gorszy. Ci, którzy widzieli w nim drugiego Andrzeja Dudę, muszą czuć się zawiedzeni.
Duda - co przyznają nawet jego przeciwnicy - jest dobrym politykiem kampanijnym. Tu kawka dla idących do pracy, tu po kwiatku dla pań, tam pomidorki na targu, potem karkóweczka u pani Zosi, która kiedyś popierała Tuska, ale teraz to już Dudę.
A Bocheński? Limuzyną do parku, limuzyną do skejtparku, a na deser wykład o wyższości Margaret Thatcher nad Rafałem Trzaskowskim. Zarazem wszystko bez sznytu, który pozwoliłby wyborcom chociaż podziwiać kandydata, jeśli nie ma szans na poczucie wspólnoty. Krótko mówiąc: w kampanii prezydenckiej bez szans.
Kto więc inny? Wystawienie 100 proc. PiS-u w PiS-ie, jak choćby Mateusza Morawieckiego (o Mariuszu Błaszczaku nawet nie mówiąc), to oddanie wyborów walkowerem.
Podobnie byłoby z Beatą Szydło, która w kampanii zapewne poradziłaby sobie dużo lepiej niż Morawiecki, byłaby naturalna, ale obciążenie rządami PiS-u byłoby znaczące.
Lada moment odżyją więc zapewne pomysły wystawienia w wyborach kogoś pokroju Marka Magierowskiego, kończącego swoją misję dyplomatyczną w USA. Czyli inteligenta, błyskotliwego, rozumiejącego świat mediów, bez których ciężko wygrać wybory, znającego języki i salony. Taki "nasz Trzaskowski, ale jeszcze lepszy".
Szkopuł w tym, że Magierowskiego nikt, poza wąską garstką interesujących się polityką, nie zna. I jeśli ktoś teraz chce powiedzieć, że Andrzeja Dudy w 2015 roku też nikt nie znał, to moim zdaniem nie ma w ogóle porównania między tymi sytuacjami.
Po pierwsze, Duda był kojarzonym posłem, europosłem, rzecznikiem PiS-u. Wypowiadał się regularnie do mediów.
Po drugie, przywoływany często przypadek Andrzeja Dudy jako dowód na to, że nie można nikogo skreślać na wstępie, jest bałamutny. Aby Duda wygrał z Komorowskim, musiało wspólnie zaistnieć wiele okoliczności - fatalna kampania Komorowskiego, bardzo dobra Dudy, a także zmęczenie Polaków rządami Platformy Obywatelskiej.
Dziś Polacy są zaś zmęczeni bardziej PiS-em.
Walka o przyszłość
W wyborach, rzecz jasna, udział wezmą też ludzie bez większych szans na wygraną, natomiast z szansami na wzmocnienie swojej pozycji politycznej.
Kogo wystawi Lewica? Naturalną kandydatką wydaje się Magdalena Biejat, która uzyskała bardzo przyzwoity wynik w Warszawie. To jeszcze może być, w wieloletniej perspektywie, duża kariera polityczna po lewej stronie sceny politycznej.
Ciekawe będzie też to, kogo wystawi Konfederacja. Naturalnym kandydatem wydaje się Krzysztof Bosak, ale tam, gdzie dwóch liderów, tam ciągłe starcia o prymat - i nic w tym dziwnego ani złego. Bosak walczyłby o 10, może 12 proc., które ugruntowałyby pozycję narodowców w polskiej polityce.
Zarazem prawda jest taka, że za rok, tuż przed wyborami, być może wyskoczy ktoś powszechnie znany, niekojarzony dotychczas z polityką - niczym Kukiz z konopi. I choć zapewne nie wygra, to namiesza tyle, że takie analizy jak ta będą jedynie śmieszyły.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski