PublicystykaDuda oblał test z lojalności. Na konferencji z Trumpem pokazał, że UE to dla niego "wyimaginowana wspólnota"

Duda oblał test z lojalności. Na konferencji z Trumpem pokazał, że UE to dla niego "wyimaginowana wspólnota"

Kiedy plują na twoją rodzinę, to jej bronisz. Andrzej Duda uważa inaczej - kompletnie nie zareagował na głupoty wygadywane przez Donalda Trumpa na temat Unii Europejskiej i wymiany handlowej. Przysłuchiwał się atakom prezydenta USA, tak jakby one nie dotyczyły nas.

Duda oblał test z lojalności. Na konferencji z Trumpem pokazał, że UE to dla niego "wyimaginowana wspólnota"
Źródło zdjęć: © KPRP | Jakub Szymczuk
Kamil Sikora

19.09.2018 | aktual.: 19.09.2018 12:22

Kiedy prezydent Andrzej Duda chlapnął o "wyimaginowanej wspólnocie", politycy PiS na wyścigi przekonywali, że tak naprawdę chcemy być w Unii Europejskiej. Jednak konferencja prasowa prezydentów Dudy i Trumpa pokazała, że - przynajmniej mentalnie - polski prezydent już dawno Unię opuścił. Bo kiedy Trump atakował Unię, której Polska jest jednym z największych członków, polski prezydent milczał z szerokim uśmiechem na twarzy. Tak, jakby padał deszcz, chociaż z nieba leci coś innego.

- Zostaliśmy okradzeni przez Chiny, zostaliśmy okradzeni przez - proszę mi wybaczyć, panie prezydencie - Unię Europejską, której jesteście częścią. Zostaliśmy oszukani przez wszystkich - stwierdził Trump, na co Duda kompletnie nie zareagował, choć ten moment, gdy Trump zwrócił się bezpośrednio do niego był ku temu doskonałą okazją. Polski prezydent milczał także, gdy dalej Trump kpił nieco z szefa Komisji Europejskiej i z samej Unii, opisując błyskawiczny przyjazd Junckera, kiedy tylko zagroził mu zerwaniem dotychczasowych porozumień handlowych.

Duda miał też okazję odciąć się od błędnych tez i poglądów Trumpa na handel międzynarodowy kiedy amerykański dziennikarz spytał go o wypowiedź Trumpa i o stanowisko Unii. Chciał też wiedzieć, czy Duda przywiózł do Waszyngtonu jakąś wiadomość z Brukseli. Polski polityk nie odniósł się do tego ostatniego wątku, za to płynnie wszedł w narrację Trumpa. Przekonywał, że rozumie jego hasło "America first", a sam jako prezydent Polski wyznaje zasadę "Poland first".

Nie podjął jednak nawet próby wyjaśnienia, że gospodarka to nie gra o sumie zerowej. Że wolny i otwarty handel, nieobwarowany cłami, jest korzystny dla obu stron - także dla Amerykanów. A na wojnie handlowej tracą obie strony. Bo przecież ceł nie płacą Chiny czy Unia, tylko płacą je amerykańscy konsumenci, kupujący obłożone cłami towary. Jeśli ich potrzebują, będą musieli zapłacić więcej. I nawet jeśli niektóre firmy zyskają (na przykład huty stali), bo ich produkty zdrożeją, to inne stracą (producenci, którzy stal wykorzystują, na przykład do produkcji samochodów).

Andrzej Duda sprawiał wrażenie jakby był zachwycony samym faktem, że został zaproszony do Białego Domu. Że w czasie kampanii wyborczej będzie mógł się pochwalić zdjęciem z Trumpem. Sprawiał wrażenie nie partnera, a petenta/klienta (szczególnie, że jednym z tematów było kupienie obecności amerykańskich wojsk w Polsce). Zupełnie inaczej zachowywał się chociażby premier Holandii Mark Rutte. Kiedy Trump mówił o porozumieniu handlowym z Unią, wyraził przekonanie, że nawet jeśli nie zostanie osiągnięty konsensus, "będzie dobrze". - Nie, nie będzie. Musimy wypracować porozumienie - odparł spokojnie, acz stanowczo Rutte.

Polskiemu prezydentowi albo zabrakło refleksu, albo cywilnej odwagi, by stanąć w obronie wspólnoty, której jesteśmy członkiem. A może Andrzej Duda uznał, że nie warto kruszyć kopii o Unię - mogłoby to rozzłościć antyunijny elektorat, do którego chyba jest mu coraz bliżej.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Opinie
usaAndrzej DudaDonald Trump
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)