Sara Lucaroni© archiwum prywatne

Duchy Mussoliniego. Lucaroni: "Włoska prawica nigdy nie rozliczyła się z faszyzmu"

2 października 2023

Faszyzmu takiego, jaki istniał w latach 20. czy 30. XXI wieku we Włoszech, już nie ma. Zmieniła się polityka i sposób jej uprawiania. Ale ideologia nie zniknęła. Włoska prawica nigdy nie rozliczyła się z przeszłością. Wręcz przeciwnie - to w niej czuje się najbezpieczniej - mówi dla Magazynu WP Sara Lucaroni, włoska dziennikarka, autorka książki "Zawsze on. Dlaczego Mussolini nigdy nie umiera".

  • PiS walczy o trzecią kadencję rządów, a na prawo od partii Kaczyńskiego urosła w siłę Konfederacja. Wzrost popularności prawicy i przechylenie wahadła debaty publicznej w prawą stronę to jednak nie jest tylko specyfika Polski.
  • W ostatniej dekadzie nastąpił renesans prawicy w Europie. Poglądy uznawane do niedawna za skrajne weszły do głównego nurtu debaty publicznej, a od Paryża, przez Rzym, Berlin, Budapeszt i Bratysławę umocniły się, wygrały wybory lub utrzymały się przy władzy siły konserwatywno-prawicowe.
  • W serii wywiadów z ekspertami, dziennikarzami, autorami książek o skrajnej prawicy pytamy na łamach Wirtualnej Polski o przyczyny i skutki tego zjawiska. Pokazujemy podobieństwa i różnice między Polską a innymi krajami. Pytamy też o mechanizmy zdobywania, utrzymywania i ugruntowywania przez prawicę i skrajną prawicę władzy poprzez łagodzenie wizerunku, promowanie populistycznych haseł, radykalne reformy ustrojowe i propagandę.
  • W tym odcinku naszego cyklu sprawdzamy, jak to się stało, że we Włoszech po ubiegłorocznym zwycięstwie Braci Włochów powstał najbardziej prawicowy rząd po II wojnie światowej z Giorgią Meloni na czele.

***

Mateusz Mazzini: Czy Fratelli d’Italia, partię premierki Włoch Giorgii Meloni, można określać jako faszystowską, czy to jednak przesada?

Sara Lucaroni*: Według niektórych nazywanie ich reinkarnacją faszyzmu nie jest przesadą. Kiedy Giorgia Meloni szła po władzę, wszystkie najważniejsze amerykańskie czy zachodnioeuropejskie redakcje, w tym "New York Times" czy "Der Spiegel" zgodnie pisały, że Bracia Włosi to partia post-faszystowska. Nawet samej Meloni jednoznacznie przypisano takie poglądy. Tak było wszędzie, tylko nie we Włoszech.

Tutaj mówiło i wciąż mówi się o Braciach Włochach wyłącznie jako o "prawicy". I w tym tkwi sedno problemu - włoska prawica nigdy tak naprawdę nie wyemancypowała się ze swojej przeszłości. Wręcz przeciwnie, w pewien sposób próbuje ją dla siebie odzyskać.

Dlaczego?

Z wielu powodów, które wzajemnie na siebie wpływają. Jednym z nich jest mit "dobrego Włocha", który wciąż jest żywy w dzisiejszym społeczeństwie - można nawet powiedzieć, że Włosi żyją zamknięci wewnątrz tej opowieści.

O co w niej chodzi?

Mit dobrego Włocha wyjaśnia poparcie dla faszyzmu. Zgodnie z nim całą odpowiedzialność za zło II wojny światowej ponoszą nazistowskie Niemcy, a Włochy były i są od tej odpowiedzialności wolne, chociażby dlatego, że istniał tutaj ruch oporu, który potem stał się zarzewiem walk o wyzwolenie kraju. Opowieść o "dobrym Włochu" jest bardzo modna również dzisiaj, bo nikt nigdy nie rozliczył tu dwudziestu lat faszystowskich rządów.

Drugim czynnikiem, który uniemożliwił rozliczenie z przeszłością, była postawa kościoła Katolickiego. Przy pisaniu Sempre Lui korzystałam z dzienników i pamiętników osób, które w czasie wojny i po wojnie były wręcz zdeklarowanymi faszystami. Wielu z nich pisało wówczas, że oficjalne podejście Kościoła do faszyzmu opierało się na niewracaniu do tego, co było. Duchowni radzili z ambony, żeby zamknąć ten rozdział w historii Włoch i zacząć pisać nowy. Aby wybaczyć tym, którzy krzywdzili, i po prostu iść dalej.

W połączeniu z pewnymi cechami włoskiego stylu bycia, nierzadko powierzchownego i nieodpowiedzialnego, oraz wymówką w postaci konieczności odbudowania zrujnowanego po wojnie państwa, dało to efekt przykrycia faszystowskiej przeszłości. Włosi wmówili sobie, że w głębi serca są przecież dobrym narodem, wykorzystanym przez Hitlera i nazistów. Ofiarą wojny. To samo mówimy o kolonializmie - że budowaliśmy domy w Afryce i wcale nie zabijaliśmy autochtonów. Oto podstawy tego mitu, który jest przecież absurdalny. Ale ubiegłoroczne zwycięstwo wyborcze Braci Włochów było dowodem na siłę tego zjawiska.

Premierka Włoch Giorgia Meloni
Premierka Włoch Giorgia Meloni© Getty Images | Antonio Masiello

Kto głosuje na Braci Włochów? W Europie w elektoratach partii skrajnie prawicowych często widać wyraźne tendencje demograficzne. VOX popierają głównie młodzi mężczyźni, niechętni feminizmowi i liberalizacji norm społecznych. Podobnie jest w Polsce z Konfederacją. A we Włoszech?

Tu prawicę popierają przede wszystkim wykluczeni, zwłaszcza materialnie. Bardzo dużo ludzi o niższym statusie finansowym zagłosowało na Giorgię Meloni. Ona zebrała głosy dokładnie tych, których porzuciła lewica.

To refren całej współczesnej Europy.

Ale we Włoszech widać to chyba najmocniej. Elektorat Braci Włochów to ludzie, którzy na różne sposoby czują się porzuceni przez polityków i nimi rozczarowani. Należy jednak pamiętać, że ich wynik z ubiegłego roku to tylko 26 proc. Nie reprezentują większości społeczeństwa, bo większość nie uczestniczy w życiu politycznym. Włosi nie głosują, nie angażują się. A najwięcej z tych, którzy teraz zostają w domach w dniu wyborów, to dawny elektorat lewicy, zwłaszcza Partii Demokratycznej. Natomiast ci mniej zamożni wyborcy, którzy jeszcze niedawno głosowali na Ruch Pięciu Gwiazd, zostali zagarnięci przez Meloni.

Dlaczego właśnie przez nią?

Dlatego, że kiedy musieli skonfrontować się z niełatwą rzeczywistością: kryzysem gospodarczym, pandemią i jej skutkami, napływem imigrantów - zamiast stawić tym problemom czoła, uciekli do bezpiecznej przeszłości. Nawet jeśli nie była ona jakoś szczególnie cudowna, i tak była lepsza od teraźniejszości. Meloni wykrzykiwała slogany, przedstawiała uproszczoną wersję świata, ignorując wszelkie złożoności. Owszem, trzeba też dodać, że politycy włoskiej lewicy byli nieudolni, nie potrafili się jej przeciwstawić w żaden sposób. Niemniej korzenie sukcesu Braci Włochów znajdują się właśnie w nieoczyszczonych z faszyzmu mitach na temat włoskiej przeszłości.

Bezradność lewicy osobiście widziałem we Włoszech w czasie kampanii. Ale słabość rywala nie tłumaczy skuteczności Meloni. Jak udało się jej przykryć swoją faszystowską przeszłość i przesunąć debatę wyborczą na tematy gospodarcze i podatkowe?

Nawet jeśli ona akurat teraz o czymś nie mówi, to nie znaczy, że dany temat przestał być ważny dla jej środowiska. Wręcz przeciwnie - w tle wciąż przewijają się te same idee.

Jakie?

Zilustruję to przykładem z ostatnich tygodni. W tej chwili jednym z najbardziej bulwersujących tematów we Włoszech jest książka Świat na odwrót autorstwa Roberto Vanacciego, generała w stanie spoczynku. To praktycznie manifest suwerenistyczny, pochwała nacjonalizmu i ultrakonserwatywnego światopoglądu, do którego dochodzą opisy rzeczywistości przez pryzmat seksizmu czy rasizmu. Napisana jest w formie anegdotek i luźnych rozmów prowadzonych przez znajomych w barze, więc łatwo się ją czyta. Vanacci już zarobił na niej ponad milion euro – a wydał ją na Amazonie, więc wyobraź sobie, ile musiał sprzedać egzemplarzy.

I właśnie idee, które Vanacci opisuje w książce, to te same, na których opierali swoją kampanię Bracia Włosi: sprzeciw wobec praw mniejszości seksualnych, nieprzyjmowanie do kraju migrantów, przywrócenie ważnej roli tradycyjnej rodziny w społeczeństwie.

Vanacci biega teraz zresztą po wszystkich programach w telewizji i podkreśla, że z poglądami ze Świata na odwrót identyfikuje się znaczna część włoskiego społeczeństwa, więc on za nie przepraszać nie będzie. Forza Nuova [radykalna partia narodowa, często obecna na polskim Marszu Niepodległości - przyp. red.] próbowała nawet wystawić go w wyborach uzupełniających do senatu, na miejsce zwolnione po śmierci Silvio Berlusconiego.

Ale moim zdaniem ta książka jest odzwierciedleniem nie tylko idei, które wyznają dzisiaj Włosi, ale też sposobu, w jaki przeżywają politykę. Proste koncepcje, skondensowane w kilku swobodnych rozmowach przy barowym stoliku. To także odzwierciedlenie sposobu uprawiania polityki przez Giorgię Meloni - i jedno ze źródeł jej sukcesu. Dla mnie to zjawisko niesamowite i przerażające jednocześnie. Ona nigdy nie powiedziała całej prawdy o swojej przeszłości, nie jest w stanie wypowiedzieć słowa "antyfaszyzm".

Giorgia Meloni i Mateusz Morawiecki. Sara Lucaroni: "Według niektórych komentatorów, nazywanie partii premierki Włoch reinkarnacją faszyzmu, nie jest przesadą"
Giorgia Meloni i Mateusz Morawiecki. Sara Lucaroni: "Według niektórych komentatorów, nazywanie partii premierki Włoch reinkarnacją faszyzmu, nie jest przesadą"© PAP | Andrzej Lange

Bo?

Bo nie może. Bo historia dwudziestu lat włoskiego faszyzmu oraz idee jego ojców założycieli stanowią część jej kultury politycznej. A przede wszystkim - dlatego, że spora część jej elektoratu wciąż się z takimi poglądami identyfikuje.

Nigdy nie zgodziła się przecież na zmianę symbolu swojej partii, w którym jest trójkolorowy płomień w barwach włoskiej flagi, a więc znak Włoskiego Ruchu Społecznego (MSI), partii powstałej na gruzach faszyzmu. Niedawno w mediach społecznościowych pojawił się post, w którym Meloni wychwala dokonania Giorgia Almirantego, jednego z założycieli MSI, autentycznego faszysty, niegdyś redaktora rasistowskiej gazety "Obrona Rasy".

Wcześniej, jeszcze jako szefowa ministerstwa ds. młodzieży w rządzie Silvio Berlusconiego, uczestniczyła w obchodach upamiętniających śmierć młodych działaczy skrajnej prawicy, a jej przybocznym był wtedy Giuliano Castellino, jeden z liderów Forza Nuova. Castellino dostał wyrok sześciu miesięcy ograniczenia wolności za udział w zamieszkach po jednej z demonstracji przeciwko migrantom w 2017 r., a cztery lata później razem z innymi działaczami Forza Nuova uczestniczył w ataku na stołeczny budynek CGIL, włoskiej centrali związków zawodowych.

Przypomnę, że tak samo zaczynał Benito Mussolini. Jego ludzie w latach 1919-1920 atakowali siedziby ruchów związkowych.

Tylko dlaczego Włosi dają przyzwolenie na takie rzeczy? Kraj z zewnątrz wygląda na stabilną demokrację z dobrze rozwiniętym społeczeństwem obywatelskim. Silne i niezależne media, szeroka klasa inteligencka.

Dlatego, że cała włoska prawica, równolegle do prowadzenia tego dyskursu pod tytułem "nigdy nie zapominajcie o przeszłości", robi wszystko, żeby stworzyć dla siebie wizerunek prawicy nowoczesnej.

To już są inne partie - nie mają swoich bojówek, nie praktykują politycznie motywowanej przemocy, tak jak miało to miejsce w czasie dwudziestolecia faszyzmu. Dziś chodzi o to, żeby wyglądać nowocześnie. Zobacz, na początku Meloni była antyunijna, teraz stała się przyjaciółką Ursuli von der Leyen. Jej polityka jest w tej chwili pełna sprzeczności: z jednej strony cały czas utrzymuje konserwatywny kurs w polityce społecznej, a z drugiej - zbliżyła się do UE.

Wspiera też NATO, chwali wysiłki Amerykanów we wspieraniu Ukrainy, co zresztą Liga [dawniej Liga Północna - przyp. red.], ale też inne grupy radykalne, istniejące poza sceną partyjną i kwestionujące samą ideę demokracji, jak chociażby faszystowska CasaPound, ostro jej wypominają.

Natomiast w przypadku prawicy parlamentarnej mamy do czynienia z ludźmi, którzy zdobyli mandat w wyborach powszechnych, przysięgali na konstytucję - ale też jednocześnie zostali wybrani na bazie idei, które niekoniecznie idą z demokracją w parze.

Lewica kompletnie nie jest w stanie się temu przedstawić. Jest pozbawiona idei, nie stanowi alternatywy. Nie ma nawet charyzmatycznych liderów. A we Włoszech silny przywódca zawsze bardzo się podoba. To zresztą widać na przestrzeni ostatnich 30 lat, już Berlusconi taki był. Zdecydowany, czasem agresywny w swoich wypowiedziach, ale przedstawiający się jako ten, który rozwiąże wszystkie problemy.

Od czasów Mussoliniego zawsze dominowali we Włoszech przywódcy polityczni, którzy byli synonimami własnych partii, zawłaszczali je. Wszystko zależało od nich, dlatego mamy od lat parlament, do którego wchodzą żony, kochanki, konkubiny, synowie, córki czy pasierbice, tak samo jest w wyborach do europarlamentu. Polityka jest po prostu wykorzystywana do celów osobistych.

Włosi się już na to znieczulili. Ale jednocześnie stracili zaufanie do całej klasy politycznej i instytucji publicznych. Nie wiem czy to widać również w Polsce, ale to u nas ogromny problem - dla społeczeństwa naturalne jest, że polityka nie jest służbą publiczną, tylko załatwianiem swoich interesów. Więc kiedy pojawia się ktoś, kto obiecuje, że wszystko to naprawi, szybko zyskuje popularność.

Przestawienie polityki na takie tory to zjawisko antropologiczne, dotyka natury Włochów jako społeczeństwa. Ale jest moim zdaniem jednym z największych sukcesów prawicy w ostatnich dekadach.

Czy Meloni rok po wygranej w wyborach jest już inną polityczką? Zmieniła swój wizerunek jako szefowa rządu?

Ci, którzy w to wierzą, też się mylą. Meloni szła przecież po władzę na fali zmiany i nowości, którą miała przynieść. Zyskała na tym, że stała się pierwszą kobietą na tym stanowisku. Tylko że ona nie reprezentuje nic nowego. Zawsze robiła to samo. W polityce działa odkąd skończyła 14 lat, jest jedną z najbardziej doświadczonych osób na włoskiej scenie partyjnej. I zawsze była taka sama. Wcześniej po prostu zyskiwała popularność, stając w opozycji do rządów Mario Draghiego i Giuseppe Conte - ich mogła swobodnie atakować, ale celowała właśnie w osoby przywódców, między innymi w kwestii migrantów.

Potem jednak sama została premierką i musi jakoś zarządzać tą sprzecznością. Jednym z motorów napędowych ubiegłorocznej kampanii była krytyka akcyzy paliwowej i opłat za paliwa kopalne - cały czas krzyczała, że są za wysokie. Od kiedy sama rządzi, są jeszcze wyższe, wyższe niż kiedykolwiek.

I czym to teraz tłumaczy?

Co tydzień czym innym. Ale w realne przyczyny nie wchodzi - również dlatego, że nie ma na swoim zapleczu nikogo, kto byłby w stanie to wyjaśnić, uzasadnić. Jej rząd tworzą ludzie niedoświadczeni i po prostu niekompetentni. Ona sama jest wprawdzie zawsze przygotowana, ma opinię polityczki, która nieustannie się doucza, ma argumenty, ale wokół niej jest pustka.

Trzonu Braci Włochów nie stanowią eksperci, tylko osobistości folklorystyczne, jak szef senatu Ignazio La Russa, znany kolekcjoner pamiątek po Mussolinim i czasach faszyzmu. Co chwilę wywołuje jakiś skandal, zresztą takich jak on jest tam wielu. Meloni nie jest już taka skuteczna, bo nie może używać swojej głównej broni, czyli atakowania tych, którzy sprawują władzę. Nie może być opozycją dla siebie samej. W instytucjach państwowych są rzeczy niezmienialne, które trzeba wykonać i tego się nie przeskoczy. Dlatego obywatele zaczynają zauważać rysy na jej jednolitym, silnym wizerunku.

Meloni ma chociażby spore problemy z płacą minimalną, której nie chce za żadne skarby podnosić. I przylgnęła do niej i jej rządu etykieta polityków, którzy odwracają się od ubogich - a przecież mieli pomagać przede wszystkim właśnie im. Wiele osób uważa teraz, że Braciom Włochom marzy się społeczeństwo korporacjonistyczne, dokładnie jak za czasów Mussoliniego.

Teraz Meloni mówi publicznie głównie o kwestiach ekonomicznych, awantura wokół migrantów ucichła. A to przecież Bracia Włosi mieli zatrzymać ich napływ, zatapiać łódki, blokować Morze Śródziemne - i co?

Meloni, razem z całą swoją prawicową koalicją, cały czas próbuje przedstawić kwestię migrantów jako permanentny włoski kryzys, podczas gdy to wcale nie jest kryzys.

Migranci na statku ratunkowym "Open Arms", 25.07.2023 r., po uratowaniu przez włoską straż przybrzeżną
Migranci na statku ratunkowym "Open Arms", 25.07.2023 r., po uratowaniu przez włoską straż przybrzeżną© Getty Images | SOPA Images

Nie?

Owszem, brakuje spójnych polityk, rozwiązań na poziomie systemowym, które rozwiązałyby problem przybywania tych ludzi do Włoch, ale to wciąż nie jest ciągły stan alarmowy. Dla Braci Włochów to jednak problem, bo padają ofiarą własnej propagandy z czasów, kiedy byli opozycją. A kwestią migracyjną zarządzają gorzej niż robiły to władze lewicowe.

Nie znaczy to jednak, że Meloni przestała straszyć migrantami. Z jednej strony nie umie rozwiązać problemu we własnym kraju, bo potrzebuje do tego silnego zaplecza i zwartych instytucji na wysokim poziomie. Z drugiej - jeździ po Europie i dalej propaguje antyimigracyjną retorykę.

Bywa w Hiszpanii, na wiecach partii VOX, niedawno pojechała też na Węgry, gdzie u Orbana wskrzesiła stare faszystowskie hasło "Bóg, Ojczyzna, Rodzina". Cały czas mówi też o patriotach i patriotyzmie, choć obu tych słów używa właśnie w takim rozumieniu, jakie mieli faszyści - czyli wykluczającym, a nie inkluzywnym, takim, jakie zawarte zostało chociażby we włoskiej konstytucji.

Mnie osobiście jej wystąpienie z Budapesztu mocno dotknęło. Mówiła tam, że "wszystko to, co nas definiuje, jest teraz pod ostrzałem". Alarmowała, że czeka nas walka o przetrwanie rodziny i wiary. To ma odzwierciedlenie w polityce jej rządu. Liga - a więc jej koalicjant - chce przedłożyć projekt ustawy nakazującej zawieszenie krzyży we wszystkich budynkach publicznych, w tym w szkołach. A przecież włoskie państwo jest według prawa państwem świeckim. Dlatego takie projekty mnie osobiście przywodzą na myśl czasy faszyzmu.

Czy ona na tych sprzecznościach traci? Najpierw obiecuje ograniczenie migracji, potem tego nie osiąga. Z antyunijnej polityczki robi się partnerką do dyskusji dla Brukseli. To osłabia jej pozycję?

Włoski rząd nie ma zdolności, żeby sobie z kwestią migracyjną poradzić we własnym zakresie. A już na pewno nie z tym rządem. To, co Meloni próbuje zrobić, to zmiany techniczne, a nie systemowe.

Blokuje porty, odsyła statki ratunkowe do możliwie najdalszych miast, po to żeby migrantów rozrzucić po kraju, ale to tylko rozwiązania prowizoryczne. Próbuje również dogadać się z rządami w Afryce - Włochy de facto sponsorują istnienie libijskiej straży przybrzeżnej, a ona nierzadko strzela do migrantów, którzy schodzą na wodę.

Niby ma też tych swoich sojuszników zagranicą, ale powiem szczerze, że jak patrzę na Orbana, to za każdym razem jestem pewna, że akurat on dba tylko o własny interes i robi co mu się podoba, bez względu na sojusze.

Czy w tym dyskursie migracyjnym odnajduje pani ślady faszyzmu?

Trzeba rozgraniczyć pewne rzeczy. Faszyzmu takiego, jaki istniał w latach 20. czy 30. XX wieku we Włoszech, już nie ma. Zmieniła się polityka i sposób jej uprawiania. Nie znaczy to jednak, że całkowicie zniknęła sama ideologia. Echa faszyzmu znaleźć można dzisiaj gdzie indziej - w seksizmie, w ksenofobii, w rasizmie, który we Włoszech jest bardzo silny. Ale mimo wszystko nie czuję, by było uprawnionym mówienie o "powrocie faszyzmu z XX wieku".

To z czym mamy dzisiaj do czynienia, to nie jest taka prawica faszystowska, jak dawniej. To faszyzujący suwereniści, którzy jednak poruszają się w ramach konstytucji teoretycznie antyfaszystowskiej. Dlatego nie chcę robić analogii z dawnym faszyzmem.

Za rok wybory do europarlamentu, Meloni już zapowiada, że chce stworzyć sojusz suwerenistycznej prawicy i wziąć Brukselę szturmem. Międzynarodówka narodowców jest w ogóle możliwa?

Kilka dni temu Liga Matteo Salviniego zorganizowała swój doroczny zjazd delegatów, na który zaproszono również Marine Le Pen. Salvini określił ją potem jako "wyjątkową kobietę" i powiedział, że błędem byłoby odrzucanie zaproszenia do jakiegokolwiek sojuszu z jej udziałem. Trudno o mocniejszy przekaz.

Salvini wypowiedział te słowa, a Meloni nie - ale tylko dlatego, że Meloni moim zdaniem nie mogła tego zrobić. Marine Le Pen była oskarżana o branie pieniędzy od Kremla, tak samo jak Salvini. Meloni musi już na takie sojusze uważać, ale Salvini swobodnie może je budować. Moim zdaniem to jest jakaś zapowiedź tego, co będzie działo się w Europie w najbliższych miesiącach.

Były prezydent Włoch Giorgio Napolitano, premierka Giorgia Meloni i wicepremier oraz minister infrastruktury i transportu w jej rządzie, Matteo Salvini
Były prezydent Włoch Giorgio Napolitano, premierka Giorgia Meloni i wicepremier oraz minister infrastruktury i transportu w jej rządzie, Matteo Salvini© Getty Images | Antonio Masiello

Kto miałby tej ofensywie przewodzić? Meloni zachowuje się, jakby widziała w tej roli właśnie siebie.

Oczywiście, w końcu jest jedyną w tym gronie, która rządzi ważnym europejskim krajem. Ale partie suwerenistyczne, narodowe, antyunijne, wykluczające, rosną w siłę w całej Europie - również w Polsce. Trzeba obserwować dalsze kroki ich liderów. Salvini zresztą już powiedział, że brak takiego sojuszu w poprzednich wyborach do Parlamentu Europejskiego był błędem. Meloni na pewno spróbuje osiągnąć to, co jemu się nie udało. Oś takiego porozumienia w Europie już zresztą istnieje.

Sara Lucaroni - włoska dziennikarka, reporterka, autorka bestsellerowej książki "Sempre lui. Perché Mussolini non muore mai" (wł. "Zawsze on. Dlaczego Mussolini nigdy nie umiera"), opisującej włoskie zmagania z dziedzictwem faszyzmu. Pisze o skrajnej prawicy w Europie, ISIS oraz krajach Bliskiego Wschodu. Współpracuje z telewizją publiczną RAI oraz tygodnikiem "L’Espresso".

Mateusz Mazzinireporter, stały współpracownik "Gazety Wyborczej", "Polityki" i "Przeglądu". Absolwent University of Oxford, badacz wizytujący na University College London. Nominowany do nagrody Grand Press za reportaż prasowy w 2020 r. Pisze o krajach Ameryki Łacińskiej, Globalnego Południa i Europy Zachodniej. Publikował między innymi w "Washington Post", "Foreign Affairs", "Foreign Policy", "El Pais" i innych tytułach zagranicznych.

Źródło artykułu:WP magazyn