PolskaDrużyna pierścienia

Drużyna pierścienia

Ich życiorysy często dzieli przepaść, ale teraz walczą pod wspólną chorągwią. Polski oddział partii Libertas to zbiór politycznych outsiderów. Ale to wcale nie znaczy, że już na zawsze wypadli poza boisko.

Drużyna pierścienia
Źródło zdjęć: © AFP

Kto ma telewizję, ten ma władzę – maksyma, którą w późnym PRL sformułował Mieczysław F. Rakowski, nijak nie sprawdza się w warunkach demokracji. Bo choć Libertas telewizję (publiczną) już ma, do władzy mu jeszcze daleko. W sondażu przeprowadzonym pod koniec kwietnia przez TNS OBOP Libertasu jako ugrupowania, na które odda swój głos w wyborach do Parlamentu Europejskiego, nie wskazał ani jeden z blisko tysiąca ankietowanych. Nie pomogło to, że TVP rządzi Piotr Farfał – człowiek Ligi Polskich Rodzin, której działacze tworzą teraz trzon Libertasu. Nie pomogły transmisje na żywo z konferencji prasowych partii ani wywiad w najlepszym czasie antenowym z Declanem Ganleyem, irlandzkim milionerem, twórcą i sponsorem Libertasu. Nawet zaproszenie Lecha Wałęsy na odbywający się w Rzymie europejski kongres partii wzbudziło tylko niesmak (a z sali do byłego prezydenta RP krzyczano: „Bolek, ty zdrajco!”).

Co zniechęca wyborców?
Eurosceptyczny program przeciwstawiający się między innymi dalszej integracji UE czy wprowadzeniu w Polsce waluty euro? A może raczej skład osobowy, zbiór przegranych polityków wywodzących się z rozmaitych, często bardzo odległych ideowo ugrupowań?

Nawrócić Unię

Libertasowi Polska szefują Artur Zawisza i Daniel Pawłowiec. Zawisza to były polityk Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, PiS, a ostatnio Prawicy RP, kanapowej partii założonej przez Marka Jurka. Zasłynął żądaniem, by parlament uznał Chrystusa za króla Polski. Z kolei Pawłowiec to były poseł LPR, a jeszcze wcześniej działacz Młodzieży Wszechpolskiej. Ma 31 lat, pochodzi ze Szczecina. Tam właśnie zorganizował w 1999 roku demonstrację przeciw NATO-wskim nalotom na Belgrad. – Ataki NATO na Jugosławię to wyraz imperialistycznej polityki USA – oświadczył na wiecu. W 2004 roku bez powodzenia startował do Parlamentu Europejskiego. Za to rok później wszedł do Sejmu. Jako poseł pracował nad nową ustawą lustracyjną oraz domagał się od MSWiA karania ze eksponowanie wizerunku Che Guevary.

Ukoronowanie jego kariery nastąpiło w styczniu 2007: w wyniku podziałów stanowisk w koalicji PiS–LPR–Samoobrona Pawłowiec został sekretarzem stanu w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej.

Na pytanie, dlaczego zaczął działać w Libertasie, odpowiada jednym tchem: – Idea i program Libertasu są zbliżone do mojej dotychczasowej postawy politycznej, szczególnie wobec Unii. Suwerenne państwa powinny dalej decydować o swoich sprawach. I to w programie Libertasu podoba mi się najbardziej – mówi Pawłowiec.

W manifeście ideowym partii Libertas czytamy: „Wierzymy, że Unia Europejska ma nieograniczony potencjał. Jest to jeden z najlepszych, najbardziej udanych projektów w historii świata. Projektów, który jednak zgubił swoją drogę. Jego pomysłodawcy chcieli, żeby Europa była tworzona przez ludzi i dla ludzi. Ci wybrani, którzy mieli reprezentować uczciwy rząd zjednoczonej Europy, stali się nieodpowiedzialni, przekupni i antydemokratyczni”. W tych słowach mieści się cała oficjalna linia partii Declana Ganleya: Unia jest dobra, ale w innym kształcie.

Piotr Ślusarczyk, kandydat do Parlamentu Europejskiego z listy na Śląsku, dodaje: – Sprzeciwiamy się konstytucji europejskiej w proponowanym kształcie. Walczymy o reaktywowanie polskich stoczni. To podstawa programu.

Ślusarczyk także wywodzi się z LPR. W rządzie PiS–LPR–Samoobrona był ministrem w kancelarii premiera. Zrobiło się o nim głośno, gdy kazał zawieźć gości na własne wesele służbowym busem. Ostatnio, gdy szefem TVP został Piotr Farfał, Ślusarczyk dostał posadę specjalisty w telewizyjnym dziale reemisji sygnału.

Z narodem na ustach

Ale polski Libertas to nie tylko LPR. Szanse na polityczne życie dostali tu działacze kilku innych ugrupowań, których nazwy – najdelikatniej mówiąc – nie są specjalnie znane: Piast, Przymierze Narodu Polskiego, Naprzód Polsko.

– W Unii Europejskiej są dwa nurty: kosmopolityczno-liberalistyczno-globalistyczny oraz narodowy dążący do zachowania suwerenności państw. My reprezentujemy ten drugi. I właśnie dlatego sprzeciwiamy się traktatowi lizbońskiemu – mówi Zdzisław Podkański ze stronnictwa Piast, poseł do Parlamentu Europejskiego, który ubiega się o reelekcję jako kandydat Libertasu z okręgu lubelskiego.

Polityczna kariera Zdzisława Podkańskiego, pszczelarza z zamiłowania, jest długa. Zaczął ją w roku 1970 w Zjednoczonym Stronnictwie Ludowym, gdzie doszedł do funkcji szefa zarządu wojewódzkiego w Lublinie. Pracował jednocześnie w Stowarzyszeniu Twórców Ludowych. To wystarczyło, by w 1996 został ministrem kultury w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza. Mimo negatywnych opinii resortowych komisji minister Podkański przyznawał dotacje powiązanym z PSL czasopismom „Sycyna”, „Gospodarz” i „Poradnik Sołecki”. Obciął za to subwencje dla pism poświęconych kulturze i mniejszościom narodowym. Skończyło się to listem otwartym Jerzego Giedroycia, w którym słynny twórca i redaktor paryskiej „Kultury” domagał się odwołania ministra. Bez skutku. Z PSL Podkański rozstał się trzy lata temu, gdy będąc już w Parlamencie Europejskim, wstąpił do eurosceptycznej frakcji Unia na rzecz Narodów.

Podobną woltę wykonał ostatnio Krzysztof Zaremba, do ubiegłego miesiąca senator Platformy Obywatelskiej, a teraz kandydat Libertasu do PE z okręgu zachodniopomorskiego. Zaremba rzucił legitymację partii Donalda Tuska w proteście przeciw polityce rządu w sprawie stoczni. I natychmiast dostał propozycję przejścia do Libertasu. – I Irlandczycy, i my, Polacy, jesteśmy narodem buntowniczym, ale w tym dobrym wydaniu. Ani oni, ani my nie damy sobie narzucać żadnych regulacji, które nie są w porządku – tak Zaremba tłumaczy zmianę barw partyjnych. – Dlaczego niemieckie stocznie mogą być wspierane i dotowane przez niemiecki rząd, a nasze nie? Będziemy walczyć o ograniczenie kompetencji brukselskich urzędników. Jeśli rząd Polski nie chce walczyć, jego sprawa. My będziemy – zapowiada z zapałem.

Ale dotychczasowa aktywność polityczna Krzysztofa Zaremby jest raczej skromna. Był radnym Szczecina, a w latach 2001–2007 posłem. W czasie ostatnich wyborów wokół Zaremby wybuchła awantura. Lokalni działacze partii chcieli, by startował do Sejmu z odległego 23. miejsca na liście. Miała to być kara za lenistwo w parlamencie. Poparcia nie udzieliło Zarembie nawet jego rodzime koło partii w szczecińskiej dzielnicy Pogodno. Jeden z działaczy zarzucił mu nawet, że polityczny byt zawdzięcza wyłącznie nazwisku odziedziczonemu po dziadku Piotrze, pierwszym powojennym prezydencie Szczecina. Ostatecznie sprawę rozstrzygnął podobno sam Donald Tusk – Krzysztof Zaremba wystartował do Senatu.

Teraz jego partyjnymi kolegami są byli działacze LPR, Unii Polityki Realnej, powiązani z Radiem Maryja Anna Sobecka i Ryszard Bender czy profesor Ryszard Kozłowski, który od lat twierdzi, że Polskę można ogrzać i oświetlić za pomocą wód geotermalnych (tą ideą zaraził ojca Tadeusza Rydzyka). Po prostu: dream team.

Igor Ryciak
współpraca Agata Jankowska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
libertaseurowyborypartia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)