Drugi rządowy Tu‑154 prawie się rozbił
Podczas lotu szkolnego drugiego rządowego Tu-154 M doszło do incydentu, który mógł doprowadzić do katastrofy. Dowództwo 36. Specpułku chce utajnienia raportu z incydentu - informuje Polityka.pl. Rzecznik Dowództwa Sił Powietrznych ppłk Robert Kupracz zapewnił, że był to zwykły incydent, podczas szkolenia pilot popełnił błąd. Kupracz zapewnił, że nie było zagrożenia.
24.03.2011 | aktual.: 24.03.2011 18:49
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
17 lutego tupolew (bliźniak samolotu, który rozbił się pod Smoleńskiem) wykonywał lot treningowy, korzystając z lotniska wojskowego w Mińsku Mazowieckim. Czteroosobowa załoga samolotu ćwiczyła starty i podejścia do lądowania.
Serwis Polityka.pl podaje, że podczas jednego ze startów pilot-instruktor popełnił błąd - na wysokości zaledwie kilkudziesięciu metrów nad ziemią, przy zbyt małej prędkości i przy wysuniętym podwoziu, "schował" klapy w skrzydłach. Samolot zaczął niebezpieczne tracić siłę nośną.
Informatorzy serwisu Polityka.pl mówią, że wszystkie te czynności wykonano "na odwrót" i mogło to skończyć się rozbiciem maszyny. Do tragedii nie doszło dzięki technikowi pokładowemu, który po tym, jak instruktor popełnił błąd, krzyknął: "Co z podwoziem?". Dopiero wtedy pilot-instruktor przestawił klapy i zwiększył siłę nośną samolotu.
Okoliczności zdarzenia przez miesiąc badała komisja powołana przez dowódcę 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego płk. Mirosława Jemielniaka. Raport został zatwierdzony 23 marca. Opatrzono go klauzulą niejawności, co jest nową praktyką przy tego typu zdarzeniach. Dotychczas wszelkie tego typu raporty były jawne.
Rzecznik Dowództwa Sił Powietrznych ppłk Robert Kupracz potwierdził, że 17 lutego tupolew odbywał loty szkoleniowe, m.in. z wykorzystaniem lotniska w Mińsku Mazowieckim. Po zakończeniu lotu, zgodnie z procedurami, przejrzano rejestratory kontroli lotu.
- W trakcie tego przeglądu stwierdzono pewne nieprawidłowości, w związku z tym dowódca 36. specpułku powołał komisję do zbadania tego incydentu lotniczego. Komisja zaliczyła to zdarzenie do kategorii "incydent zwykły". To już świadczy o tym, że nie ma mowy o tym, by mogło dojść do katastrofy, dlatego że gdyby była taka realna groźba, to wtedy kategoria tego zdarzenia brzmiałaby "poważny incydent lotniczy" - tłumaczył Kupracz.
Jego zdaniem decyzja komisji świadczy o tym, że doszło do błędu pilota, "który mógł się wydarzyć podczas lotów szkoleniowych". O jaki konkretnie błąd chodzi, tego ppłk Kupracz nie podał, ponieważ karta badania incydentu lotniczego jest dokumentem zastrzeżonym.