Dramatyczny los afgańskich wdów
- Nie byłam szczęśliwa w swoim małżeństwie. (…) Ale po śmierci męża moje życie obróciło się ze złego w jeszcze gorsze - opowiada w rozmowie z "Wall Street Journal" jedna z niezliczonych wojennych wdów w Afganistanie. W tym kraju śmierć męża oznacza dla kobiety piekło.
08.11.2015 | aktual.: 08.11.2015 16:26
Najpierw, od 1979 r., trwająca dekadę wojna z Sowietami. Potem wewnętrzny konflikt między zwycięskimi mudżahedinami, kilka lat surowych rządów talibów, a na końcu kilkunastoletnia wojna wypowiedziana przez Zachód Al-Kaidzie i jej talibskim sprzymierzeńcom. Afganistan od ponad trzech dekad nie zaznał spokoju. To bardzo długo jak na kraj, w którym 41 proc. z ponad 32-milionowego społeczeństwa nie skończyło nawet 14 lat. Większość Afgańczyków zwyczajnie nie zna pokoju lub pamięta go jak przez mgłę.
A kraje ciągnących się wojen, to także kraje wojennych wdów. Już kilka lat temu szacowało się, że w Afganistanie jest ich około dwóch milionów. Ze względu na niski status kobiet w tradycyjnych społecznościach, to, że są one często niewykształcone, nawet niepiśmienne i nigdy nie pracowały poza domem, po śmierci mężów ich los staje się wyjątkowo dramatyczny. Wiele z nich nawet nie wie, jak zwrócić się do władz o pomoc. Nierzadko nie mogą liczyć nawet na wsparcie ze strony swoich rodzin - są pozostawione same sobie.
To m.in. z tych powodów amerykański dziennik "Wall Street Journal", który opublikował niedawno reportaż o afgańskich wdowach, ocenia, że to "jedna z najbardziej narażonych grup" społecznych w kraju. Bez wsparcia i dochodu zdarza się, że lądują na ulicach, czasem z dziećmi.
"WSJ" zamieścił w swoim materiale m.in. zdjęcie starszej już kobiety, Mahty. Ta wojenna wdowa udaje na ulicach Kabulu upośledzoną, żebrząc o drobne, bo inaczej nie byłaby w stanie przeżyć. Dziennik opisał też historię Mariam, której mąż, uliczny sprzedawca, zginął w ataku bombowym w 2011 r. Po jego śmierci kobieta musiała zabrać ze szkoły dwóch ich synów i wysłać do pracy jako drobnych handlarzy. Nie miała pieniędzy na opłacenie mieszkania, więc przeprowadziła się z dziećmi do prowizorycznego namiotu. - Nie byłam szczęśliwa w swoim małżeństwie - wyznała gazecie. - Ale po śmierci męża moje życie obróciło się ze złego w jeszcze gorsze - dodała.
"WSJ" ocenia, że afgańskie wdowy są często uważane za moralnie rozwiązłe, ponieważ nie mają męskich opiekunów, a także narażone na przemoc, nawet ze strony swoich bliskich.
"Jak garnek bez pokrywki"
Te oceny potwierdza inny dokument o Afgankach. W ubiegłym roku brytyjska stacja BBC opublikowała materiał o wojennych wdowach, zarówno tych spod Hindukuszu, jak i Wysp - żonach, których mężowie zginęli na wojnie.
Jedna z rozmówczyń dziennikarki BBC, 26-letnia wówczas Marzia, wyznała: - Ludzie myślą, że kiedy kobieta jest wdową, staje się moralnie rozwiązała i jest poza kontrolą. Myślą, że jesteśmy jak garnek bez pokrywki; odsłonięte i gotowe do wszystkiego. Ale mylą się - jesteśmy tylko kobietami, mamy swoje nadzieje i marzenia.
Mąż Marzi był żołnierzem, zginął na służbie w 2010 r. Zaciągnął się do armii, by utrzymać rodzinę, choć żona bardzo się o niego bała. Sama Marzia dorastała w czasie rządów talibów, którzy surowo zabraniali edukacji kobiet, jest więc niepiśmienna. Utrzymuje się z ręcznego tkania dywanów i wróciła do domu swoich rodziców. Wyznała brytyjskiej stacji, że marzeniem jej męża było wykształcenie ich syna. Stara się je spełnić.
W trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się Marzia, i tak może ona mówić o odrobinie szczęścia. Pod swój dach przyjęli ją z powrotem rodzice. Tymczasem wiele innych wdów przyznaje, że po śmierci mężów nie mają się do kogo zwrócić o pomoc. Inne z kolei stają się ofiarami nadużyć i przemocy ze strony swoich bliskich, teściów.
Według raportu ONZ z lutego tego roku 25 proc. z 60 Afganek, z którymi rozmawiała organizacja, przyznało się, że doświadczyło przemocy po stracie męża - tak ze strony swoich krewnych, jak i wspólnoty, w których żyły. Są wyzywane, wyrzucane z domów, stają się ofiarami przemocy fizycznej, społecznego ostracyzmu albo zmusza się je siłą do ponownego zamążpójścia.
- Tydzień po śmierci mojego męża, żony moich szwagrów zaczęły mnie wykorzystywać. Mówiły wszystkim, że nie mają obowiązku troszczyć się o mnie i moje dzieci. To trwało tydzień. Z powodu ich traktowania opuściłam dom mojego męża i wróciłam do domu rodziców. Nie mogłam już tolerować nadużyć i poniżania z ich strony - wyznała przedstawicielom Narodów Zjednoczonych 28-letnia Langham.
Pomoc od rządu
"WSJ" opisuje, że afgańskie władze wypłacają rodzaj rent wojennym wdowom. Na swoich listach mają 80 tys. osób. To jednak kropla w morzu potrzeb. Co gorsza, niektóre Afganki nawet nie wiedzą, że mogą się zwrócić do rządu po pomoc. A nawet jeśli wiedzą, nie są w sanie o nią wnioskować. Dla niepiśmiennych kobiety, które całe życia spędzały w domach, bo w konserwatywnych środowiskach nieczęsto pozwalano na pracę poza nimi, złożenie odpowiednich dokumentów bez pomocy mężczyzn wydaje się niemożliwe.
Wśród 60 Afganek, z którymi rozmawiali przedstawiciele ONZ, przygotowując doroczny raport, tylko jedna kobieta była zatrudniona przed śmiercią swojego męża. Za to wszystkie przyznały, że ich sytuacja finansowa znacznie się pogorszyła po tej stracie.
Niektóre owdowiałe Afganki, nie widząc wyjścia z nędzy, zaczynają myśleć o targnięciu się na własne życie (czytaj więcej)
.